O tym, że komiksy nie są tylko o mężczyznach w spandeksowych ciuszkach, którzy nie robią nic innego, tylko piorą się po mordach, wiemy od dawna. Mocnym tego dowodem jest czwarty tom „Ex Machiny” od Briana K. Vaughana. Recenzując go, zabiorę was w podróż po polityce, dramatach i wspaniałych wątkach science-fiction. Usiądźcie więc wygodnie i zaczynamy.
To, co uderzyło mnie najpierw, to fakt, że przedostatni tom tej serii dał mi tyle radości z czytania. Nie sugeruję oczywiście, że poprzednie części były pod tym względem gorsze. Miałem jednak wrażenie, że w końcu twórcy zdecydowali się nie spinać jakoś nadmiernie i postawili na czystą i nieskrępowaną rozrywkę. To poczucie wolności jest bardzo odczuwalne we wszystkich historiach w tym tomie.
Ex Machina to wspaniały mariaż gatunków
„Ex Machina” od początku stara się być thrillerem z dużą dozą teorii konspiracyjnych, sagą superbohaterską i studium politycznym. To dość szalona kombinacja gatunków, z których każdy jest dość wymagający. Zastanawiam się, czy to poczucie, że Vaughan i Harris mają się dobrze i naprawdę sobie poradzili, to wynik ich pracy czy też mojego odbioru tego tomu.
Obydwaj twórcy bawią się oddzielnymi wątkami opowieści, wiążąc je w ciekawy sposób. W jednej z nich Mitchell zostaje wezwany do Watykanu, aby spotkać się z głową Kościoła Katolickiego, papieżem Janem Pawłem II. Tymczasem złoczyńca nadający się do filmu o Jamesie Bondzie (wraz z cofającą się linią włosów i łatką na oko!) planuje włamać się do mózgu Mitchella i zmusić go do zamordowania papieża. Nie będę zdradzał zakończenia, ale jego konsekwencje mocno zaważą na dalszych losach burmistrza Nowego Jorku.
Łamanie czwartej ściany
W kolejnych rozdziałach dostajemy origin story komisarz Angotti. Inna opowieść skupia się na Mitchellu i Wyliem. Dowiadujemy się nieco więcej o tajemniczym spiralnym znaku umieszczonym na piersi burmistrza. No i w końcu Vaughan i Harris pokazują nam wydarzenia z 11 września w szerszej perspektywie.
Najlepsze jednak moim zdaniem zostawiono na koniec. Burmistrz Hundred i ratusz planują wydanie komiksu o Wielkiej Maszynie. Potencjalnymi kandydatami są dwaj młodzi twórcy – Vaughan i Harris (serio!). Podczas gdy January Moore przeprowadza wywiad z Tony Harrisem, Mitchell rozmawia z Brianem K. Vaughanem, myśląc, że to Brian Bendis (fyi, inny utalentowany scenarzysta, zdobywca wielu nagród Eisnera). Śmiechom nie ma końca. Szczególnie na końcu. Czwarta ściana złamana.
Blisko końca, ale nie opowieści
Ta część serii bardzo mi się podobała, co już wcześniej napisałem. Muszę jednak wspomnieć o drobnym fakcie, który uwiera mnie jak nieznośny kamyk w bucie. Został nam wciąż tylko jeden tom, a do końca głównego wątku opowieści wciąż daleko. Boję się, że wszystko, co najważniejsze, zostanie wrzucone razem i potraktowane po macoszemu. Lub, co gorsza, niewyjaśnione w ogóle, czego bym autorom nie wybaczył.
Ten tom jest interesujący, zarówno pod względem rozwoju postaci, jak i przedstawionych w nim wydarzeń. Znajdziemy tutaj dużo ciekawych zwrotów akcji, intryg, a także humoru. Ale że nie chcę popsuć wam żadnego z dowcipów, swoją recenzję zakończę w tym miejscu. I zachęcam do lektury.
Dziękujemy Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał „Emjoot” Jankowski
Wydanie: 2019
Seria/cykl: EX MACHINA
Scenarzysta: Brian K. Vaughan
Ilustrator: Tony Harris, Jim Clark
Tłumacz: Tomasz Kłoszewski
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 05.06.2019
EAN: 9788328142701
Liczba stron: 276
Wymiary: 17.0×26.0cm
Dla kogo: tylko dla dorosłych