Mniej więcej rok temu recenzowałem drugi tom serii „Szumowina” od wydawnictwa Non Stop Comics. Niestety, tytuł ten nie przypadł mi do gustu i nie zamierzałem sięgać po trzeci, ostatni tom. Spokoju nie dawało mi jednak poprzednie zakończenie, które było bardziej niż intrygujące. Tak więc pomimo niechęci postanowiłem przeczytać finałowe przygody Erniego Raya Clementine’a, które stworzył Rick Remender. I wiecie co? Było warto.
Fragment opisu trzeciego tomu brzmi następująco: „Scorpionus i Moonflower wdrażają plany narzucenia nam swoich wersji utopii, pogrążając świat w pełnowymiarowym konflikcie! Naszą jedyną szansą ratunku jest zdemoralizowany, odurzony narkotykami metalowiec w latającym trans amie – Agent Szumowina!”.
Gdyby James Bond był ćpunem
Podtytuł trzeciego, a zarazem ostatniego tomu serii to „Goldenbrowneye”. Jeżeli kojarzy wam się z jednym z filmów o Agencie Jej Królewskiej Mości, to w sumie macie rację. Poprzednie podtytuły serii też łączyły się z Jamesem Bondem, ale ja jakoś szczególnie nie czułem tych nawiązań. Inaczej jest w tomie trzecim, gdzie Rick Remender zaczerpnął z tych filmów chyba wszystko, co najbardziej kiczowate, przerysowane, i doczepił to do głównego bohatera. Jednak skłamałbym, gdybym napisał, że taka mieszanka mi się nie podobała.
Jest lepiej niż ostatnio
Żeby nie było wątpliwości – Ernie Ray Clementine nadal jest dupkiem. Nie da się go lubić, a co dopiero mu kibicować. Ja przynajmniej nie mogłem. Wprawdzie zdaję sobie sprawę z tego, że taki pewnie był zamysł autora, ale jakoś ciężko mi śledzić losy postaci, za którą zwyczajnie nie przepadam. Co innego postacie drugoplanowe, które chcą zakończyć żywot naszego tytułowego ćpuna. Może jestem złym człowiekiem, ale im kibicowałem z całego serca. Jednak z każdą kolejną stroną nie tyle przekonywałem się do Erniego, co z ciekawością śledziłem jego dalsze poczynania. A nudzić się nie można, bo akcji jest całkiem sporo, a niektóre zwroty są wyjątkowo ciekawe. Wprawdzie zakończenie od pewnego momentu jest bardzo przewidywalne, lecz satysfakcjonujące. Nie myślałem, że to napiszę, ale to zdecydowanie najlepszy tom serii.
„Szumowina” i kwestia rysunków
Nieco lepsze zdanie mam także o rysunkach. W poprzednich tomach zeszyty ilustrowała całkiem spora liczba rysowników. To skutkowało istną karuzelą stylów, co nie do końca mogło się podobać. W tomie trzecim za rysunki odpowiedzialni są Moreno Dinisio i Roland Boschi. Nie są to może prace, które szczególnie zapadają w pamięć i przyciągają oko, ale też nie można specjalnie narzekać. Jest dobrze.
Przygody Erniego Raya Clementine’a dobiegły końca. Czy polecam ten tom? Tak. Czy polecam całą serię? Niekoniecznie. „Szumowina” jest dość specyficznym tytułem i z pewnością nie należy do najlepszych komiksów Ricka Remendera. Przynajmniej według mnie.
Maciej Skrzypczak