„Bodycount” to jeden z najbardziej niezwykłych koktajli w świecie komiksu. Z jednej strony inspirowany filmami Johna Woo i heavy metalem. Z drugiej łączy uniwersum Wojowniczych Żółwi Ninja z zamiłowaniem do nieokiełznanej przemocy, z której słynie Simon Bisley ‒ odpowiedzialny za graficzną stronę tej najdłuższej komiksowej strzelaniny w historii.
Na początku zaznaczmy wyraźnie jedno ‒ jeśli ktoś szuka noweli graficznej, która podda wnikliwej analizie osobowość bohaterów na wielu poziomach, to nie tu. Kevin Eastman odpowiedzialny za scenariusz nie wchodzi w takie niuanse. Widać, że obydwaj z Bisleyem bawią się świetnie i nie przejmują nadawaniem głębi bohaterom czy konstruowaniem fabuły pełnej zwrotów akcji.
Jeśli oglądaliście któryś z filmów trylogii „The Expendables”, gdzie Sylvester Stallone zebrał największe gwiazdy kina akcji tylko po to, aby zrównać z ziemią małe miasto ‒ macie punkt odniesienia.
Damulka warta ratowania
Rzetelność nakazuje jednak napisać kilka słów o fabule. Jak obydwaj panowie to wielokrotnie podkreślali, pomysł na komiks powstał po sensie kilku filmów Johna Woo. Wydaje się jednak, że świadomie przeskoczyli poziom niżej, aspirując do kina klasy B. Mamy więc historię, której zawiłości ogarnąć może średnio rozwinięty bakłażan. Jest kobieta w potrzebie (Midnight) i jest zły bandzior (Johnny), który ma ją zabić. Jest też dobry bandzior (Casey Jones), który postanawia ją chronić. No i jest też zmutowany żółw ninja (Raphael), który pomaga ocalić kobietę w potrzebie. Tego (żółwia) u Johna Woo nie doświadczycie. Co prawda zwrot akcji jest w zasadzie jeden, a rozterek bohaterowie nie mają zbyt wiele, ale trzeba autorowi historii oddać jedno: każda z drugoplanowych postaci jest soczysta, wyrazista i zapamiętywalna.
Najdłuższa komiksowa strzelanina
Skoro nie za bardzo możemy skupić się na fabule, to na czym? Na zabawie niczym nieskrępowaną przemocy. To wirtuozerii strzelanin i choreografii łamania kości. Na ilustracjach Bisleya, który nie dostał nagrody Eisnera na kredyt. Na tempie akcji, które zwalnia tylko po to, aby bohaterowie mogli przeładować ogromne spluwy. Kiedy zaś skończą się magazynki, w ruch idą pięści, kije bejsbolowe nabijane gwoździami i cały arsenał przedmiotów, które mogą pozbawić życia bądź kończyn w najróżniejszy sposób.
Tym właśnie jest „Bodycount”. Znajdziecie tu ponad 100 stron akcji, strzelanin, pościgów, urywanych kończyn i gruchotanych kości. Do tego otrzymacie rysunki Simona Bisleya i dialogi Kevina Eastmana. Znajdziecie rozrywkę w czystej postaci, niewymagającą od czytelnika robienia notatek, aby nie pogubić się w losach postaci. Czysta rozrywka, o ile w tym określeniu mieści się dla Was sianie zniszczenia i szerzenie pożogi.
W polskim wydaniu Non Stop Comics dostajemy twardą okładkę i sporo dodatkowego materiału. Od grafik koncepcyjnych, przez zdjęcia twórców, po tekst, w którym Kevin Eastman opowiada, jak wyglądała praca z Bisleyem.
Scenariusz: Kevin Eastman
Rysunek: Simon Bisley
Tłumaczenie: Bartek Chaciński
Wydawnictwo: Non Stop Comics
3/2019
Tytuł oryginalny: Teenage Mutant Ninja Turtles: Bodycount
Wydawca oryginalny: IDW
Rok wydania oryginału: 2018
Liczba stron: 112
Format: 180×270 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-8110-780-8
Wydanie: I
Cena z okładki: 55 zł