„Hellblazer. Brian Azzarello 1” – okładka

Komiks „Hellblazer”, którego bohaterem jest egzorcysta i magik John Constantine, debiutował w naszym kraju kilka lat temu. Niestety, nie przyjęto go entuzjastycznie, co spowodowało zawieszenie serii po kilku tomach. Teraz, dzięki wydawnictwu Egmont, „Hellblazer” powraca z drugą szansą i runem Briana Azzarello. Czy warto dać mu szansę? Zdecydowanie, jednak jak to zwykle bywa, jest jakieś „ale”.

Muszę przyznać, że wznowienia „Hellblazera” oczekiwałem od kilku lat. Niestety, run Gartha Ennisa wydawany w 2008 roku mnie ominął, sam nie wiem czemu. Od kilku lat wydawnictwo Egmont sukcesywnie wydaje i wznawia kolejne tytuły z imprintu Vertigo, więc ponowne wydanie przygód Johna Constantine’a było dla mnie kwestią czasu. Postać znam głównie za sprawą filmu z Keanu Reevesem, gościnnych występów w komiksach DC Comics oraz z serialu z Mattem Ryanem w roli głównej. Aktualnie ten ostatni powrócił do roli w serialu „Legends of Tomorrow”, a Warner Bros myśli o reaktywacji skasowanego kilka lat temu serialu.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ we wszystkich filmach, serialach i komiksach, w których pojawia się John Constantine, a które miałem okazję obejrzeć i przeczytać, przedstawiony jest on jako mag i egzorcysta. Wokół niego pełno jest demonów, aniołów czy też przeróżnych klątw i uroków. Podobnego klimatu oczekiwałem również po komiksie.

Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy po przeczytaniu pierwszego tomu, uświadomiłem sobie, że nie pojawia się w nim ani jeden demon czy też anioł. Nie ma w nim żadnego przypadku klątwy, uroku, egzorcyzmu, a o magii bohater wspomina raz. Jeden jedyny raz. Ogólnie rzecz biorąc, „Hellblazer” spod pióra Briana Azzarello nie zawiera w sobie niczego, na co liczyłem. Kompletnie niczego. Dlaczego więc przeczytałem komiks za jednym razem, w niecałe cztery godziny? Bo i tak jest świetny.

„Hellblazer. Brian Azzarello 1” – przykładowa strona

OPOWIEŚĆ O EGZORCYŚCIE BEZ… EGZORCYZMÓW?

Na ponad 400 stronach komiksu znajdziemy trzy dłuższe historie oraz dwie krótsze, tzw. one-shoty. W pierwszej opowieści pt. „Ciężki wyrok” Constantine trafia do więzienia o zaostrzonym rygorze. Jak poradzi sobie w świecie pełnym morderców, gwałcicieli, rasistów i pozostałych kryminalistów? Kolejna opowieść jest pewnego rodzaju kontynuacją. W „Dobrych chęciach” bohater trafia do miasteczka Doglick, gdzie odwiedza Rose, dawną znajomą, którą poznał, gdy był jeszcze wokalistą punkrockowej kapeli. Oczywiście jak to w prowincjonalnych miasteczkach bywa, musi ono skrywać jakąś tajemnicę. Ostatnia historia nosząca tytuł „Piekło zamarznie” wplątuje Constantine’a w wydarzenia związane z pewnym mordercą.

Brian Azzarello napisał wiele świetnych komiksów. Jednym z nich jest wydawane u nas „100 naboi” i to do tego właśnie tytułu najnowszemu „Hellblazerowi” jest najbliżej. Jeżeli czytaliście wspomniany komiks, to z pewnością nieobcy wam będzie brutalny i ciężki klimat, który obecny jest również w przygodach słynnego Anglika. Widać to zwłaszcza w pierwszej historii.

Jeżeli zaś chodzi o głównego bohatera, to jest on postacią cyniczną, pełną sarkazmu, nie do końca dbającą o to, co stanie się z innymi. Inaczej mówiąc – jest dupkiem. I sam nie wiem, czy to wada, czy zaleta. Pewne jest to, że jego charakter idealnie wpasowuje się w przedstawione historie i na swój sposób da się go polubić. Plusem komiksu jest również styl prowadzenia narracji. Azzarello wprowadza nas w świat bohatera powoli, buduje napięcie, tworzy tajemnice, żeby na końcu zaskoczyć czytelnika ich odkryciem.

„Hellblazer. Brian Azzarello 1” – przykładowa strona

GROTESKA I MROK

Od strony graficznej jest średnio. „Ciężki wyrok” narysował Richard Corben, za którym osobiście nie przepadam. Rysownika znać możecie chociażby z wydanego u nas komiksu „Cage”. W jego pracach nie lubię twarzy, które momentami są zbyt groteskowe. Owszem, pasuje to do takich właśnie mocnych tytułów, ale to jednak nie mój styl. Zdecydowanie lepiej w kwestii twarzy i mimiki poradzili sobie Marcelo Frusin, Steve Villon i Dave V. Taylor. Najbardziej do gustu przypadły mi rysunki tego pierwszego. Minimalistyczne, trochę mroczne, nadają historii świetny klimat.

Polskie wydanie oparte jest na wydaniu francuskim od Urban Comics, które zbiera historię autorami.  Po dwóch tomach Briana Azzarello zapowiedziane zostały trzy tomy Gartha Ennisa i jeden tom autorstwa Warrena Ellisa. We wspomnianym wydaniu francuskim dostępny jest również run Mike’a Careya, który mam nadzieję też dostaniemy. Liczę też na runy pozostałych twórców. Wydanie jest na bardzo dobrym poziomie, do którego Egmont już dawno nas przyzwyczaił. Dobry papier, twarda oprawa i świetne tłumaczenie Pauliny Braiter. Niestety, w wydaniu tym nie znajdziemy żadnych materiałów dodatkowych.

„Hellblazer. Brian Azzarello 1” – przykładowa strona

ZASKOCZENIE JAK NAJBARDZIEJ POZYTYWNE

HellblazerBriana Azzarello to naprawdę dobry komiks, po który sięgnąć powinni przede wszystkim miłośnicy „100 naboi”. Wprawdzie nie znalazłem tutaj magii, egzorcyzmów, demonów, a główny bohater nie do końca przypadł mi do gustu, muszę jednak przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony tytułem, głównie za sprawą prowadzonej narracji. Było to dla mnie całkowicie inne spojrzenie na postać Johna Constantine’a. Jestem ciekaw, jak do postaci podejdą pozostali autorzy.

Maciej Skrzypczak

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Richard Corben, Marcelo Frusin, Steve Villon, Dave V. Taylor
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont
Data wydania: marzec 2019
Liczba stron: 408
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 109,99 zł