Jakiś czas temu Non Stop Comics wydało nowy komiks autorstwa Ricka Remendera zatytułowany „Szumowina”. Jego (anty)bohaterem jest Ernie Ray Clementine, alkoholik, narkoman, seksoholik i samolubny egoista. Ten oto jegomość wskutek pomyłki stał się najpotężniejszym superszpiegiem na świecie. Czy w drugim tomie Ernie zostanie lepszym człowiekiem? Zapomnijcie.
„Szumowiny” ciąg dalszy
Opis drugiego tomu od wydawcy brzmi następująco: „Kontynuacja jednej z najbardziej odjechanych serii komiksowych ostatnich lat. Tu nie ma żadnych świętości. Dobry smak też raczej nie obowiązuje. No chyba że chodzi o rysunki, bo te są na nieziemskim wręcz poziomie. Seria nominowana do nagrody Eisnera w kategorii najlepszy komiks humorystyczny”.
W opisie nie ma wzmianki o treści, ale wspomnę tylko, że tym razem Ernie przenosi się w kosmos, żeby ocalić świat. Czyli nic nowego. Z samym komiksem mam niestety problem. Rick Remender należy do specyficznych scenarzystów i często jest tak, że albo się go lubi, albo nie. W moim przypadku jest pół na pół. Niektóre jego tytuły wręcz pokochałem („Głębia”), a od niektórych się odbiłem („Fear Agent”). „Szumowina” niestety należy do tej drugiej grupy.
Ernie Ray Clementine i jego odrażający charakter
O ile pierwszy tom był ciekawą, choć przewidywalną lekturą, to byłem ciekaw dalszych przygód Erniego. To ten typ postaci, której według mnie nie da się lubić. Zdaję sobie sprawę z tego, że taki był zamysł autora, ale pod koniec poprzedniego albumu mogliśmy ujrzeć w nim człowieka i przebłysk dobrych uczuć. Fakt, chęć niesienia pomocy i dobre zamiary są warunkiem tego, aby jego moce zadziałały, jednak muszę przyznać, że zakończenie pozwalało sądzić, że z Erniego będą jeszcze ludzie.
Niestety, Remender całkowicie zignorował wcześniejsze wydarzenia, a nasz pseudobohater jest jeszcze większą mendą niż ostatnio. Cały czas myśli tylko o sobie, prochach, chlaniu, seksie i nie liczy się z uczuciami nikogo. On jest najważniejszy. I znowu, rozumiem, że ta postać tak miała zostać napisana, jednak autor na siłę wyolbrzymia jego złą stronę, przez co dość szybko staje się to nie tyle przewidywalne, co nudne.
Wesoła gromadka rysowników
Jeżeli zaś chodzi o rysunki, to tak jak poprzednio każdy zeszyt rysował ktoś inny. Mamy tutaj między innymi takie nazwiska jak Bergara, Dinisio i Wayshak. Przyznaję, że o niektórych z nich w życiu nie słyszałem, ale od strony graficznej komiks prezentuje się przyzwoicie. Jest tutaj dużo akcji, szczegółów i różnorodnej kolorystyki. Na dodatki też warto zwrócić uwagę, bo chociaż to tylko kilka szkiców i okładek alternatywnych, to mogą się spodobać.
„Szumowina” po drugim tomie jest dla mnie dość sporym zawodem. Jeżeli polubiliście poprzednie przygody Erniego, to możecie spróbować z kolejnymi. Ja raczej nie będę zainteresowany następnym tomem tego tytułu. Z drugiej strony, ostatni kadr był bardzo interesujący…
Maciej Skrzypczak