Seria „Hawkmoon” od wydawnictwa Lost in Time to komiksowa adaptacja sagi fantasy autorstwa Michaela Moorcocka zatytułowanej „Historia Runestaffa”. Przenosimy się w niej do świata będącego mieszanką magii i nauki, z dodatkiem pięknego steampunkowego klimatu. Mnie ten tytuł wciągnął już od pierwszej strony.
„Hawkmoon” ‒ opis wydawcy
„Hawkmoon” stanowi adaptację wielkiej sagi fantasy pióra Michaela Moorcocka, mrocznego dzieła przepełnionego prymitywną nauką i futurystyczną magią. Pod względem gatunku niedający się łatwo zaszufladkować epicki cykl jest również opowieścią o straszliwej zemście. Jérôme Le Gris („Horacio d’Alba”) i Benoit Dellac („Wężowy bóg”) przesycają to mistrzowskie dzieło oddechem niepokojącej nowoczesności.
Nasz świat przestał istnieć. Śmiertelne Ulewy, jedna z plag Tragicznego Millenium, doprowadziły do powstania burzliwego średniowiecza, w którym prymitywna technologia splata się z osobliwą magią. Te ponure czasy są świadkiem upadku ostatnich dużych państw Europy pod naporem Mrocznego Imperium.
Granbretańczycy… Wieść o nich od dziesięcioleci niesie się echem po wszystkich terenach zdewastowanego Starego Kontynentu. Nad światem unosi się zaś mroczny cień okrutnego Imperium Granbretanii, którego potworny król-cesarz Huon narzuca swoją dominację dzięki potędze wynaturzonej nauki. Nawet potężne miasto Köln ulega wrogiej armii, a młody książę Dorian Hawkmoon zostaje zakuty w łańcuchy i zabrany do ciemnych lochów stolicy – Londry.
Nikt nie jest w stanie przeciwstawić się totalitarnej władzy Granbretanii, która rozszerza się na całą Europę. Tylko odległe księstwo Kamargu, władane przez legendarnego hrabiego Brassa, stawia jeszcze opór Imperium. Lecz na jak długo?…”
Komiksowa adaptacja serii fantasy „Historia Runestaffa”
Muszę przyznać, że pierwszy tom serii „Hawkmoon” to bardzo wciągająca lektura. Jérôme Le Gris, scenarzysta komiksu, od pierwszej strony bardzo umiejętnie prowadzi fabułę, a czytelnik wchodzi w tajemniczy, brutalny, ale też przepełniony magią świat będący mieszanką fantasy, sci-fi i cyberpunka. W tej historii jest wiele zaskakujących wątków i wyrazistych postaci, dzięki którym do samego końca nie możemy oderwać się od lektury. Komiks pełen jest rozgrywek na tle politycznym, które jednak nie nudzą, a wręcz przeciwnie, potrafią naprawdę zaintrygować. Bardzo podobało mi się przedstawienie nie tylko głównego bohatera, ale także czarnych charakterów, w szczególności barona Meliadusa. Jego chęć zemsty, zdobycia władzy i podboju całego świata została tutaj ukazana w bardzo wiarygodny i przekonujący sposób, dzięki czemu nie jest on postacią pozbawioną ikry i charakteru. Podobało mi się również zakończenie, które sprawiło, że jestem niezmiernie ciekawy kolejnych przygód Doriana Hawkmoona.
Komiks to nie książka
Niestety, komiks cierpi na jedną istotną wadę ‒ wydarzenia rozgrywane są zbyt szybko, a niektórym z nich brakuje logiki. W pierwszym tomie przeniesiono na karty komiksu większą część wydarzeń z książki „Klejnot w czasie” będącej początkiem całej sagi. Niektóre sytuacje i dialogi aż proszą się o rozszerzenie i wyjaśnienie pewnych wątków, co przypuszczam, zostało zrobione w książce, ale w komiksie zapewne nie starczyło na to miejsca. Na szczęście nie wpływa to znacząco na odbiór fabuły, ale momentami jednak ma się wrażenie, że czegoś brakuje.
Monumentalne rysunki Benoîta Dellaca i Didiera Poliego
Niewątpliwym plusem „Hawkmoona” są fantastyczne rysunki autorstwa Benoîta Dellaca i Didiera Poliego. Duże wrażenie zrobiła na mnie prezentacja świata, wielkie budowle i fortyfikacje przedstawione w komiksie. Historia zawiera również całkiem sporo akcji i scen batalistycznych, które zachwycają swoim rozmachem i szczegółowością. Podobało mi się to, że rysunki te zostały w większości przedstawione na planszach całostronicowych, a nawet dwustronicowych. „Hawkmoon” został wydany w twardej oprawie i formacie 240 x 320 mm. Komiks ma 120 stron i zawiera dwa oryginalne albumy: „Czarny klejnot” i „Bitwa pod Kamargiem”, jego cena okładkowa to 100 zł.
„Hawkmoon” to bardzo dobra lektura, którą szczerze polecam miłośnikom fantasy, sci-fi i steampunkowych klimatów. Wspaniale nakreślone postaci, różnorodny świat i naprawdę świetne rysunki sprawiają, że od lektury nie można się oderwać. Drugi tom powinien ukazać się w naszym kraju już w przyszłym roku. Oby tak się stało.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Lost in Time za przesłanie komiksu do recenzji.