Deadpool w kolejnej odsłonie zbiorczego tomu zaskakuje. Nie do końca pozytywnie, jeśli kochacie najemnika z nawijką za jego bezpardonowy styl, a także wyburzanie czwartej ściany razem z dachem i podpiwniczeniem. W tym tomie bohater wchodzi w świat poważniejszych herosów. Mimo że zawsze kotłowały mu się w głowie rozterki, tym razem są jakieś takie… dojrzałe.
Ustalmy na początku kilka faktów. Albumy zawarte w tym zbiorczym wydaniu oryginalnie ujrzały światło dzienne przed kilkunastu laty.
Deadpool, którego znacie z filmów, gdzie w rolę najemnika wcielił się Ryan Reynolds, to postać nieco inna, bo ukształtowana po latach. Twórcy, którzy wzięli na warsztat Wade’a Wilsona, ewidentnie szukali dla niego miejsca i stylu, ciągle eksperymentując.
Deadpool w mieście grzechu
Otwarcie tego albumu to ewidentne aluzje do „Sin City”. Tylko problem w tym, że nie do końca można wyczuć, czy to puszczanie oka i wyśmiewanie konwencji, czy oni tak na serio. Jimmi Palmiotti i Buddy Scalera odpowiedzialni za scenariusze podeszli do tematu zbyt poważnie i zafundowali Wade’owi Wilsonowi szybkie dojrzewanie. Jest mroczny, poważny, pełen pytań bez odpowiedzi rzucanych w pustkę nocy otulającej miasto.
Pierwsze odczucia przy czytaniu tego tomu to zaskoczenie, a potem tęsknota. Za najemnikiem z nawijką, którego znamy.
Pamiętacie, jak w drugiej części filmu Deadpool wykpił Cable’a, podejrzewając, że skoro jest taki mroczny, to musi być z DC?
No to właśnie role się odwróciły.
Leon Zawodowiec
Jakie przygody czekają naszego bohatera w tym albumie? Dość klasyczne, jak to na najemnika przystało. Zlecenia, które się komplikują. Wrogowie, którzy nienawidzą, i kobiety, które kochają. Do tego Deadpool dostanie pod swoje skrzydła młodzieńca, którym będzie musiał się zaopiekować. Powiedzmy, że trąci to trochę Leonem Zawodowcem, ale jak i dlaczego, to doczytacie już sami. Nie oszukujmy się, intrygi i wielopoziomowe zawiłe fabuły nigdy nie były mocną stroną opowieści z najemnikiem. To jego charyzma wybija je ponad poziom sztampy. Tym większy żal, że został nieco wykastrowany.
Te kobiety, prawda?
Każda dobra opowieść powinna zawierać motyw miłosny. I nie spoilując niczego, mogę tylko powiedzieć, że w tym albumie Wade ma wyjątkowo duże powodzenie u kobiet. Nie będzie też dla nikogo niespodzianką fakt, że przełoży się to na kolejne kłopoty.
Nad stroną wizualną tego zbioru przygód Deadpoola pracowało kilkanaście osób. Taki urok zbiorczych albumów. Pozytywnie wybija się Darick Robertson, jego styl pasuje do przełamywania konwencji, z której słynie ten bohater. Na drugim końcu osi jest Paul Chadwick, który z powodów znanych tylko sobie postanowił, że nie będzie rysował damskich nosów. Bo tak.
Dla kogo jest Deadpool Classic?
Jeśli kochacie najemnika z nawijką, sięgniecie i tak po ten album. To w końcu spora dawka Deadpoola. Jeśli jednak jeszcze nie mieliście do czynienia z komiksową wersją, lepiej będzie zaczą
od albumu nr 1 i dotrzeć aż tu. Wtedy przebrniecie przez nr 7, powtarzając, że to tylko faza, przez którą musi przejść każdy niepoważny najemnik z nieuleczalną chorobą i czynnikiem gojącym.
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.