Piąty tom serii Descender autorstwa Jeffa Lemire’a i Dustina Nguyena niedawno ukazał się w Polsce dzięki wydawnictwu Mucha Comics. Przedostatni tom serii podkręca tempo, rozpoczyna wyjaśnianie tajemnicy Żniwiarzy, którzy zdziesiątkowali populację wszechświata, i oczywiście zmierza ku ekscytująco zapowiadającemu się finałowi.
Seria na finiszu
W recenzji czwartego tomu prorokowałem, że kolejny przyniesie rozwiązanie konfliktu pomiędzy robotami i organicznymi mieszkańcami uniwersum. Niestety nie miałem racji, bo znajduje się on u podłoża całej fabuły i najwyraźniej będzie trwał do zakończenia serii. Następuje w nim kilka ciekawych zwrotów. To, że Hardwire zastawiło pułapkę na flotę Rady Zjednoczonej Galaktyki, nie powinno być zaskoczeniem, ale już kolejne rozwiązania były bardziej intrygujące. Roboty rozpoczęły bowiem krwawą zemstę za czystki, które zgotowali im inni po ataku Żniwiarzy. Pogromy oczywiście wynikały z uprzedzeń i spowodowały „śmierć” wielu niewinnych maszyn. To z kolei popchnęło roboty do budowy ruchu oporu i planowania innych działań odwetowych. Pojawia się tu więc mechanizm spirali przemocy, z której nie ma ucieczki, dopóki jedna ze stron nie zrezygnuje z tego typu działań.
W skali makro toczą się kosmiczne zmagania pomiędzy ludźmi (i innymi rasami) i robotami. W samym centrum tych starć pozostają bohaterowie. Doktor Quon przestaje być ofiarą i nareszcie odkrywa swoją sprawczość. Tylko po to, by ją stracić kilka stron później, bo pozostaje nieudacznikiem. Grupa Andy’ego dostaje się na pokład statku flagowego Rady. Podobnie jak Psius, Tim-21 i Hardwire trafiają na orbitę wodnej planety Mata. O ile pamiętacie poprzedni tom, tam już znajdują się Quon, Telsa i Tim-22. Na jej dnie spoczywają rozwiązania wszelkich tajemnic.
Droga Wiertacza
Niejako na uboczu całej tej sytuacji jest Wiertacz, który trafił na coś w rodzaju mistrza Yody. Podróżują razem przez bagna i pustynie planety, by dostać się do miasta. Po drodze muszą zmagać się z goblinami i wampirami. Z jednej strony wątek Wiertacza bardzo mi się podoba. Prosty robot górniczy trapiony przez poczucie winy i szukający odkupienia. Fajna, kameralna opowieść, której stawką nie są losy Galaktyki. Z drugiej projekty i nazewnictwo stworów (gobliny, wampiry), które napotyka w trakcie swojej wędrówki, trochę nie pasują do świata science-fiction. W porównaniu z resztą serii wydaje mi się to zrobione trochę niedbale. Nawet pomimo orkowego wyglądu i zachowania Gnishan.
Descender trzyma poziom
Akwarele Nguyena trzymają wciąż ten sam wysoki poziom. Rysunki w tym tomie wydają się bardziej szczegółowe niż w dwóch poprzednich. Jest też kilka świetnych dwustronicowych kadrów. To co zauważyłem przy okazji tego tomu, a o czym chyba nie wspominałem poprzednio, to sposób, w jaki rysownik maluje przestrzeń kosmiczną. Zamiast jednolitej czerni tu i ówdzie pozostawia plamy kolorów. Głównie fioletowego i ciemnoczerwonego. Dzięki temu kompozycja jest bardziej zrównoważona pod względem rozkładu światła i cieni. Nie jest też tak nudna i przytłaczająca jak wielka plama czerni.
Kolejny dobry tom. Jeśli ktoś się jeszcze nie przekonał do serii, to może powinien, bo jest bardzo dobrze napisana i pięknie narysowana. Pozostaje nam tylko czekać na ostatni tom, który powinien się pojawić w najbliższych miesiącach.
Dziękujemy wydawcy za przekazanie tomu do recenzji.
Konrad Dębowski
Tytuł: „Descender tom 5. Powstanie Robotów”
Tytuł oryginału: „Descender vol. 4. Rise of the Machines”
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dustin Nguyen
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Mucha Comics
Data polskiego wydania: styczeń 2020
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania oryginału: styczeń 2018
Objętość: 120 stron
Format: 180 x 275 mm mm
Oprawa: twarda
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 55 złotych