Od premiery szóstego tomu „Monstressy” od wydawnictwa Non Stop Comics minęło ponad 1,5 roku. To długo. Nie ukrywam, że fabuła uleciała mi już z głowy, więc musiałem przypomnieć sobie wcześniejsze wydarzenia. Miałem też cichą nadzieję, że twórczynie zaczną nas powoli przybliżać do finału, ale nic z tych rzeczy. Historia Maiki Półwilk trwa i chyba trwać będzie jeszcze długo. Niestety.
„Trwają przygotowania do kolejnej wojny, ale to bitwy toczone o serca i dusze są najbardziej niebezpieczne. Podczas gdy Tuya walczy o swoją przyszłość, Maika i Zinn trafiają do niewoli, gdzie odkrywają bolesne sekrety z przeszłości! Z kolei młody Kippa może być jedyną nadzieją świata na teraźniejszość.”
Postacie drugoplanowe siłą siódmego tomu serii
Po dość burzliwych wydarzeniach z poprzednich tomów „Pożeraczka” pozwala nam na chwilę oddechu. Główna bohaterka znajduje się w niewoli, a na scenę wkraczają postacie drugoplanowe. Z jednej strony to dobrze, bo dzięki temu Marjorie Liu skupia się bardziej na Kippie i Tuyi, sprawiając, że lepiej rozumiemy ich działania i motywacje. Szczególnie zaintrygowała mnie druga z bohaterek, głównie za sprawą przedstawienia jej trudnej i skomplikowanej egzystencji. Wątki te są ciekawe, wyjaśniają niektóre kwestie, ale odniosłem wrażenie, że mimo wszystko nie popychają fabuły do przodu. W tomie siódmym mamy także całkiem sporo wspomnień z przeszłości, z diagnozowania Maiki i jej osobowości, ale tak naprawdę stoimy w miejscu. I to właśnie nie jest dobre.
„Monstressa” już nie intryguje tak jak kiedyś, ale…
Jak wspomniałem we wstępie, po cichu liczyłem na jakieś mocniejsze akcenty fabularne i rozpoczęcie być może finałowego wątku. Tymczasem odnoszę wrażenie, że nie jesteśmy nawet w połowie historii zaplanowanej przez Marjorie Liu. Niestety, przy tak długim czasie czekania na kolejne tomy komiks powoli staje się dla mnie męczący i coraz mniej angażujący. W moim przypadku fabuła „Monstressy” wymaga skupienia i przypomnienia sobie tego, co działo się poprzednio, zanim sięgnę po kolejny tom. Pomimo ciekawych wątków, wyrazistych postaci czy też pięknych rysunków chyba na razie wstrzymam się z lekturą tego tytułu. Nie wiem, jak długo będzie się jeszcze ukazywał, ale uważam, że chyba lepiej poczekać, aż seria dobiegnie końca, i przeczytać wszystko za jednym razem z prawdziwym zaangażowaniem. Nie będę ukrywał, dla mnie „Monstressa” stała się jednym z tych tytułów, które są przedłużane na siłę, a to nigdy nie wychodzi serii na dobre.
…Sana Takeda i jej prace cały czas zachwycają
O rysunkach Sany Takedy nie będę się rozpisywał, bo od samego początku są wspaniałe. Zachwycił mnie świat przedstawiony i chyba tak naprawdę to właśnie te cudowne plansze sprawiają, że pomimo tak długiego okresu oczekiwania na kolejne tomy do tej pory czytałem serię na bieżąco.
Siódmy tom „Monstressy” wprowadził kilka wyjaśnień, ale nie popchnął fabuły do przodu w bardzo znaczący czy też istotny sposób. „Pożeraczka” to oczekiwanie na mocniejsze i bardziej konkretne wątki, a ten tom pomimo kilku interesujących momentów nie zachwyca. Nie wiem, czy winny temu jest długi czas oczekiwania na poznanie dalszej historii, czy też ona sama zaczyna się pomału wypalać, ale zdecydowałem, że przerywam serię i czekam na jej zakończenie. Mam nadzieję, że przy lekturze kompletnej opowieści znowu poczuję ten zachwyt, który towarzyszył mi kiedyś przy pierwszych tomach.
Maciej Skrzypczak