vademecum złego ojca - okładka

vademecum złego ojca – okładka

„Vademecum złego ojca” Guy Delisle’a to komiks, który chociaż krótki, to dostarcza czytelnikowi całe spektrum emocji. Wzruszenie, śmiech, przerażenie, nostalgię i jeszcze raz śmiech. Mnóstwo śmiechu. Kultura Gniewu zaoferowała nam pozycję, która absolutnie mnie urzekła swoją szczerością i prostotą.

Zawsze gdy czytałem komiksy Guya Delisle’a z kronikarskiego cyklu, zachwycało mnie to, jak w te ambitne reportaże wplata swoje dzieci. To może wydawać się dziwne, ale te drobne momenty, w których pokazał np., jak mały Louis bawi się z birmańskim mnichem, najbardziej mnie urzekały. Do tego stopnia, że gdy w 2014 r. miałem okazję poprosić autora o rysunek, to poprosiłem go właśnie o Louisa. Prośba nietypowa, aż Delisle się zdziwił, ale szybko wyjaśniłem, o co chodzi. Te codzienne ojcowskie obowiązki autora były dla mnie kotwicą rzeczywistości w relacji z nietypowego miejsca jak Birma czy Jerozolima. I właśnie dostaliśmy komiks poświęcony wyłącznie jego ojcowskim zmaganiom.

Rodzicielstwo bez ogródek

Delisle w „Vademecum złego ojca” dał nam kilkanaście krótkich historyjek z życia ojca, po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Są one nieco osadzone w formie gazetowych stripów i te 191 stron czyta się błyskawicznie z prawdziwą przyjemnością. Niezależnie od tego, czy jest się ojcem, czy nie. Gdy przeczytał ten album kolega, który jest ojcem dwójki dzieci, to dostałem peany zachwytu na temat faktu, że ktoś pokazał, jak to czasami jest. „Bezczelne bachory!” ‒ powiedział, śmiejąc się w reakcji na historyjkę, w której dzieci podważają autorytet edukacyjny ojca.

Vademecum złego ojca - przykładowa plansza

Vademecum złego ojca – przykładowa plansza

Jeśli zaś chodzi o perspektywę człowieka, który ojcem nie jest, ale myśli, że kiedyś fajnie by było nim zostać, to pojawia się myśl „tak, tak chcę to robić”. Bo Delisle jest w tym komiksie szczery, pokazuje swoje wpadki, ba, mnóstwo wpadek. Pisze przypadkowej edukacji seksualnej, czy też o napędzaniu dzieciakom stracha, że w brzuchu wyrośnie im arbuz, jeśli połkną pestki. Odwołując się do współczesnego języka internetu, to autor swoje dzieci wręcz trolluje.

Oczywiście należy pamiętać, że historyjki te trzeba czytać z pewną umownością. Są one często przerysowane na potrzeby komizmu. „Vademecum złego ojca” nie jest takim reportażem, do którego Delisle nas przyzwyczaił. To zbiór historyjek, takich które się opowiada znajomym przy piwie. O tym, co głupiego zrobiły dzieciaki, albo jaką wtopę się zaliczyło. Ten, kto nigdy nie podkoloryzował nawet fragmentu, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Śmiesznie i z miłością

Jak zwykle kreska Delisle’a jest prosta, cartoonowa i schludna. Nie znajdziemy tu wizualnych fajerwerków, ale nigdy o nie nie chodziło w jego komiksach. Zawsze bardziej liczyła się warstwa fabularna, jego spostrzeżenia na temat rzeczywistości. A te w „Vademecum złego ojca” są przezabawne. Miałem podobne skojarzenia co przy niektórych paskach z „Calvina i Hobbesa”, które przedstawiały kłopoty wychowawcze rodziców Calvina. Była w tym przesada, był cięty, błyskotliwy dowcip, a także spora dawka rodzicielskiej miłości. Tu jest podobnie.

Vademecum złego ojca - przykładowa plansza

Vademecum złego ojca – przykładowa plansza

Innymi słowy, „Vademecum” to bardzo przyjemny komiks rozrywkowy, które pozostawia czytelnika z poczuciem ciepła w środku. Rzecz warta polecenia i posiadania, nie tylko przez rodziców.

Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Scenariusz: Guy Delisle
Rysunek: Guy Delisle
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
6/2019
Liczba stron: 192
Format: 127 × 180 mm
Oprawa: miękka
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 978-83-66128-14-9