„Toń” to trzeci komiks z serii „Hill House Comics” wydany przez Egmont i sygnowany nazwiskiem słynnego pisarza Joe Hilla, syna Stephena Kinga. Tym razem udamy się w okolice kręgu polarnego w poszukiwaniu zaginionego przed laty statku badawczego „Derleth”, który niespodziewanie zaczął nadawać sygnał SOS. Skojarzenia z takimi filmami jak „Coś” i „Obcy” są uzasadnione, ale cóż… to nie ta liga.
Joe Hill i inspiracja słynnymi filmami
Statek wiertniczo-badawczy „Derleth” zaginął w roku 1983, zginęło ponad 30 członków załogi. Była to wówczas jedna z najnowocześniejszych jednostek tego typu. Po prawie 40 latach statek ten zaczął nadawać wezwanie pomocy, które odebrała firma Rococo odpowiedzialna za jego zbudowanie. Do poszukiwań „Derletha” zatrudniona zostaje ekipa ratownicza braci Carpenter, która ma zabezpieczyć wyniki badań i odszukać ciała zaginionej załogi. Z czasem okaże się, że niedawne tsunami obudziło mroczne siły spoczywające na dnie oceanu. Poszukiwanie zaginionego statku stanie się wówczas prawdziwym koszmarem.
Poprzednie tomy z kolekcji „Hill House Comics” były naprawdę ciekawymi tytułami, przy których miło spędziłem czas. Mowa o „Koszyku pełnym głów” i „Rodzinie z domku dla lalek”. Niestety, tym razem nie mogę powiedzieć tego samego o recenzowanej właśnie „Toni”. Za scenariusz ponownie odpowiada Joe Hill, a historia inspirowana jest filmami, które są przecież klasykami gatunku. Sam autor wspomina w dodatkach specjalnych o swoich inspiracjach i nie ma się co dziwić, że bracia ratownicy otrzymali nazwisko słynnego reżysera Johna Carpentera, który nakręcił właśnie wspomniany film „Coś”.
Tym razem coś nie wyszło
Sama inspiracja jednak nie wystarczyła, żeby stworzyć ciekawy i wart uwagi tytuł. Początek dawał nadzieję na naprawdę solidną historię, bo mamy tutaj przecież wielką korporację, zaginiony statek i tajemnicę sprzed 40 lat, którą należy rozwikłać. Jednak im dalej, tym fabuła robi się mniej ciekawa, przewidywalna, a pod sam koniec kompletnie niedorzeczna. Nie zrozumcie mnie źle, w komiksach tego typu nie oczekuję wybitnej logiki i superinteligentnych bohaterów, ale tutaj ich decyzje i przemyślenia są momentami tak głupie, że aż odechciewa się czytać do końca. Odnoszę wrażenie, że Joe Hill tym razem poszedł na łatwiznę, zbyt mocno inspirował się wspomnianymi filmami, przez co zabrakło odrobiny jego własnej inwencji twórczej.
Stuart Immonen ratuje „Toń”
Na szczęście mocną stroną komiksu są rysunki, za które odpowiada Stuart Immonen. Ten wyróżniony Nagrodą Shustera rysownik tworzył prace dla takich wydawnictw jak DC, Marvel czy też Image. Plansze w „Toni” skupiają się głównie na postaciach, przez co ich wyrazy twarzy i mimika są dość szczegółowe. Bardzo dobrze wpływa to na odbiór relacji pomiędzy nimi. Spora część komiksu rozgrywa się w nocy. Rysunki mają dość ciemną i momentami niepokojącą kolorystykę, co bardzo mi się spodobało. W końcu miał to być horror i dobrze, że chociaż rysunki to przedstawiają. Za kolory ponownie odpowiada kolorysta Dave Stewart, a w materiałach dodatkowych znajdziecie wywiady z twórcami, kilka szkiców i naprawdę świetnych okładek alternatywnych.
„Toń” autorstwa Joe Hilla to komiks co najwyżej średni. W porównaniu z dwoma poprzednimi tytułami z kolekcji „Hill House Comics” wypada naprawdę słabo. Wydawać by się mogło, że inspiracja kultowymi już filmami grozy zaowocuje ciekawą lekturą, jednak niestety. Sprawdzić można, ale po lekturze raczej szybko zapomnicie o tym tytule.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Joe Hill
Rysunki: Stuart Immonen
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont
Data wydania: czerwiec 2021
Liczba stron: 166
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 69,99 zł