W kinach króluje filmowa wersja przygód Kapitana Marvela zatytułowana Shazam! Komiksowy pierwowzór był jednym z najpopularniejszych bohaterów Złotej Ery amerykańskiego komiksu superbohaterskiego. Obecnie jest to odrobinę zapomniana postać, na którą od lat obecny posiadacz praw do niej, czyli DC Comics, za bardzo nie ma pomysłu.

Narodziny Kapitana Marvela

Dlaczego tak się dzieje, postaram się odpowiedzieć poniżej. Zanim to nastąpi, musimy się cofnąć do początku lat czterdziestych ubiegłego wieku. Tuż po pojawieniu się Supermana i jego ogromnej popularności, jak grzyby po deszczu zaczęli wyrastać naśladowcy. Jednym z nich był Captain Marvel, który narodził się w Fawcett Publications. Jego twórcami byli scenarzysta Bill Parker oraz rysownik C.C. Beck, który wzorował jego aparycję na aktorze Fredzie MacMurrayu. W lutym 1940 r. bohater pojawił się w drugim numerze Whiz Comics.

Co ciekawe, nieznane są losy pierwszego numeru magazynu. Prawdopodobnie wydano tylko broszurkę w niewielkim nakładzie (tzw. ashcan), żeby mieć prawa do nazwy periodyku i postaci, jakie w nim występują. O ile mi wiadomo, nie zachowała się żadna kopia tego numeru. Kilka pierwszych zeszytów magazynu było przez to podwójnie numerowanych, ale do piątego numeru ustabilizowano numerację.

Captain Marvel i Billy Batson - rys. C.C. Beck

Captain Marvel i Billy Batson – rys. C.C. Beck

SHAZAM!

Również pod względem fabularnym kilka pierwszych odcinków przygód Kapitana to próby ustalenia tematyki komiksu, charakteru postaci. Od początku wiadomo było, że sierota Billy Batson został przez czarnoksiężnika Shazama wybrany na dziedzica ogromnych mocy. Wywodzą się one od mitycznych postaci: Salomona, Herkulesa, Atlasa, Zeusa, Achillesa i Merkurego, którzy obdarzają chłopca odpowiednio Mądrością, Siłą, Wytrzymałością, Mocą, Odwagą i Szybkością. Jak łatwo zauważyć, pierwsze imiona mitologicznych herosów składają się imię czarnoksiężnika, które jednocześnie jest zaklęciem, dzięki któremu Billy zmienia się w Kapitana, oraz przydomkiem postaci od lat siedemdziesiątych. Zmieniono wówczas jego imię, żeby nie kojarzył się z nazwą konkurencyjnego wydawnictwa Marvel Comics oraz istniejącej w ich uniwersum postaci Kapitana Marvela. Kilka tygodni temu mogliśmy zresztą obejrzeć filmową adaptację przygód współczesnej wersji tej postaci z Brie Larson w tytułowej roli.

Jednak zakres mocy, zachowanie i kostium postaci ulegały zmianom. Czasem były kosmetyczne, jak usunięcie klapy i guzika, kojarzących kostium odrobinę z ówczesnymi stróżami prawa. Bohater nauczył się też latać. Największe zmiany zachodziły w treści. Początkowo jak większość ówczesnych postaci komiksowych Captain Marvel ruszył do walki z ówczesnymi przeciwnikami Stanów Zjednoczonych. Zdarzało mu się też skosić oponentów celną serią z karabinu maszynowego. Co zresztą nie było niczym nadzwyczajnym. Batman też początkowo strzelał do przestępców. Dopiero z biegiem czasu bohaterowie przestali zabijać złoczyńców.

Shazam! - rys. C.C. Beck

Shazam! – rys. C.C. Beck

Potężniejszy od Supermana

Captain Marvel okazał się ogromnym sukcesem. Prawdopodobnie był najpopularniejszym komiksem superbohaterskim wydawanym w latach czterdziestych. Nakład jego przygód przewyższał Supermana. Wkrótce dołączyła do niego cała masa pomocników. Pierwszym był gazeciarz Freddie, który prawie zginął w wyniku knowań Kapitana Nazisty. Żeby go uratować, Shazam przeniósł część swoich mocy na niego. Dzięki czemu zmienia się w Kapitana Marvela Jr. Co ciekawe, źródłem mocy Freddiego jest Kapitan, więc to jego imię musi wypowiedzieć. Niedługo później dołączyła zaginiona siostra Billy’ego – Mary, która również czerpie moce od mitycznych postaci, ale jej panteon jest odmienny. Gracja Seleny, siła Hippolity, zręczność Ariadny, rączość Zefiryny, piękno Aurory i mądrość Minerwy. Na tym przykładzie widzimy dość dobrze różnice kulturowe w ówczesnym postrzeganiu płci i tym, czym powinni się cechować ich idealni przedstawiciele.

Mary Marvel

Mary Marvel

Początkowo zresztą Billy twierdzi, że czarnoksiężnik raczej nie udzieli jej mocy, bo jest dziewczyną. To niejedyna niezręczna kwestia w serii. Jest ona pełna rasistowskich stereotypów. Pomagier, kierowca Billy’ego Steamboat to stereotypowo przerysowany Murzyn. Jeden z przeciwników Nippo to karykatura Japończyka. Dr Sivana w jednym z odcinków przebiera się za Chińczyka i również odgrywa tę postać stereotypowo i obraźliwie. Oczywiście należy to zrzucić na karb czasów, w jakich powstawała seria. Wtedy takie rzeczy były na porządku dziennym. Warto jednak sobie zdawać sprawę z tego, jak takie przedstawienia oddziałują na kulturę i jak upowszechniają pewne stereotypy oraz dlaczego współcześnie stara się je eliminować.

Shazam! - rys. C.C. Beck

Shazam! – rys. C.C. Beck

Większość tego artykułu opieram na zbiorze przygód Kapitana Marvela pt. Shazam! In the 40s, 50s and 70s, opublikowanym przez Harmony Books. To wybór najważniejszych i najciekawszych przygód z historii postaci według redaktora wydania Nelsona E. Bridwella, który został scenarzystą serii po jej ponownym uruchomieniu w latach siedemdziesiątych.

Bohater, rodzina i przyjaciele

Zdecydowana większość tego zbioru to opowieści z lat czterdziestych, czyli najlepszego i najciekawszego okresu publikacji. Zawierają pierwsze historie ze wspomnianymi wcześniej innymi członkami rodziny Marvel. Było jeszcze kilka innych postaci, które obdarzone zostały nadludzkimi mocami. Trzech Poruczników Marvel (Lieutenant Marvels) to reprezentanci różnych regionów Stanów Zjednoczonych. Tall Billy, Fat Billy i Hill Billy pochodzą z Teksasu, Bronksu i z Południa. Pojawia się też drobny oszust, Wujek Marvel, który nie ma mocy, ale pod ubraniem nosi kostium i gdy inni się zmieniają, on też krzyczy „Shazam!” i w mgnieniu oka zrzuca codzienne ubranie. Początkowo jest przeciwnikiem bohaterskiej rodzinki, ale wkrótce do niej dołącza i jego kłamstewko jest tolerowane przez jej pozostałych członków.

Najfajniejszym bohaterem drugiego planu jest Tawky Tawny. To tygrys, który po spożyciu specjalnego wywaru nauczył się mówić. Znudziło mu się życie na odludziu z indyjskim pustelnikiem i zapragnął zakosztować uroków cywilizacji. Prowadzi to do wielu zabawnych sytuacji, bo wszyscy biorą go za krwiożerczą bestię. Dopiero Kapitan Marvel wyjaśnia sytuację i pomaga mu zdobyć pracę jako przewodnik w lokalnym muzeum.

Shazam! - rys. C.C. Beck

Shazam! – rys. C.C. Beck

Straszliwi wrogowie

Pojawiają się też wszyscy ważniejsi przeciwnicy: Dr Sivana (wraz z rodziną), Mister Mind, Society of Evil (które skupia większość oponentów Kapitana), Black Adam, Kull zaczerpnięty z prozy Roberta E. Howarda, Captain Nazi, Ibac i Sabbac (pseudonimy powstały na tej samej zasadzie co Shazam, ale ich patronami są historyczni oprawcy tacy jak Iwan Groźny). Najczęściej członkowie rodziny ścierają się z Dr. Sivaną. Black Adam wystąpił w jednej opowieści, w której ginie. Mister Mind, który obok ucywilizowanego tygrysa jest najlepszym pomysłem scenarzystów, zostaje skazany na krzesło elektryczne na końcu dwudziestopięcioczęściowej sagi z jego udziałem. Następnie jego zwłoki zostają wypchane i trafiają do muzeum Fawcett City.

Większość antagonistów można zakwalifikować do kilku kategorii: drobni rabusie, oszuści, superłotrzy obdarzeni mocą porównywalną z bohaterem i szaleni naukowcy. Najciekawsze są starcia z tymi ostatnimi, bo wymagają od członków Rodziny Marvel czegoś więcej niż tylko siły fizycznej. Równie interesujące są kuriozalne pomysły łotrów. Barbarzyńca Kull (paradoksalnie będący w posiadaniu bardzo dziwnych technologii) chce zmniejszyć Ziemię do mikroskopijnych rozmiarów, żeby ją zgnieść. Dr Sivana powiększa Księżyc, co zwiększa pływy i jest niebezpieczne dla przybrzeżnych miast. W innej historii Sivana wraz z rodziną udaje się w przeszłość i przyszłość, by zdobyć radioaktywne minerały do swojej maszyny, która otoczy planetę tarczą elektronową, przez co błyskawica, dzięki której Billy zmienia się w bohatera, nie będzie mogła do niego dotrzeć.

Marvel Family - rys. C.C. Beck

Marvel Family – rys. C.C. Beck

Niedzisiejsze przygody

Większość historyjek jest więc dość naiwna. Mają jednak niezaprzeczalny urok. Wiele cechuje się dużym poczuciem humoru. Według mnie tego brakuje trochę we współczesnych opowieściach o superbohaterach, które są coraz mroczniejsze i zagłębiają się głównie w psychikę bohaterów. Starają się też temat uczynić jak najbardziej realistycznym, poważnym i „dorosłym”. Dzieje się tak, bo od lat to dorośli są głównym odbiorcami tego gatunku. Domagają się bardziej skomplikowanych historii niż te przedstawione na łamach zbioru. Z jednej strony, w pełni to rozumiem. Z drugiej, poprzez urealnianie, uspójnianie i zamykanie wszystkiego w sztywne ramy i zasady utracono gdzieś kompletną nieprzewidywalność dawnych opowieści. Zbyt wiele rzeczy nie przystaje bowiem do ustalonych zasad, których sztywno trzymają się późniejsi scenarzyści.

Przy okazji zgubiona zostaje też pewna radość tworzenia i wynikająca z niej radość z lektury. W historiach z lat czterdziestych często pomysły złoczyńców i sposoby ich pokonania są kompletnie absurdalne, dziwne, momentami niedorzeczne. Dlatego są takie fajne, zabawne i często nieprzewidywalne, bo ich logika wymyka się tej, którą kierujemy się w życiu. Jednocześnie wewnętrzna logika opowieści i świata zostaje zachowana. W świecie Shazama opowieść o szkole, która przez ciapowatego nauczyciela niezgułę i jego maszynę do zwabiania ptactwa jest niszczona przez oszalałe dzięcioły, jest całkowicie naturalna. Podobnie jak próby pozbycia się ptactwa przez przebudowanie maszyny na taką, która wabi koty – naturalnego wroga ptaków, a kotów z kolei przez ściągnięcie stada psów.

Shazam! - rys. C.C. Beck

Shazam! – rys. C.C. Beck

Zawieszanie niewiary

Wielu czytelników nie jest w stanie zawiesić niewiary i zaakceptować takich pomysłów. Podobnie tego, że mało kto wie, że Billy Batson i Captain Marvel to jedna postać. Pomimo tego, że Billy nieraz wykrzykuje zaklęcie w towarzystwie innych. Najwyraźniej nagły grzmot i błysk towarzyszący przemianie tak oszałamia wszystkich wokół, że nie zauważają tego faktu. Zaraz podniosą się głosy, że to nierealistyczne. Tak samo jak to, że nikt nie rozpoznaje, że Clark Kent i Superman to jedna osoba. Nie ma chyba nudniejszych ludzi niż tacy, którzy nie są w stanie przyjąć, że w komiksie i jego świecie tak po prostu jest. Siedzą i nagrywają smętne filmiki na Youtube, w których wymieniają 23 sytuacje, po których wszyscy powinni wiedzieć, kim jest Superman.

Zwłaszcza że z punktu widzenia struktury opowieści to ma niewielkie znaczenie. Billy i tak musi prędzej czy później zmienić się w bohatera. Rysownicy mogliby rysować w każdej opowieści dwa panele o tym, że Billy idzie za róg lub do budki telefonicznej i tam wykrzykuje „Shazam!”. Tylko że to jest dodawanie szczegółów, które nie są jakoś szczególnie ważne. „Dorośli” fani komiksów (i innych mediów też) lubują się w takich „analizach”, które wytykają podobne „błędy”. Trzeba jednak pamiętać, że nagromadzenie takich drobiazgów odwraca uwagę od tego, co się liczy, czyli opowiadanej historii. Gdy stawia się narrację na pierwszym planie, to takie rzeczy jak tłumaczenie, dlaczego bohaterowie mogą oddychać na Wenus, można pominąć. O ile nie jest to kluczowe dla opowiadanej historii. Część można sobie dopowiedzieć, a część wytłumaczyć zasadami działania nierealnego świata w komiksie.

Klasyczna komiksowa narracja

Zwłaszcza że jednocześnie dość łatwo przychodzi każdemu zaakceptowanie istnienia magicznych mocy i mówiącego tygrysa. Dzięki nagromadzeniu podobnych dziwactw w trakcie lektury bawiłem się świetnie. Zwłaszcza że opowiastki są dobrze napisane. Nie licząc okazjonalnego wytłumaczenia mocy bohatera dla nowego czytelnika, nie są przeładowane dialogami i narracją. To też dobra nauka podstaw komiksowego rzemiosła. Kadry nie są nadmiernie szczegółowe. W wielu przypadkach tło jest zredukowane do minimum i pojawia się tylko, żeby przypomnieć lokację lub jej zmianę. Czyta się je bardzo płynnie. Często dużo lepiej niż późniejsze komiksy Marvela czy DC. Niestety w większości opowieści w zbiorze ich twórcy nie są wymienieni z nazwiska, ale każdy, kto lepiej się zna na komiksach, rozpozna z łatwością C.C. Becka czy Maca Raboya. Jeden z ciekawszych zeszytów był narysowany przez obu tych rysowników o znacząco odmiennej kresce. Odpowiednio uproszczonej i bardziej realistycznej.

Smutna rzeczywistość

Rzeczywiste losy Kapitana Marvela niestety nie są tak wesołe i pogodne jak jego komiksowe przygody. Na początku lat pięćdziesiątych National Comics (późniejsze DC) wytoczyło proces Fawcett Publications. W pozwie sugerowali, że Kapitan jest kopią Supermana. Różnice widać bez specjalnego zagłębiania się w obie postacie i wydawnictwo Fawcett do pewnego czasu dość dobrze radziło sobie z obroną stanowiska. Na skutek zmian w powojennym społeczeństwie sprzedaż komiksów superbohaterskich znacząco spadła. Głównie na rzecz komiksów innych gatunków (romanse, kryminały, horrory, science-fiction). Na czoło wysuwają się w tym okresie publikacje EC Comics. Dlatego wydawca zaprzestał tworzenia nowych przygód Kapitana i niezbyt interesowała go sądowa batalia o postać, z którą nie wiąże przyszłości. W wyniku przegranego procesu Fawcett Publications musiało zapłacić National Comics 400 tysięcy dolarów. W 1953 roku zamknęli swój dział komiksowy i zwolnili wszystkich twórców.

Bohater, jak to często bywa, powrócił jednak w 1972 r. już jako własność DC Comics. Nowy wydawca, chcąc uniknąć problemów z firmą z Marvel w nazwie, zmienił przydomek bohatera na Shazam. Ten jednak nie był w stanie powtórzyć sukcesu sprzed 20 lat i nie udało mu się na stałe zadomowić w uniwersum DC. Wydaje mi się, że to wynik tego, że Shazam jest tak bardzo związany z okresem, w którym powstał. Jest pogodny. Ma wesołe przygody, które choć żartobliwe i umieszczone w dziwacznym świecie, są pisane całkowicie szczerze i serio. Bez ironicznego mrugania okiem do czytelnika.

rys. Alex Ross

rys. Alex Ross

Margines uniwersum DC

Jeśli popatrzeć na komiksy superbohaterskie ostatnich 30 czy nawet 50 lat, ciężko się dziwić, że postać z przygodami w takiej atmosferze nie odnosi sukcesów. Jedną z prób wytłumaczenia odmiennego podejścia do życia i heroizmu Shazama, a jednocześnie bardzo ważną zmianą w mitologii postaci było ustanowienie w latach osiemdziesiątych tego, że Billy Batson i bohater mają jedną osobowość. We wcześniejszych przygodach były to odmienne osoby. Każda z nich miała swój charakter i rolę do spełnienia. Tam gdzie Kapitan nie mógł sobie poradzić, często Billy był w stanie coś zdziałać. Sprowadzenie bohatera do dziecka w ciele dorosłego tak naprawdę zupełnie marginalizuje postać Billy’ego, który jest niemalże bezużyteczny w wielu współczesnych scenariuszach. Shazam również nie jest traktowany poważnie, bo mentalnie jest przecież dzieckiem. Dlatego służy głównie jako obiekt żartów. Zwłaszcza wśród dojrzałych i śmiertelnie poważnych bohaterów z Ligi Sprawiedliwości.

Shazam! - reż. David F. Sandberg

Shazam! – reż. David F. Sandberg

Filmowy renesans

Bałem się, że podobnie będzie w filmowej adaptacji, która podąża tą samą drogą. Jednak udało się w niej wyciągnąć wszystko co najlepsze z obu światów. Z jednej strony Shazam jest dzieciakiem w ciele dorosłego i scenariusz bezlitośnie eksploatuje komediowy potencjał tego konceptu. Dodatkowo Zachary Levi świetnie gra czternastolatka, który jest zafascynowany swoim nowym ciałem, aparycją i mocami. Nie zapominajmy o dobrze napisanych żartach, które zostają odpowiednio rozegrane i nie są docinkami w scenach o zupełnie innej atmosferze wypowiadanymi często naprędce, jakby sami aktorzy byli zażenowani ich poziomem. Widać, że ten film miał niezły scenariusz i że zrealizowano go bez większych ingerencji spoza planu.

Z drugiej strony film nie jest tylko głupawą komedią. Pomimo tego, że Billy i bohater to jedna osoba, to dla Billy’ego moce Shazama są tym, czym maska dla Spider-Mana. Jest chłopakiem z domu dziecka, który nieustannie poszukuje swojej matki. Jest samodzielny, ale też trochę wyalienowany, lękliwy i zamknięty w sobie. Dlatego po przemianie się otwiera. Nowa moc i uwaga, jaką przyciąga, zupełnie zmienia jego zachowanie w stosunku do otoczenia. I tak samo jak Peter Parker początkowo wykorzystuje zdolności do własnych celów i zarobku, by ostatecznie zrozumieć, że z wielką mocą… Na szczęście obywa się bez ofiary wujka Bena.

Shazam! - reż. David F. Sandberg

Shazam! – reż. David F. Sandberg

Film dla każdego

Trup ściele się jednak dość gęsto i brutalnie. Film pod względem klimatu przypomina bowiem kino dla dzieci i nastolatków z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie stroniło ono od scen strasznych czy pełnych przemocy. Wydaje mi się to lepszym rozwiązaniem niż kino dziecięce z ostatnich 20 lat, kompletnie ugładzone i przy okazji wyprane z jakichkolwiek emocji. Dotknęło to też kategorię PG-13 (dostępne dla dzieci pow. 13. roku życia z opieką rodzica), która zawiera przecież takie filmy jak Szczęki czy Poltergeist.

W Shazam! nie straszy rekin ani duch, ale Dr Sivana. Jest mordercą, grozi dzieciom (przybranej rodzinie Billy’ego) i czuć, że walka toczy się o jakąś stawkę. Warto wspomnieć, że jest to osobista stawka dla bohatera, a nie globalne starcie, w które jest uwikłany, bo tego wymaga fabuła. To ciekawa odmiana po kolejnych złoczyńcach otwierających na najbliższym wieżowcu portal do energii mającej zniszczyć świat. Jest przy tym bardzo dobrze skonstruowanym złoczyńcą, a to według wielu podstawa dobrego filmu o superbohaterach. To od jego genezy zaczyna się film, co od razu ustala zagrożenie i to, o co toczy się gra.

Shazam! - reż. David F. Sandberg

Shazam! – reż. David F. Sandberg

Lustrzane odbicia

W zasadzie Sivana i Billy są bardzo podobni. Obaj szukają uznania swoich rodziców i dążą do zaspokojenia podstawowej potrzeby bezpieczeństwa i towarzystwa. Jedyne, co ich różni, to reakcja na to, gdy nie zostaje ona spełniona. Paradoksalnie nastoletni Billy ostatecznie wykazuje się większą dojrzałością niż Thad Sivana, który chociaż dorósł mentalnie, pozostał dzieckiem. Billy z czasem zrozumie, że sensem posiadania mocy jest altruizm, podczas gdy Sivana chce mocy jedynie na własny użytek.

Szkoda, że zabrakło trochę czasu ekranowego dla nowej rodziny Billy’ego. To dzięki nim bohater rozumie, co jest najważniejsze, i to doprowadzi do zmiany w jego zachowaniu. Znaczenie rodziny i przyjaciół jest tematem przewodnim filmu. Znajdujemy ich czasem w najmniej oczekiwanych miejscach, ale musimy być na nich otwarci. Nie jest to coś nadzwyczaj skomplikowanego czy wzniosłego, ale warto sobie czasem przypomnieć takie truizmy.

Najlepszy film  DC?

To co mi się najbardziej podobało, to wierność atmosferze pierwszych komiksów. Jest ciepło i pogodnie. Przy tym postacie zmagają się z realnymi problemami. To kolejny dowód na to, że można zrobić film o superbohaterach, który nie powiela formuły Marvela (lub nie do końca się w nią wpasowuje), ale nie popada też w snyderyzm, gniew i mrok lat dziewięćdziesiątych. Nieprzypadkowo chyba też część ostatecznego starcia odbyła się w centrum miasta i w pewnym momencie widzimy chłopczyka bawiącego się figurkami Batmana i Supermana. Wydaje mi się, że David F. Sandberg umieścił ten i inne pociski z wcześniejszych produkcji DC nie bez powodu. Co ciekawe, reżyser ten wcześniej zrobił jedynie Anabelle: Narodziny Zła. To kolejny po Jamesie Wanie twórca horrorów, który znalazł swoje miejsce w kinowym uniwersum DC.

W filmie pojawia się odniesienie do jego pierwszej produkcji, ale nie jest nachalne. Podobnie jak nawiązanie do Mr Big z Tomem Hanksem, który też opowiada o dziecku w ciele dorosłego. Oba są wplecione w akcję i nie wybijają, uderzając widza obuchem: „Hej, pamiętasz ten inny film, tutaj nawiązujemy do niego. Heeeeeej!”, jak to bywa zazwyczaj. Co ciekawe, widać też fascynację Spider-Manami Sama Raimiego. Podobny ładunek emocjonalny i przesłanie. Część wizualnych zagrań, takich jak nastrój sytuacji czy niesamowitość bohatera, określana przez reakcje statystów. Najczęściej słabych aktorsko, chociaż gość uderzający twarzą w szybę autobusu zwisającego z estakady jest dla mnie cichym bohaterem tego filmu.

Shazam! - reż. David F. Sandberg

Shazam! – reż. David F. Sandberg

Nieunikniona kontynuacja

Po klęsce kilku poprzednich filmów włodarze Warner Bros. przeznaczyli znacznie mniejsze środki na Shazam! (ok. 100 milionów dolarów). Film pewnie by nie powstał też bez zaangażowania innych zainteresowanych, takich jak Dwayne Johnson, który będzie grał Black Adama w równoległym filmie. Jednocześnie czekam na kontynuacje i bardzo się ich boję. Czekam, bo w scenie po animowanej części napisów pojawia się największy i najlepszy superzłoczyńca wszech czasów. Boję się, bo The Rock w wywiadzie przedstawił Black Adama jako antybohatera, co strasznie śmierdzi mi latami dziewięćdziesiątymi. Drugim powodem jest sukces Shazam! O ile w pierwszej części filmu o zapomnianym bohaterze, w sytuacji kompletnego rozkładu filmowego uniwersum DC, reżyser mógł mieć większą swobodę, o tyle przy kontynuacji każdego hitu producenci bardzo się starają powtórzyć sukces pierwszego filmu, najczęściej nie rozumiejąc, co do niego doprowadziło. Przykładem mogą być Strażnicy Galaktyki Jamesa Gunna.

Shazam! bardzo mi się podobał, chociaż ewidentnie nie jestem jego docelowym widzem. W przeciwieństwie do wielu innych filmów superbohaterskich (nie mówiąc już o komiksach) był o czymś (rodzina, przyjaźń) więcej niż tylko nadludzie okładający się bez sensu. Nieźle trzyma się przy tym komiksowych kanonów i twórczo je rozwija. Wykorzystano zadziwiająco dużo elementów z komiksów o tym bohaterze. To powinno pomóc w przystosowaniu bohatera do współczesności. Co najważniejsze, film został nakręcony przez kompetentnego reżysera na podstawie bardzo rzetelnie przygotowanego scenariusza. Ma więc to, czego brakło w niezłym Aquamanie (scenariusz) lub imienniczce ze stajni Marvela (scenariusz i reżyseria). Oglądajcie więc film o Kapitanie Marvelu vel Shazamie i czytajcie komiksy z jego udziałem. Jest też kilka niezłych przekrojowych antologii, a Egmont właśnie wydał (niestety dość przeciętny) komiks Jeffa Smitha o tym bohaterze. Wiele można znaleźć legalnie w sieci w domenie publicznej.

Konrad Dębowski