Przejmując po innej osobie serię do recenzji, mamy dwie możliwości ‒ albo pozwolimy, aby przygniotły nas opinie poprzednika, albo możemy podejść do całości na świeżo, dzieląc się swoimi przemyśleniami od podstaw. Wybrałem opcję drugą przy omawianiu komiksu „The Wicked + The Divine”, której to serii tom 3, czyli „Komercyjne samobójstwo” od Mucha Comics, trafił właśnie w moje ręce.
Parę słów wprowadzenia dla nowych czytelników, o czym w ogóle jest seria. Narracja skupia się na grupie ludzi o nadprzyrodzonych mocach, dwunastu bogach z różnych kultur, którzy razem tworzą tzw. Panteon. Każdy jego członek był w pewnym momencie normalną osobą, zanim został wybrany do połączenia się z duchem bóstwa. Boskość pociąga za sobą konsekwencje ‒ wszyscy umrą w ciągu następnych dwóch lat. Panteon pojawia się cyklicznie co 90 lat. W obecnej iteracji na początku XXI wieku większość bóstw wybiera kariery muzyków-celebrytów. Nad Panteonem czuwa tajemnicza Ananke, która „budzi” bóstwa do życia. Póki co wydaje się również, że osoba, która jest reinkarnacją konkretnego boga, nie ma możliwości odmowy, gdy zostanie wybrana.
Miszmasz kolorystyczno-wizualny
Wszystkie trzy tomy pochłonąłem jednym ciągiem w kilka godzin. Ich poziom, do czego wrócę później, jest różny, ale jest coś, co łączy je wszystkie. Zobaczyłem istną orgię kolorów, ucztę wizualną pierwszej klasy. Nie ma tutaj jednak przypadkowości. Każdy kadr, każda zmiana barw czy stylu graficznego (niektóre rozdziały są bardzo szczegółowe, inne natomiast bardzo surowe i proste, oszczędne w kresce) służy konkretnemu celowi ‒ przedstawieniu określonego bóstwa, zawiązaniu konkretnej akcji czy ukazaniu ich wpływu na śmiertelników.
Gdy przeczytałem trzeci tom opowieści, początkowo byłem jednak nastawiony dość sceptycznie. Dwa pierwsze były raczej spójne graficznie, mimo wybuchowego charakteru. W trzecim jest największa różnorodność i bogactwo zmian. I to mnie zaskoczyło, ale po przemyśleniu tego zabiegu, uznaję go za istotną i ciekawą metodę prezentacji określonej myśli autorskiej.
Co do powyższego, muszę podkreślić jedną kwestię ‒ nie wszystkim takie eksperymentowanie będzie odpowiadało. Spotkałem się w Internecie z niepochlebnymi opiniami na temat kreski i oprawy graficznej w trzecim tomie. Ja uważam, że nie ma w tym nic złego, jeśli się zrozumie, dlaczego autorzy zdecydowali się na taki zabieg. Rozumiem też, dlaczego może się to również nie podobać ‒ dwa pierwsze tomy trzymały się bowiem jednej linii graficznej. Cóż, to kwestia gustu. Ja swojego zdania nie zmienię.
Filer, a nie kiler
Jeśli jednak nie mam nic do zarzucenia grafice, o tyle w kwestii fabularnej cała seria do tej pory jest dość nierówna. W pierwszym tomie mieliśmy mnogość wydarzeń, tajemnicę, akcję za akcją, nie pozwalało nam to nawet na moment odetchnąć. Drugi tom sprawiał wrażenie niedopracowanego w pewnych aspektach (a może autor celowo pomija pewne wydarzenia), ale to, co go charakteryzowało najbardziej, można określić jednym słowem ‒ chaos. Historie działy się w oderwaniu jedna od drugiej, dając nam więcej pytań niż odpowiedzi i tak naprawdę do końca jeszcze nie pokazując, w jakim kierunku seria chce podążyć. To moment, w którym część osób może do „The Wicked + The Divine” po prostu się zniechęcić.
W końcu dochodzimy do tomu trzeciego. Tak jak napisałem w nagłówku tej części recenzji, to bardziej filer niż zabójczy tom, który przywróci serię na tor zarysowany w tomie pierwszym. Czytelnik, który jednak chciałby go pominąć, absolutnie nie powinien tego robić. Dlaczego? Polskie wydanie to zebrane w całość zeszyty od nr 13 do 17. W tych pięciu częściach dostajemy ważne informacje o Tarze (to rozdział, który czyta się najlepiej ze wszystkich w tym tomie), poznajemy genezę Morrigan oraz Bafometa, jak również ‒ co najważniejsze ‒ dowiadujemy się, kto stoi za zabójstwem sędziego w jednym z poprzednich tomów.
Na 192 stronach komiksów większość sprawia wrażenie wypełniaczy, ale to, co zostało przemycone pomiędzy, w mojej opinii może nieco zrekompensować resztę. Otóż powoli dowiadujemy się, w którym kierunku może pójść główna intryga. Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób do tego dojdzie, ale możemy się domyślać, kto pociąga za sznurki. Nie napiszę, o kogo mi chodzi, bo z jednej strony chcę, by czytelnik sam to odkrył, a z drugiej, gdybym nie trafił, okazałoby się, że ze mnie wieszcz, jak z koziej dupy trąba.
Nadzieja umiera ostatnia
Z pewnością ten tom jest mniej chaotyczny niż poprzedni. Jest tu więcej zmian wizualnych, o czym już wspominałem, a całość sprawia wrażenie dość powolnego budowania historii. Jednak trzeci tom „The Wicked + The Divine” to dla mnie logiczna kontynuacja dwóch poprzednich. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach historia ruszy w końcu z kopyta. Póki co na Zachodzie ukazały się 42 zeszyty głównej serii (i sześć numerów specjalnych). W pierwszych trzech tomach zbiorczych doszliśmy na razie do zeszytu siedemnastego.
Przed nami wciąż daleka droga do wyjaśnienia zagadki. Ja jestem ciekawy, jak to się skończy, ale mam nadzieję, że kolejne tomy dadzą nam jeszcze ciekawszą historię. Jeśli kolejny tom nie przebije poziomem tego, to obawiam się, że część osób może się od „The Wicked + The Divine” odwrócić.
Dziękujemy Wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał „Emjoot” Jankowski
Scenariusz: Gillen McKelvie
Rysunki: Kate Brown, Tula Lotay, Jamie McKelvie, Stephanie Hans, Leila Del Duca, Brandon Graham
Kolory: Matthew Wilson, Mat Lopes
Tłumaczenie: Piotr Czarnota
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 192
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN: 978-83-65938-36-7
Wydanie pierwsze