Komiks Doktor Star jest reklamowany jako opowieść ze świata Czarnego młota. Jest to oczywiście prawda, ale nie powinno to zniechęcać do lektury nikogo, kto nie zna opowieści Jeffa Lemire’a o superbohaterach zagubionych gdzieś we wszechświecie. Tą nastrojową historią można się cieszyć, nawet nie znając przygód Abrahama Slama, Golden Gail, Barbaliena, Madame Dragonfly i Pułkownika Weirda.
„Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu”
Doktor Jim Robinson był młodym, obiecującym naukowcem. Prowadził badania dotyczące parastrefy. Nic zatem dziwnego, że zainteresował się nim Departament Obrony. Pewnego dnia w roku 1941 dwóch posępnych agentów weszło do jego obserwatorium w Spiral City i zaproponowało układ. Rząd będzie mianowicie finansował jego badania w zamian za możliwość wykorzystania energii pochodzącej z parastrefy do stworzenia broni. Chodziło oczywiście o zaangażowanie USA w wojnę z III Rzeszą. Młody badacz zgodził się na tę propozycję. Dostrzegł w niej możliwość wzbogacenia się (w końcu miał żonę i malutkie dziecko, a nadal mieszkał w jakiejś ruderze), ale przede wszystkim myślał o postępie w doświadczeniach, które prowadził. Był przecież naukowcem i chciał osiągnąć coś przełomowego. Pragnął zostawić po sobie ślad. Tego entuzjazmu nie podzielała jednak żona naukowca.
Jak się okazało, miała rację. Robinson zaczął zaniedbywać rodzinę i całkowicie zatracił się w pracy. Dzięki temu jego badania zakończyły się sukcesem. Udało mu się okiełznać nową energię i stworzyć broń, która mogła przeważyć szalę zwycięstwa na korzyść antyhitlerowskiej koalicji. Co więcej, dostał się do grupy superbohaterów zwanej Szwadronem Wolności i jako Doktor Star brał udział w walkach na pierwszej linii frontu. Miał poczucie, że stał się częścią czegoś większego. Wiedział, że walczy w obronie podstawowych wartości i robił to z pełnym zaangażowaniem. Później rozpoczął nawet międzyplanetarne podróże. Krótko mówiąc, miał naprawdę ekscytujące życie. Czy jednak o czymś nie zapomniał? Nie stracił bezpowrotnie czegoś znacznie ważniejszego? Znajdzie jeszcze czas, żeby to odzyskać?
„Czas ucieka, wieczność pozostaje”
Jeff Lemire snuje swoją poruszającą opowieść w nielinearny sposób. Główny bohater wspomina młodość, będąc już w zaawansowanym wieku – choć akurat w jego przypadku trudno jednoznacznie zmierzyć upływ czasu. Wraca do Spiral City po latach, by załatwić zaległe sprawy. W swojej narracji raz po raz powraca do przeszłości, próbując jeszcze raz wszystko sobie uporządkować. Nie są to niestety wspomnienia przyjemne. Stara się rozliczyć z popełnionych grzechów, wszystko jednak wskazuje na to, że jest już za późno. Dzięki tym nieustannym skokom w czasie scenarzyście udaje się stworzyć wrażenie dojmującej względności. Czas bowiem w tej opowieści nie dla wszystkich płynie w ten sam sposób.
Rysunki Maxa Fiumary przypominają trochę prace Deana Ormstona w Czarnym Młocie ‒ dzięki temu pod względem wizualnym projekt Lemire’a zachowuje spójny charakter. Podobny nastrój, dość podobna kreska. Sporo tu efektownego kadrowania i dynamicznych scen, charakterystycznych dla komiksów superbohaterskich, ale jednak znacznie ważniejsza jest atmosfera, jaką kreuje rysownik. Uzupełnienie albumu stanowią interesujące dodatki w postaci notatek scenarzysty oraz szkiców rysownika. Jeff Lemire i Max Fiumara dzielą się swoimi refleksjami z prac nad komiksem, a my dostajemy możliwość obserwowania procesu kształtowania tej opowieści i jej bohaterów.
„Ranią wszystkie, ostatnia zabija”
Jeff Lemire doskonale czuje się w różnych gatunkach. Tym razem stworzył opowieść tylko pozornie utrzymaną w superbohaterskiej konwencji – zresztą podobnie było z Czarnym młotem. Mamy tu w gruncie rzeczy pełną nawiązań do kultury popularnej uniwersalną obyczajową opowieść o rozterkach i dylematach wynikających z nadmiernych ambicji. Znajdziemy w tym komiksie również refleksję na temat umiejętności – albo raczej braku umiejętności – odróżniania spraw ważnych od tych jeszcze ważniejszych. Są tu także elementy umoralniającej przypowieści o próbie naprawienia wyrządzonego zła, przyprawione gorzkimi przemyśleniami na temat nieuchronnie mijającego czasu. Jest też wiarygodny bohater. Doktor Jim Robinson jawi się tu jako postać tragiczna. Sięgnął gwiazd, ale zapłacił za to straszną cenę. Pchany do działania naukowymi zapomniał, że ma rodzinę, która na niego czeka. Czy uda mu się odnaleźć stracony czas? Czy uda mu się go pokonać? Warto się przekonać i sięgnąć po ten naprawdę intrygujący komiks.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Paweł Ciołkiewicz
Tytuł: „Doktor Star i królestwo straconej przyszłości”
Tytuł oryginału: „Doctor Star & The Kingdom of Lost Tomorrows”
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Max Fiumara
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data polskiego wydania: 2019
Wydawca oryginału: Dark Horse
Data wydania oryginalnego: 2018
Objętość: 128 stron
Format 170 x 260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena okładkowa: 49,99