W Polsce są trzy wsie o nazwie Makowice. Jednak od momentu, gdy Jan Mazur postanowił umieścić akcję komiksu „Koniec świata w Makowicach” w fikcyjnej miejscowości na Podlasiu, pojawiła się czwarta, zdecydowanie najbardziej interesująca ze wszystkich. Zanurzmy się w świat komiksu wydanego przez Kulturę Gniewu.
Scenarzystę i ilustratora Jana Mazura możecie kojarzyć z takich pozycji jak „Tam, gdzie rosły mirabelki”, „Przypadek pana Marka” czy „Rycerz Janek. W kanałach szaleństwa”. Jest członkiem-założycielem netKolektywu, grupy zrzeszającej twórców komiksów internetowych. Wielokrotny zdobywca nagród branżowych, m.in. otrzymał Grand Prix konkursu „Prawdy i mity o obrocie bezgotówkowym” na MFKiG w Łodzi czy wyróżnienie za komiks „Contra entropiae” w konkursie MFKiG.
Graficznie jest minimalistycznie
Grafika „Końca świata…” jest niesamowicie prosta. Postacie składają się jedynie z podstawowych kształtów. Coś jak patyczaki, dwie kreski na nogi, dwie kreski na ręce, jeden owal na ciało, jedno kółko na głowę i dwie kropki na oczy. Poza tym nic więcej. Nie ma żadnego tła, a wszystkie podstawowe obiekty – domy, płoty etc. – podobnie jak postaci przedstawione są jako rysunki płaskie, dwuwymiarowe. Tym właśnie charakteryzuje się komiks minimalistyczny w wykonaniu Jana Mazura.
„Koniec Świata w Makowicach” , dla kogoś niezaznajomionego ze stylem artysty, na pierwszy rzut oka wygląda jak niedokończone dzieło, ewentualnie pierwszy szkic, który w przyszłości może przerodzić się w coś większego. Jednak po lekturze zaledwie kilku stron zaczynamy rozumieć, jaka idea przyświecała autorowi przy tworzeniu tego komiksu. Siła tkwi nie w graficznej stronie opowieści, ale w dialogach, prostocie (nie mylić z prostactwem, bo tego tu nie uświadczycie) opowiadanych historii.
Koniec świata, czyli zostali my sami…
Historia rozpoczyna się dość niepozornie. Poznajemy Marka, chłopaka, który przyjechał z Warszawy w odwiedziny do Makowic, ewidentnie rodzinnej miejscowości. Obserwujemy trudne relacje na linii matka-syn. Na swój sposób jedno kocha drugie, ale nie umie tego pokazać bądź okazuje to w zupełnie inny sposób, niż się tego spodziewamy. W tym momencie dochodzi do apokalipsy, na każde miasto powyżej 100 tys. mieszkańców zostają zrzucone bomby. Nie ma prądu, a mieszkańcy Makowic zostali pozostawieni sami sobie. I tutaj zaczyna się główna, ale i najdziwniejsza część tej opowieści.
Koniec świata w Makowicach w ogóle nie przypomina końca świata, który znamy z filmów czy książek SF i do których przyzwyczaiło nas Hollywood. Nawet w obliczu zagrożenia przetrwania ludzkości życie w Makowicach biegnie dalej. W dalszym ciągu pokazywane są relacje Marka z matką i ich konsekwencje. Do wsi przyjeżdża grupa młodych anarchistów, pragnących przeprowadzić rewolucję. Nim upłynie wiele wody w Wiśle, Makowice staną się „centrum wszechświata”, przynajmniej na Podlasiu.
Czym chata bogata
Pojawiają się także samozwańcze grupy przedstawicieli czy to rządu, czy to brygady obrony terytorialnej, które wykorzystują sytuację do własnych potrzeb. A jak wiadomo, na Podlasiu i do tego we wsi – trzeba gościa ugościć, zapewnić ciepłe jedzenie, picie, co jest skrzętnie wykorzystywane przez przybyszów. Osoby, które oglądały serial „Ranczo” i czterech mężczyzn siedzących przed sklepem i popijających alkohol, a przy tym toczących często głębokie, filozoficzne rozmowy, również się tutaj odnajdą. W Makowicach przed sklepem siedzi dwójka mężczyzn, z zarostem i wyglądem sugerującym częste zaglądanie do kieliszka. Siedzą i rozmawiają, rzucając trafne, często zabawne, a często gorzkie komentarze na temat rzeczywistości wokół.
W komiksie obserwujemy zachowania tak typowe dla ludzi wszelkich ras i narodowości. Jedni dzielą się z innymi w czasach potrzeby, inni ukrywają posiadane dobra, chcąc zachować samolubnie wszystko dla siebie. „Koniec świata…” jest właśnie takim przekrojem postaw ludzkich, nie tylko charakterystycznych dla mieszkańców Podlasia i wsi. Apokalipsa ludzi tak nie rusza jak to, że ktoś się z kimś nie dzieli, bo na pewno kombinował i Żyd.
Emocje przede wszystkim
Poprzez sprowadzenie rysunków do wersji minimalistycznej możemy się skupić na emocjach wywoływanych przez poszczególne kadry, widoki. Na przykład bardzo poruszył mnie kadr z komodą, na której stały ramki ze zdjęciami. Czyje zdjęcia są, czyich nie ma i jak to zinterpretujecie – zależy od was, ale mnie się zrobiło smutno na duszy. I to tylko jeden moment w tym komiksie, a takich widoków jest tam zdecydowanie więcej.
Jest też dużo prostego, ale całkiem zabawnego humoru sytuacyjnego. Oczywiście, to co bawi jednego, u innego nie wywoła nawet drgnięcia wargi. Ale jeśli odnajdziecie się w tej opowieści i rysunkach – gwarantuję, że będziecie przeżywać całe spektrum emocji – od smutku po radość. Ja, jako mieszkaniec Warszawy i przedstawiciel tej mniejszości tego miasta, która mieszka i żyje w stolicy od wielu już pokoleń, uśmiechnąłem się, gdy przeczytałem dialog, w którym jedna z postaci mówi, że jest z Warszawy, a druga na to: „Przykro mi”. Taka mała rzecz, a cieszy. Chociaż można to również rozumieć jako smutek z powodu zburzenia miasta przez bomby. Jak to odbierzecie – to zależy od was.
Koniec świata czy początek?
Tak naprawdę koniec świata jest gdzie indziej, sytuacje, gdy we wsi nie ma prądu ani kontaktu ze światem zewnętrznym, to nie pierwszyzna i tutaj nikt nie panikuje, dlatego życie toczy się dalej swoim trybem. Więcej zamieszania powodują ludzie, którzy przybywają do wsi z zewnątrz. A największym problemem dla niektórych może być to, że dostęp do bimbru będzie ograniczony.
Komiks ma swój urok, nie przeczę, a poszczególne sceny dają do myślenia. Sama apokalipsa jest jednak tylko pretekstem do pokazania ludzi i ich zachowań w określonych sytuacjach. Podoba mi się budowana przez Mazura atmosfera, często poprzez pojedyncze kadry, a także przez dialogi czy niedopowiedzenia. To, jak odbierzemy daną scenę, wynika też z tego, co przynosimy ze sobą, rozpoczynając tę lekturę.
Nie będę ukrywał, moim zdaniem nie jest to komiks dla wszystkich, w szczególności nie dla młodszego odbiorcy. Jednak wszyscy pozostali powinni przynajmniej raz się z nim zmierzyć i go przeczytać. To opowieść o życiu, o ludziach, o nas samych, bez względu na to, czy żyjemy w mieście, czy na wsi – pewne prawdy i zachowania są niezmienne. „Koniec świata…” daje do myślenia, a po zakończeniu lektury siedziałem przez parę chwil, patrząc na ostatni kadr i zastanawiając się. I niech to będzie najlepsza rekomendacja.
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał „Emjoot” Jankowski
Scenariusz: Jan Mazur
Rysunki: Jan Mazur
FORMAT: 145×200
OPRAWA: miękka
OBJĘTOŚĆ: 228 stron
DRUK: czarno-biały
DATA WYDANIA: 2019-10-24
ISBN: 978-83-66128-28-6
WYDAWCA: kultura gniewu
WYDANIE: I