„Johannes Schachmann. Życie i czasy” to niecodzienne wydawnictwo. Humorystyczne szorty publikowane przez lata w odcinkach na łamach zina „Warchlaki” zostały w końcu zebrane w formie antologii. Czy wiekowy mag o wybuchowym temperamencie ma dość „many”, by nas zauroczyć? Czy też prędko przejrzymy tę iluzję?
Postać Johannesa Schachmanna narodziła się w głowie Mateusza Piątkowskiego lata temu, jednak dopiero po nawiązaniu współpracy z rysownikiem Jackiem Kuziemskim mogła się zmaterializować. Ich twór to czarnoksiężnik, który długowieczność i moce uzyskał za sprawą konszachtów z diabłem. Teraz rezyduje w zamczysku, otoczony sługami i artefaktami, a jego celem jest zwiększenie własnej potęgi. Wszystko to przy regularnych eksplozjach furii, które trapią głównego bohatera i zamieniają życie jego otoczenia w przedsionek piekła.
Premiera komiksu miała miejsce w 2015 r. na kartach wspomnianych „Warchlaków”. A ponieważ zin ten stawiał na tematyczność kolejnych odcinków, twórcy musieli zróżnicować przygody Schachmanna. W efekcie treść, a czasami format „Johannesa Schachmanna” są bardzo zróżnicowane. Jeśli dodamy do tego szczyptę niedoświadczenia twórców i samą kapryśną naturę antologii, wynikiem musi być przepis na nierówność.
Johannes Śmiechmann
Wymaganie, by rozłożony na wiele lat proces twórczy prezentował stałą formę, jest nie na miejscu. Jednak „Johannes Schachmann” to wyjątkowo jaskrawy przykład. Są tutaj „odcinki” ocierające się o wybitność. Bawiący się perspektywą i narracją segment o golemach czy skrząca się absurdem opowieść o młodych latach bohatera sąsiadują jednak z opowiadaniami pozbawionymi uroku. Gryzą zwłaszcza słabo starzejące się odniesienia, a rozczarowuje nieprzesadne przywiązanie do szczegółu. „48 stron”, zanim popadło w manierę przypominającą serię „Straszny film”, nasycało panele ilością gagów przyprawiającą twórców „Czy leci z nami pilot?” o zazdrość. Tutaj wnikliwa lektura spowoduje co najwyżej ciężki przypadek zażenowanego przewracania oczami. Zmarnowana okazja.
Podobnie zresztą jak widoczna miejscami niekonsekwencja w budowaniu otoczenia. Świat, w którym pod zamkami pojedynkują się magowie, aż prosi się o absurd na poziomie 11. Twórcy rzadko z tego korzystają. Przedstawione zdarzenia za często skręcają w stronę slapsticku i humoru „fizycznego”. Nie zrozumcie mnie źle ‒ cenię widok solidnego kopniaka w zadek jak każdy. Po prostu w opowieści o Johannesie Schachmannie, magu ekstraordynaryjnym, liczyłbym, że spada on na tyłek Bestii o Milionie Zadków za sprawą centaura-karateki. I to ośmiomilowym kopem z Detroit do karczmy Rzym. Jeśli wiecie, o czym mówię.
+10 do rzutów na grafikę
O ile humor grzeszy brakiem równej formy, to część wizualna notuje konsekwentny progres. Z opowieści na opowieść rysy Johannesa Schachmanna nabierają ekspresji, a panele wypełniają się detalami. Wspomniana historia golemów zasługuje na osobne wyróżnienie, bo przejrzyste przedstawienie takich pomysłów nie należy do łatwych. Niektóre postaci poboczne są naszkicowane dość jednowymiarowo (nie wiem dlaczego, ale design postaci chowańca Ignacego wyjątkowo mi nie podszedł). Całość jednak jest lekka, dynamiczna i czytelna, a to w komiksie humorystycznym jest najważniejsze.
Współpraca między Piątkowskim i Kuziemskim zdaje się być harmonijna. Może to moje cyniczne wrażenie, ale chyba trochę zbyt zgodna. Panowie zdają się lubić siebie i swoje pomysły, a w komedii doza krytycyzmu czy zwątpienia we własne możliwości daje zdrowsze efekty. Nie zmienia to faktu, że wydanie „Johannessa Schachmanna” to duży sukces tego duetu oraz okazja do pochwał. Komiks więcej niż raz wywołuje uśmiech na twarzy, a w dzisiejszym, pozbawionym magii jadowitym świecie to rzadkie jak jednorożec wygrywający Wielką Pardubicką.
Szach-mat Mann
Rozśmieszanie ludzi jest trudne. Rozśmieszanie za pomocą kreski i dymku (nie tego, wy niecnoty) jest zadaniem wręcz karkołomnym. A robienie tego w Polsce zdaje się misją samobójczą. Panowie Piątkowski i Kuziemski wyszli z niej żywi, choć nie można mówić o pełnym sukcesie. Ich cel, podły smok Smutasiwo, dalej leży sobie w najlepsze na kopcu złota z tantiemów za polskie komedie romantyczne. Nam pozostaje wierzyć, że duet nie zawiesi magicznych różdżek na kołku, a my wrócimy do Johannesa Schachmanna w formie jeszcze bardziej poskręcanej od absurdu i wariactwa.
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Scenariusz: Mateusz Piątkowski
Rysunek: Jacek Kuziemski
Wydawnictwo: 23
9/2019
Liczba stron: 100
Format: 165 × 235 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: czarno-biały
ISBN-13: 978-83-953767-1-9
Wydanie: I
Cena z okładki: 49,99 zł