„Na wschód od zachodu: Apokalipsa” – okładka

„Na wschód od zachodu. Apokalipsa” Jonathana Hickmana to mój ulubiony komiks ubiegłego roku. Pierwszy tom recenzowałem w czerwcu, więc cieszy fakt, że wydawnictwo Mucha Comics dość szybko wydało kolejny tom serii, która w dalszym ciągu trzyma bardzo wysoki poziom. Autor rozbudowuje dotychczasowe wątki i przygotowuje nas na tytułową apokalipsę. Dzieje się dużo, a od lektury nie można się oderwać.

„Gdy Śmierć udaje się na poszukiwanie syna, któremu przeznaczone jest pogrążyć świat w ogniu (nawet jeśli chłopiec sam nie jest do końca o tym przekonany), Prorok Orion – ucieleśnienie Przesłania – przyzywa Wybranych na spotkanie, aby zadecydować o losie siedmiu krain i być może całej ludzkości. Alianse się zacieśniają, konflikty się pogłębiają, podwójni agenci wychodzą z ukrycia, toczą się głowy zdrajców i rozpoczyna się krwawa walka o prym w nowym porządku. Tymczasem Jeźdźcy Apokalipsy, chwilowo unieszkodliwieni przez syna Śmierci, ulegają kolejnej przerażającej przemianie, stając się czarnym koniem w rozpoczynającej się wojnie dni ostatnich.”

„Na wschód od zachodu: Apokalipsa” – przykładowa strona

„Na wschód od zachodu. Apokalipsa” nadal trzyma poziom

Kiedy w ubiegłym roku sięgnąłem po pierwszy tom serii, nie spodziewałem się, że „Na wschód od zachodu. Apokalipsa” stanie się jednym z moich ulubionych komiksów w ogóle. Wielowątkowa fabuła, świetnie przedstawione postacie i unikalny świat sprawiły, że komiks przeczytałem za jednym razem, zarywając noc. Nie inaczej było tym razem. W drugim tomie autor zdecydował się zepchnąć wątek Śmierci i jego syna na dalszy plan i skupić się na konfliktach między poszczególnymi narodami pojawiającymi się w tej historii. Mamy więc znacznie więcej wątków politycznych, knowań i walki o władzę. Co ważne, wszystko napisane zostało niesamowicie przystępnie i intrygująco. Nie ma tutaj sztucznego przeciągania opowieści. Nie odnosi się też wrażenia, że całość prowadzona jest zbyt szybko. Tempo historii jest bardzo wyważone, a całość przemyślana i niekiedy bardzo nieprzewidywalna, potrafi zaskoczyć czytelnika.

„Na wschód od zachodu: Apokalipsa” – przykładowa strona

Nastały „Dni ostatnie

Jak wspomniałem, wątek Śmierci, Babilona i Jeźdźców został zepchnięty na dalszy tor. Nie oznacza to jednak, że się nie pojawia. Prym wiedzie tutaj jednak Orion i jego Przesłanie, które pod koniec tomu ewoluowało w bardzo ciekawy, aczkolwiek oczekiwany wątek. Jesteśmy też świadkami dalszej edukacji małego Babilona i kształtowania jego osobowości, a także wspomnianej w opisie ostatecznej przemiany Jeźdźców. Prawdę mówiąc, teraz nie mam najmniejszego pojęcia, jak zakończy się ta historia, jaką drogę wybierze chłopiec i jak potoczą się losy pozostałych bohaterów. Ale to dobrze. Wierzę, że Jonathan Hickman zaskoczy mnie swoimi pomysłami i zakończy serię z prawdziwym przytupem. Wszak rozpoczęły się „Dni ostatnie”.

„Na wschód od zachodu: Apokalipsa” – przykładowa strona

Nick Dragotta również w formie

O warstwie graficznej komiksu nie napiszę nic nowego, bo nie uległa ona jakiejkolwiek zmianie. Za rysunki w dalszym ciągu odpowiada Nick Dragotta, którego prace skupiają się głównie na prezentacji bohaterów. Drugi plan jest surowy, często bez znaczących szczegółów, jednak zdążyłem się już do tego przyzwyczaić i muszę przyznać, że taki styl naprawdę mi się podoba. Poza tym plansze są dynamiczne i bardzo widowiskowe. Na szczególną uwagę zasługuje zeszyt o pewnym zamachu, gdzie pojawia się bardzo mało tekstu. Cała akcja przedstawiona jest praktycznie za pomocą rysunków, których śledzenie przypomina oglądanie dobrego filmu akcji. Wrażenie robią też całostronicowe plansze, których w tym tomie jest chyba więcej niż ostatnio. Niektóre z nich byłyby idealne na plakat. Tak samo jak okładki alternatywne i inne prace rysownika zamieszczone w materiałach dodatkowych na końcu tomu. Muszę niestety wspomnieć o literówkach, których kilka wyłapałem. Trochę psuje to odbiór całości.

Drugi tom komiksu „Na wschód od zachodu. Apokalipsa” w dalszym ciągu trzyma bardzo wysoki poziom i sprawia, że z niecierpliwością czekam na tom finałowy. Jonathan Hickman stworzył świetną i wciągającą historię i liczę na to, że równie dobrze ją zakończy. To jeden z tych tytułów, które trzeba mieć na półce.

Maciej Skrzypczak

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.