„New X-Men: Planeta X” to czwarty i zarazem ostatni tom epickiej sagi o mutantach autorstwa Granta Morrisona wydany przez Mucha Comics. Tym razem dzieje się dużo. Jedni bohaterowie umierają, drudzy powracają do życia, a finał historii rozgrywa się w przyszłości oddalonej o 150 lat. Pomimo że większość wątków zostaje wyjaśniona, to mam bardzo mieszane odczucia odnośnie do zakończenia tej opowieści.
Powrót zza grobu
Magneto nie żyje. Tak się przynajmniej wszystkim wydawało. Okazuje się, że po ataku na Genoshę Mistrz Magnetyzmu ukrywał się i w tajemnicy realizował plan ostatecznej zagłady ludzkości. Teraz, kiedy odwieczny wróg Charlesa Xaviera i drużyny X-Men powraca, rozpoczęła się wojna pomiędzy ludźmi i mutantami. Wojna, którą powstrzymać może tylko odrodzona Phoenix. Jakby tego było mało, w drugiej części albumu przenosimy się w przyszłość odległą aż o 150 lat, gdzie spotkamy nowych bohaterów, którzy będą musieli zmierzyć się z przeciwnikiem poznanym w przeszłości. To właśnie tutaj znajdziemy odpowiedzi na większość pytań. Tylko czy będą one wystarczające?
„New X-Men” dobiegło końca
Kontrowersyjny run Granta Morrisona dobiegł końca. Zebrane przez Mucha Comics wydawnictwo okazało się ciekawą, jednak bardzo nierówną lekturą. Początkowy atak Cassandry Novy na Genoshę, śmierć Magneto i zagłada 16 milionów mutantów na zawsze odcisnęły piętno na uniwersum mutantów. Późniejsze wątki takie jak romans Cyclopsa z Emmą Frost, pochodzenie Broni XIII czy też właśnie konfrontacja Charlesa Xaviera ze swoją złą siostrą nie były już tak ekscytujące. Owszem, były też całkiem dobre momenty, jak chociażby bunt uczniów w Instytucie Xaviera, jednak to trochę mało. Scenarzysta tworzył kolejne historie, które na pierwszy rzut oka nie miały ze sobą dużo wspólnego. Teraz, kiedy przyszedł czas zakończenia historii, Morrison stara się wszystko posklejać i wyjaśnić czytelnikom wszystkie nieścisłości.
Zakończenie, które pozostawia sporo do życzenia
Magneto żyje. Nie jest to wielki spoiler, bo wspomina o tym chociażby opis na tylnej okładce, jednak samego powrotu z pewnością nie zaliczyłbym do udanych. Jeden z najpotężniejszych mutantów na świecie rozpoczyna wojnę z ludźmi, ale robi to w sposób tak nieudolny, że można tutaj mówić tylko o jego upadku, a nie powrocie w glorii i chwale. Jest to oczywiście celowy zabieg scenarzysty, jednak prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego Grant Morrison zdecydował się na aż takie umniejszenie tej postaci. Rozumiem sam przekaz, któremu miał służyć ten zabieg, jednak uważam, że można to było zrobić w inny, ciekawszy sposób. Fani Mistrza Magnetyzmu raczej nie będą zadowoleni.
Po dość mocnym zakończeniu pierwszej części albumu, czyli historii „Planeta X”, przenosimy się w przyszłość, gdzie ludzkość i mutanci praktycznie wymarli, a dominują hodowane przez pewną postać hybrydy, gatunek idealny. Nie będę zdradzał, o jaką postać chodzi, bo może wam to zepsuć lekturę, jednak według zamysłów scenarzysty to właśnie ona odpowiada za wszystko, co zdarzyło się w poprzednich tomach. I o ile w przypadku niektórych wątków faktycznie mogło tak być, tak w części z nich nie ma to praktycznie sensu. Również w przypadku samego powrotu Magneto więcej jest pytań niż odpowiedzi. W posłowiu, które znajdziecie po zakończeniu głównej historii, pojawia się stwierdzenie, że Morrison wyjaśnił jakieś 95% wątków. Osobiście się z tym nie zgadzam. Być może część z nich faktycznie doczekała się jakiegoś wyjaśnienia, ale odnoszę wrażenie, że zostały one wymyślone na szybko, aby jakoś domknąć tę historię. No a że część z nich nie ma większego sensu?
Marc Silvestri i Phil Jimenez
Na szczęście o wiele lepiej jest, jeśli chodzi o graficzną stronę albumu. Tym razem za rysunki odpowiadają Phil Jimenez i jeden z moich ulubionych twórców, czyli Marc Silvestri. Pierwszego z panów poznaliście już przy okazji wcześniejszych albumów, a drugiego znać możecie chociażby z serii „The Darkness”, którą tworzył z Garthem Ennisem. W przypadku obu rysowników nie mogę się do niczego przyczepić, bo wykonane przez nich plansze są po prostu świetne. Mnie najbardziej podobały się całostronicowe rysunki autorstwa drugiego z panów, ale jak już wspomniałem, od dawna mam słabość do jego prac. Pod koniec albumu możecie obejrzeć również szkice, których jest tutaj całkiem sporo.
„New X-Men” Granta Morrisona to dość kontrowersyjny, chociaż ważny rozdział w życiu mutantów. Jego początek należy do jednych z najmocniejszych wątków, z jakimi się spotkałem, jednak jako całość historia ta mnie nie porwała. Dla fanów mutantów to pozycja obowiązkowa, a pozostali miłośnicy komiksu superbohaterskiego przeczytać mogą, jak już nadrobią ciekawsze tytuły. Mnie osobiście kontynuująca omawiane wątki seria „Astonishing X-Men” podobała się o wiele bardziej.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Phil Jimenez, Marc Silvestri
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: kwiecień 2021
Liczba stron: 256
Format: 180 x 275 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 99,00 zł