„Odrodzenie: Wezbrane wody”, czyli piąty tom serii napisanej przez Tima Seeleya i narysowanej przez Mike’a Nortona, po raz kolejny zaprasza nas do odwiedzin sennego miasteczka w stanie Wisconsin, gdzie rozgrywa się dramat tajemniczych Odrodzonych, ich rodzin i całej społeczności. Co w nim dostajemy? Bardzo dobrze wyważoną mieszankę akcji i dramatu, thrillera i horroru.
Jeśli ktoś nie zna serii, jej dotychczasowych tomów, to pozwólcie, że nakreślę, z czym mamy do czynienia. Wyobraźcie sobie, że nagle, z dnia na dzień, w niepozornej miejscowości Wausau wszyscy zmarli powracają do życia. Nie jako zombie pragnący zjeść wasze mózgi, ale tak jak stali, jako zwykli ludzie. Tak się przynajmniej z pozoru zdaje.
Prowincja powstaje z martwych
To właśnie jest punkt wyjścia dla serii „Odrodzenie”, w której Seeley przygląda się tej części Ameryki, która z pozoru jest zapomniana, na marginesie. Piszę z pozoru, bowiem tak naprawdę od dawna interesują się nią pisarze, scenarzyści filmowi czy serialowi, a także komiksowi. Zaścianek, prowincja, proste życie i prości ludzie. Te kwestie często są ciekawym pretekstem do snucia opowieści o ludzkiej naturze. A gdy do tego jeszcze dodamy fantastyczny wątek, który uwydatnia nasze przywary, to dostajemy prosty, aczkolwiek skuteczny przepis na dobrą opowieść.
„Odrodzenie: Wezbrane wody” bardzo dobrze oddaje wspomnianego ducha prowincji. Tak jak w poprzednich tomach główny wątek fabularny rozwija się bardzo powoli. Być może powinienem wręcz napisać bardzo, bardzo powoli. Nie jest to zarzut, tylko stwierdzenie faktu, taki urok tej serii. Zresztą tajemnicza zagadka wskrzeszenia to tylko pretekst, by przyjrzeć się bliżej ludziom i skrywanym przez nich sekretom.
Postaci mamy sporo i są one na tyle mocno rozbudowane, że granica między bohaterem pierwszo- i drugoplanowym łatwo się zaciera. Widać to, zwłaszcza że powracają też osoby, które na jakiś czas zniknęły nam z oczu. I to nie bez powodu, mają jeszcze swoją rolę do odegrania w tej opowieści.
Odrodzenie: Wezbrane wody – kolejny odcinek dobrego serialu
Mam jeden problem z „Odrodzeniem” jako serią. Z każdym kolejnym tomem trudno napisać o niej coś bez powtarzania się. Zachwycałem się już wcześniej tym, jak Seeley prowadzi akcję i stworzył intrygujące połączenie thrillera i horroru. Chwaliłem za rysunki Mike’a Nortona, które w fantastyczny sposób oddają ducha tej opowieści. Stały poziom serii, która dostarcza z każdym tomem dobrej rozrywki, to coś, co zdarza się rzadko. Łatwo krytykować, gdy mamy do czynienia ze spadkiem jakości. Jednak to nie ten tytuł. W „Odrodzenie: Wezbrane wody” wciąż widać tę dbałość o detale, rozwój postaci, atmosferę prowincji i znacznie więcej. Przekleństwo recenzenta, gdy nie ma co krytykować…
Trzeba przy tym uczciwie zaznaczyć, że seria ta nie jest nad wyraz oryginalna. Jak wspomniałem przy recenzji pierwszego tomu, temat powrotu do życia mieszkańców małej miejscowości pojawił się niedawno w popkulturze kilka razy, głównie w serialach. Jednak w komiksie publikowanym przez Non Stop Comics wciąż jest pewna świeżość i co więcej, także intrygujące rozwiązania fabularne. Życzyłbym sobie, a także czytelnikom, więcej takich pozycji na polskim rynku komiksowym.
Okładka komiksu Odrodzenie tom 5 – Wezbrane wody
Tytuł oryginalny: Revival vol. 5 – Gathering of waters
Scenariusz: Tim Seeley
Rysunki: Mike Norton
Tłumaczenie: Bartosz Musiał
Wydawca: Non Stop Comics 2019
Liczba stron: 128
Ocena: 85/100