Komedia to zdecydowanie jeden z najtrudniejszych gatunków. Gdy więc pojawia się film, który chce po prostu, żebyśmy się beztrosko bawili, a przy tym nie obraża naszej inteligencji, warto go polecić. W „Grzecznych chłopcach” w reżyserii Gene’a Stupnitsky’ego twórcom udało się sprawić, że prędzej czy później roześmieje się każdy – od nastolatka po starszego pana, który siedział w kinie obok mnie.
Szóstoklasista Max niespodziewanie dostał zaproszenie na imprezę, gdzie będzie mógł pocałować dziewczynę, która bardzo mu się podoba. Problem w tym, że najpierw chce się dowiedzieć, jak to zrobić. Okazuje się jednak, że choć zrobi wszystko, by tam być, nie będzie to takie łatwe. Mimo że plan wydaje się prosty, przyniesie wiele nieoczekiwanych przygód.
Z pomocą przyjdą Lucas i Thor, przyjaciele z sąsiedztwa na dobre i złe. Nie chcę za dużo zdradzać, ale przeszkód będzie dużo. Wśród nich zniszczony dron, narkotyki, dwie nieugięte nastolatki, samochody na autostradzie, sekszabawki, chłopcy z bractwa studenckiego i butelka piwa. Jak połączyć to w całość, która naprawdę bawi, ale i trochę wzrusza? Producentom, aktorom i całej ekipie odpowiedzialnej za „Grzecznych chłopców” się to udało, koniecznie sprawdźcie sami.
Nie można zapomnieć o wspaniałej obsadzie: Jacob Tremblay, Brady Noon, Keith L. Williams są świetni w rolach trzech przyjaciół, ich energia wypełnia ekran, a chemia między nimi jest niezaprzeczalna.
Każdy z nas ma wspomnienia ważnych chwil z dzieciństwa, a oglądając reakcje ludzi w kinie, można się przekonać, że niektóre z nich zostają z nami już na zawsze. „Grzeczni chłopcy” to nie jest ambitny film, który odmieni wasze życie. To prosta komedia, która sprawiła, że mój niezbyt udany dzień stał się dużo lepszy. Jeśli więc tego szukacie, nie wahajcie się. Polecam.