Kosmicznych przygód Arica z Dacji w serii „X-O Manowar” ciąg dalszy. Zmuszony do wzięcia udziału w wojnie domowej na planecie Gorin raz za razem udowadnia swoją wartość przełożonym. W trakcie walk, z których zawsze wychodzi obronną ręką (a ma tylko jedną), szybko awansuje w boju do stopnia generała. Staje nawet na czele całej floty wojsk, ale zwycięstwo nie będzie łatwe, pod żadnym względem.
Aric przetrwał rzucenie go na niemal pewną śmierć przez dowódców wojsk Lazurowych. W nagrodę za to, że sprawdził się w najgorszych warunkach, został mianowany generałem. To oznaczało kolejne zadania. Jeszcze gorsze niż poprzednie. Gdy okazało się, że cesarz wrogiej armii – Kadmów – zbiegł, to właśnie naszemu głównemu bohaterowi powierzono misję namierzenia go i… cóż, de facto zakończenia konfliktu.
Aric staje się generałem
Więcej na temat fabuły nie sposób powiedzieć, by nie otrzeć się o poważne spoilery. Powiem więc inaczej ‒ w tej serii jest chyba wszystko, co musi posiadać porządny, dobry komiks akcji. „X-O Manowar” to pozycja w sumie prosta jak konstrukcja cepa. Jednak znalazło się w niej miejsce na wiele aspektów klasycznych opowieści, mitów, dla których po nie sięgamy. Honor wojownika, opowieść o sprawiedliwości, ukazanie okrucieństwa wojny, miłosnego dramatu i koniec końców ‒ historia o przeznaczeniu, którego nie można uniknąć. Po prostu wszystko, co trzeba, a przy tym jest to podane w sposób zgrabny i na swój sposób urzekający. Matt Kindt napisał historię być może prostą, ale wciągającą.
Jednym z ważniejszych powodów, które sprawiają, że „X-O Manowar” czyta się tak dobrze, jest aspekt wizualny. Detale na każdym planie, które budują głębię tej prostej opowieści. Różnicowanie stron konfliktu, tak że właściwie nic o nich nie wiedząc, już o po samym ich graficznym przedstawieniu czegoś się o nich dowiadujemy. Poza tym, ujmując to w sposób bardzo prosty, są bardzo, ale to bardzo ładne.
Tym razem za rysunki odpowiada Doug Braithwaite, ale nie czuć różnicy w porównaniu do kreski Toma Giorello, który ilustrował pierwszy tom. Dla pana Braitwaite’a ogromny pokłon, że utrzymał ciągłość narracji wizualnej. Przy tym warto podkreślić, że zachował wszystko to, co mnie zachwyciło w pierwszym tomie. Bogactwo detali, przejrzystość scen akcji, których jest oczywiście mnóstwo, a do tego ich płynność. Uczta dla oczu. Oczywiście, jeśli ktoś lubi tego typu komiksy. Czyli pełne akcji opowieści o kosmicznych przygodach.
Więcej Manowar!
Największym minusem, jeśli już się czepiać, nie jest prostota fabuły komiksu. Nie, on ma taki być, to prosta, fajna rozrywka. Opowieść z gatunku space opery, czyli tam, gdzie spotykają się S-F i fantasy, która pochłania czytelnika wizją epickiej przygody w fantastycznym, obcym świecie. Jest w tym coś… romantycznego wręcz. Minusem jest fakt, że w jednym tomie są tylko trzy zeszyty opowieści. Wprawdzie dostajemy przepotężną dawkę dodatków, która nam to wynagradza, ale… Ja chcę więcej.
Naprawdę „X-O Manowar” pomimo swej prostoty czyta się bardzo przyjemnie, płynnie i niestety za szybko. Dlatego te trzy zeszyty to mało. Zwłaszcza że komiks ma w sobie tego ducha przygody, którą czułem, będąc dzieckiem i oglądając „Conana” czy „Gwiezdne wojny”. Tak, bo komiks od Valianta to mniej więcej taka mieszanka. Chcę więcej i mam nadzieję, że wydawnictwo KBOOM wyda kolejne tomy jak najszybciej, bo „X-O Manowar” to seria chociaż prosta, to wielce satysfakcjonująca.
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Scenariusz: Matt Kindt
Rysunek: Doug Braithwaite
Wydawnictwo: KBOOM
6/2019
Format: 170×260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena z okładki: 49 zł