Himalaje. Mało jest rzeczy, które wzbudzają tak skrajne emocje, jak najwyższe góry świata. Praktycznie co roku dochodzi tam do śmiertelnych wypadków, a jednocześnie cały czas przybywa osób, które chcą zdobyć niedostępne szczyty. Z jednej strony czołowi himalaiści cieszą się statusem bohaterów, z drugiej w górach wysokich zaczyna dominować komercja i masowa turystyka. Żyjemy w epoce, w której pod szczytem Everestu tworzą się kolejki jak pod Giewontem, a na jego zboczach zalegają setki ton śmieci. Komiks „K” autorstwa Jiro Taniguchiego i Shiro Tosakiego pochodzi z innych czasów i przedstawia góry z zupełnie odmiennej perspektywy.
Tytułowy himalaista ukrywający się pod pseudonimem „K” jest klasycznym bohaterem tragicznym. Został ciężko doświadczony przez los i ciągle zmaga się z demonami przeszłości. Choć jest Japończykiem, żyje u stóp Himalajów, gdzie z roku na rok rośnie jego sława jako najlepszego wspinacza. W pięciu rozdziałach komiksu towarzyszymy mu podczas zdobywania kolejnych szczytów górskich. Bo to góry w tej mandze są najważniejsze.
Japońskie spojrzenie na Himalaje
Jakie są Himalaje i Karakorum w komiksie dwóch Japończyków? Przede wszystkim pięknie narysowane. Choć, jak to w klasycznej mandze, rysunki są czarno-białe, to dzięki ogromnej dbałości o szczegóły czytelnikowi wydaje się, że został żywcem przeniesiony do podnóża kamiennych ścian. Strona graficzna to moim zdaniem najmocniejsza część komiksu. Taniguchi jest mistrzem nie tylko pejzaży i martwej natury, ale równie dobrze oddaje swoją kreską ludzkie emocje i dramatyczne wydarzenia.
Nieco gorzej swoją rolę spełniają onomatopeje, czyli komiksowe efekty dźwiękowe. „PIUUUUUUU” jako zawodzący wiatr, „FUUU” jako odgłos huraganowego podmuchu oraz „HU” „HU” jako przyspieszony oddech zziajanego wspinacza mnie niezbyt przekonały. A ponieważ komiks jest pełen tego typu odgłosów, pod koniec lektury stało się to dość irytujące.
Najwyższe góry świata w komiksie są, co oczywiste, ukazane z japońskiej perspektywy. Jak dla mnie, czasem wychodzi to na dobre, a czasem na złe. W „K” znajdziemy wiele wątków mistycznych, duchowych – góry są mieszkaniem bogów, a dobry himalaista to taki, który umie okazać im szacunek. Dlatego dobrze by było, gdyby komiks ten przeczytały osoby myślące o wyjeździe w Himalaje.
Czuć miłość do gór
Ale japońskie spojrzenie na himalaizm przedstawione przez Taniguchiego i Tosakiego bardzo często przypomina wizję piłki nożnej znanej z popularnego w mojej młodości anime „Kapitan Tsubasa”. I tak jak nastoletni piłkarze strzelali gole, odbijając się od słupków i poprzeczek, piłka rozrywała siatkę, a Wakabaiashi był w stanie obronić strzał tylko na słuch, tak tutaj tytułowy K wspina się na samych rękach pchany podmuchami wiatru, specjalnie wywołuje lawinę, by zmienić kształt zbocza, czy zdobywa szczyt z przestrzeloną nogą. Osoby, które miały do czynienia z górami wysokimi, będą miały powody do śmiechu.
Mimo wszystkich groteskowych pomysłów, jednego nie można komiksowi o przygodach „K” odmówić. A mianowicie miłości do gór. Czasem jest ona nieco zbyt wzniosła i patetyczna. Czasem sposób jej wyrażania bywa dla europejskiego czytelnika niezbyt zrozumiały. Zakochani w górach nie będą mieli jednak problemu, by w osobach autorów „K” odnaleźć pokrewne dusze.
Wydawnictwo Hanami
Format: 150 × 210 mm
Liczba stron: 290
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
ISBN-13: 9788365520326
Data wydania: 2018
Cena z okładki: 45 zł