Gdybym miał podsumować pierwszy tom „Fear Agenta”, użyłbym parafrazy: lasery, niewiasty i trunki. Przynajmniej jeśli chodzi o początek historii. Potem opowieść Remendera nabiera interesujących zakrętów, soczyście przedstawianych przez współtwórców odpowiedzialnych za wizualną stronę komiksu. Wszystkie hamulce puszczają, a czytelnik zostaje bez litości wciągnięty w galop wydarzeń.

PODAJ KOSMICZNĄ CEGŁĘ

„Fear Agent” ujęty w dłoń daje poczucie solidności. Tom zawiera dziesięć pierwszych zeszytów mówiących o przygodach kosmicznego zabijaki Heatha Hustona, który od początku wydaje się być bohaterem na miarę naszych czasów. Jego misja to przeżycie, jego paliwo to sezonowany etanol, a towarzyszem jest skrajny sarkazm. Jego galaktyczne perypetie przedstawione są na 248 stronach komiksu. Remender sprawnie wykreował zawczasu postaci swego kosmicznego dramatu, dzięki czemu narracja cały czas nabiera tempa.

GDYBY Z PRÓŻNI DAŁO SIĘ PĘDZIĆ BIMBER…

Desperat-degenerat dopełniony destylatem ‒ tak ukazano nam głównego bohatera pośród usianego gęsto tekstem (i trupem) komiksu. Z każdym kolejnym rozdziałem pokazuje czytelnikowi swoje nowe oblicza. Pozwalają one wyjść z początkowego dystansu do naprawdę bliskiej relacji. Huston jest bowiem napisany bardzo po ludzku. Niesie ze sobą cyniczny dystans i arogancję, ale w chwilach trudności staje do walki o własne życie. Jest w nim coś, co popycha go do dalszej walki z coraz potężniejszymi przeciwnikami. Nie jest przy tym postacią nieosiągalną ‒ jego osoba nie odtrąca i wydaje się znajoma, dzięki czemu łatwo się z nim utożsamić. Ot, zwykły zjadacz chleba (uzbrojony w pistolet laserowy) w porannej kolejce do piekarni. Razem ze swoją towarzyszką Annie stawia czoła kolejnym wyzwaniom, które pozwolą napełnić jego sakwę międzygwiezdną walutą.

… WYDESTYLOWAŁBYM Z POSAD BRYŁĘ ŚWIATA

Strona wizualna albumu jest więcej niż zadowalająca. Akcja staje się czasem nieco chaotyczna, ale prowadzenie historii pozostaje zrozumiałe. Grafika jest zjawiskiem wysokich lotów. Współpraca między Remenderem i Moore’em generuje bardzo dynamiczne sceny, pełne rzetelnych emocji i przyjemne dla oka. Są przy tym swobodne i niewymuszone ‒ widać to między innymi po zawartych na końcu tomu szkicach. Towarzyszące im notatki wskazują na dość luźny i niespieszny proces powstawania konceptów. Przekłada się to na immersję i pomaga wczuć się zarówno w ciąg wydarzeń, jak i w przeżycia poszczególnych postaci.

POLSKA RAKIETA BYŁABY NA LPG

Po pierwszym zeszycie, wprowadzającym czytelnika w świat przedstawiony, tempo nagle przyspiesza i nie odpuszcza aż do ostatniej strony. Ciąg dalszy zaprezentuje nam (zapewne) zawartość kolejnych, aż do wydanego oryginalnie w 2012 r. numeru 32. Tam, gdzie historia wydaje się wykazywać pewną cykliczność, pojawiają się nowe postaci zapowiadające kolejne, interesujące wątki. Remender, jako twórca m.in. „Deadly Class”, przyzwyczaił nas do złożonych, interesujących opowieści. „Fear Agent” w pierwszym tomie nie jest może nadmiernie kompleksowy, ale to przyjemna lektura. Bohaterowie, chociaż w kosmosie, przeżywają typowo ludzkie perypetie, w które łatwo się zaangażować. Tylna okładka tomu łapie czytelnika nieco znienacka. Pozostawia lekkie uczucie niedosytu i ciekawości dalszych losów.

 

  • Format:170×260 mm
  • Liczba stron:248
  • Oprawa:miękka
  • Papier:kredowy
  • Druk:kolor
  • ISBN-13:9788381107792
  • Data wydania:15 marzec 2019