„Kryzys bohaterów” za który odpowiada Tom King, nie ma nic wspólnego z poprzednimi kryzysami wydawnictwa DC Comics. Nie ma tutaj niszczenia multiwersum i tym podobnych rzeczy. Ten kryzys jest natury egzystencjalnej, a nawet moralnej. King porusza naprawdę ważną kwestię, jednak robi to w sposób, którego, przyznam szczerze, nie rozumiem i wolałbym, aby ten tytuł nigdy nie powstał.
Kryzys, który nie jest kryzysem
Z natury jestem osobą pozytywnie nastawioną do życia. W recenzowanych przeze mnie tytułach staram się szukać plusów, nawet jeżeli jest to naprawdę trudne. Jednocześnie staram się być obiektywny, chociaż wiem, że w niektórych przypadkach sympatia do danej serii, bohatera czy też autora może ten osąd lekko wypaczać. W każdym razie do każdego tytułu podchodzę neutralnie. Nie sugeruję się opiniami innych i po lekturze sam wyrabiam sobie zdanie. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ „Kryzys bohaterów” Toma Kinga spotkał się z dużą krytyką. Teraz wiem dlaczego i wcale się temu nie dziwię.
Poznajcie Sanktuarium, miejsce, w którym bohaterowie mogą dojść do siebie po bitwach, urazach i traumach, jakie się z tym wiążą. Pomaga im w tym sztuczna inteligencja stworzona za pomocą technologii z Kryptona. To rodzaj terapii z psychologiem albo psychiatrą. Bohaterowie zwierzają się ze swoich słabości, lęków i problemów, a w sali symulacji mogą stawić im czoła. Nagrania z tej sesji są później kasowane, nie pozostaje po nich żaden ślad. Sanktuarium zapewnia pełną anonimowość. Wszystko komplikuje się wtedy, kiedy dochodzi w nim do masowego morderstwa. Podejrzanych jest dwóch – Booster Gold i Harley Quinn. Oboje widzieli siebie nawzajem zabijających innych bohaterów. Które z nich jest winne i dlaczego to zrobili? W dodatku ktoś znalazł sposób, żeby odtworzyć skasowane nagrania.
Mocne i słabe strony komiksu Kinga
Zawsze ciekawiło mnie to, jak superbohaterowie radzą sobie z traumą, utratą bliskich i ogólnie faktem, że nie każdego można uratować. Owszem, sytuacja po takich wydarzeniach jest przedstawiana w komiksach, ale zazwyczaj dość pobieżnie. Po kilku planszach wszystko znów jest dobrze, bohater staje na nogi i ponownie wyrusza walczyć ze złem. Można powiedzieć, że taka w sumie jest idea komiksu superbohaterskiego. Nawet jak jest bardzo źle, to zawsze istnieje nadzieja, która pomaga nam iść do przodu i stawiać czoła przeciwnościom losu. Jednak pamiętajmy, że superbohaterowie to też ludzie (i kosmici), a każdy z nas inaczej radzi sobie z ciężkimi sytuacjami życiowymi. I tutaj należy się plus dla Toma Kinga, że starał się nam to jakoś pokazać.
Jak wspomniałem, zawsze staram się szukać pozytywnych stron w omawianym tytule. Nie ukrywam, że w komiksie najbardziej podobały mi się momenty, w których bohaterowie stają przed kamerą i zwierzają się sztucznej inteligencji Sanktuarium. Tych bohaterów jest całkiem sporo, o niektórych nigdy nawet nie słyszałem. Są to krótkie zwierzenia, ale potrafią zapaść w pamięć. Bardzo dobrze przedstawiono też relację Harley Quinn z Poison Ivy i rozważania bohatera imieniem Gnarrk. To w sumie wszystko. W tym miejscu plusy w fabule komiksu się kończą.
Nie zdradzę wam, kto naprawdę zabił, ale to co King zrobił z tą postacią, jest tak złe, że ciężko mi to zaakceptować, a co dopiero opisać. W zupełności rozumiem, co przeszedł ten bohater, naprawdę. Jego uczucia są silne, uzasadnione i nie ukrywam, że było mi go żal. Jednak to, jak autor poprowadził wydarzenia po morderstwie, jest zwyczajnie głupie. Z postaci ogarniętej rozpaczą stworzył mordercę. Mordercę działającego świadomie i rozmyślnie, tym samym zaprzeczając wartościom, którymi do tej pory się kierował. Jego działania nie są w żaden sposób logicznie uzasadnione. Ja tego nie kupuję i nie akceptuję.
To nie tak miało być
„Kryzys bohaterów” nie sprawdza się również jako opowieść detektywistyczna. Z opisu można by przypuszczać, że historia będzie czymś na wzór „Kryzysu tożsamości” Brada Meltzera i Ragsa Moralesa. Wiecie, morderstwo, tajemnica, podejrzani i te sprawy. Tak się jednak nie stało. Nie ukrywam, zaczęło się dobrze. Harley widziała, jak zabija Booster, a ten jak morduje Harley. Mamy dwójkę podejrzanych i nie wiadomo, które z nich widziało tę prawdziwą wersję. Jednak dalsze wydarzenia nie prowadzą praktycznie do niczego. Dialogi w żaden sposób nie popychają fabuły do przodu, a morderca ujawnia się sam. Ot tak. Bo czemu nie.
Ktoś może pomyśleć, że skoro dostajemy morderstwo, to z pewnością jakąś rolę odegra w tym wszystkim Batman. Otóż nie. Człowiek Nietoperz w pewnym momencie bada jedno z ciał i mówi, że nie ma pojęcia, kto jest mordercą. Nagrania z Sanktuarium zostały skasowane i że nie ma żadnej możliwości, by dowiedzieć się, kto jest winny tej straszliwej zbrodni. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie fabuły to wszystko okazuje się bujdą. Tom King na samym początku ustala i przedstawia pewne fakty tylko po to, żeby na samym końcu wyrzucić to wszystko do kosza.
Clay Mann i jego bohaterowie
Pomimo że „Kryzys bohaterów” jest słabą historią, to polecić mogę ją tylko z jednego powodu ‒ rysunków, za które odpowiada Clay Mann. Postacie są szczegółowe, pierwszy i drugi plan pełen detali, a dwustronne plansze momentami zapierają dech. Szczególnie utkwiła mi ta z pewną postacią na łące pełnej kwiatów. Mam jednak wrażenie, że rysownik nie do końca poradził sobie ze scenami walki. Postacie przybierają wtedy dość dziwne pozy i wyrazy twarzy. Trzeba też wspomnieć, że na pojedynczych planszach Clay Manna wspierali również inni rysownicy, tacy jak chociażby Travis Moore, Lee Weeks i Mitch Gerads.
Podsumowując, przytoczę napis, który znajduje się na tylnej stronie okładki komiksu: „Jeszcze nigdy nie było kryzysu takiego jak ten”. W pełni zgadzam się z tym tekstem. Tak niepotrzebnego i bezsensownego kryzysu w historii DC Comics jeszcze nie było.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Clay Mann
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: maj 2020
Liczba stron: 240
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 79,99 zł