Agent Chew powraca, a w zasadzie kontynuuje jedno z najniezwyklejszych śledztw w historii. Swojego wydziału i świata komiksu ogólnie. W Polsce dostępny jest 11 tom zaskakującej opowieści, której niezwykły finał zbliża się nieuchronnie. Finał, na który nikt nie jest przygotowany, a z pewnością nie agent Chew.
Słowem wstępu ‒ z kim mamy do czynienia. Agent Tony Chew jest niezwykłym detektywem Amerykańskiej Agencji Żywności i Leków. Potrafi zobaczyć przeszłość wszystkiego, co zje. I każdego, kogo zje. Mimo że nie chciał tego talentu, postanowił wykorzystać go w szczytnym celu. Tropi przestępców, zwykle tych największych i najgroźniejszych. Technicznie rzecz biorąc, często dochodzi przy tym do aktów kanibalizmu. Chew nie jest też typem wesołka. Mimo to będziecie kibicować mu przy każdym kęsie, czy to buraka, czy ofiary zabójstwa.
Dodam jeszcze, że całość rozgrywa się w odrealnionej wersji naszej rzeczywistości, gdzie autorzy stwierdzili, że logika nie będzie ich ograniczać.
Layman zasługuje na pochwały
W tomie 11 mamy do czynienia chyba z największym nagromadzeniem zwrotów akcji. Dużych i poważnych w skutkach. Takich, które każą zweryfikować sympatie i antypatie do poszczególnych bohaterów. Mogę zdradzić to, że Oliwka będzie pojawiać się częściej i w rolach, których nie do końca mogliśmy się spodziewać. Na wielkie brawa zasługuje tu John Layman odpowiedzialny za fabułę. Rozwój czy degradacja każdej postaci są uzasadnione, zbalansowane i przemyślane. Wyrywając z kontekstu pojedyncze strony czy rozdziały, można odnieść wrażenie, że on i Rob Guillory, odpowiedzialny za rysunki, świetnie się bawią, pluskając w chaosie. Jednak ten tom pokazuje, jak misterną intrygę uknuli i jak pięknie dopracowane są wszystkie wątki.
Finał „Chew” tuż tuż?
Jesteśmy już o krok od rozwiązania zagadki pandemii ptasiej grypy, kosmicznych owoców i dziwnych symboli na niebie. Wiemy, ponieważ w tym tomie pojawia się kilka znaków. Po pierwsze, dowiadujemy się, jak Savoy wpadł na pierwszy trop. To ewidentnie znak, że finał już niedaleko. Wracamy do fortu Yamapalu ‒ to kolejny znak. Odbywamy podróż w czasie, a to, co zobaczymy, nie tyle uchyli drzwi, co je wyważy z futryną. I najważniejszy argument ‒ nie ma pomniejszych spraw, którymi do tej pory zajmował się agent Chew. Zostaje już tylko zagadka ptasiej grypy i widma zagłady.
Guilory nie zawodzi
Zanim jednak nastąpi to, co ma nastąpić przed wielkim finałem (nie mam pojęcia, co to może być. Walka? Rozwiązanie zagadki? Zobaczymy), możemy delektować się niezwykłym miksem fenomenalnej i nieco pokręconej strony graficznej. Stała się znakiem rozpoznawczym serii i samego artysty. Najważniejsze jest jednak to, że idealnie wkomponowuje się w szaloną historię unurzaną w czarnym humorze. Chwyćcie za 11 tom śledztwa agenta Chew i szykujcie się na wielki finał.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Scenariusz: John Layman
Rysunek: Rob Guillory
Wydawnictwo: Mucha Comics
6/2019
Liczba stron: 136
Format: 170×260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-65938-45-9
Wydanie: I
Cena z okładki: 55,00 zł