„Batman, Który się Śmieje” to kontynuacja miniserii „Batman: Metal” autorstwa Scotta Snydera. Ta najbardziej wypaczona wersja Człowieka Nietoperza pochodząca z mrocznego multiwersum powraca z nowym planem, który zagraża nie tylko Gotham, lecz także światu. Jak daleko w swoich działaniach posunie się Batman, aby całkowicie położyć kres socjopacie będącym połączeniem Jokera i jego samego?
Batman, Który się Śmieje powraca
Cała fabuła komiksu „Batman, Który się Śmieje” wydanego przez Egmont została przedstawiona we wstępie i tak naprawdę więcej o niej pisać nie trzeba, bo i też nie ma o czym. Pokrótce dodam, że ważną rolę w całej tej historii odegra również wersja Batmana zwana Ponurym Rycerzem, syn komisarza Gordona i inne wersje Bruce’a Wayne’a pochodzące z multiwersum. Pomimo dobrze zapowiadającego się początku całość mnie nie zachwyciła. Nie ukrywam, że za runem Scotta Snydera z „Nowego DC Comics” specjalnie nie przepadam. Zawsze miałem wrażenie, że autor albo nie miał odwagi poprowadzić wątków w sposób, który chciał, albo nie dostał pozwolenia od DC. Parafrazując pewnego polityka, „dobrze zaczynał, słabo kończył”.
Podobne odczucia miałem przy okazji eventu „Batman: Metal”. Pierwszy tom tej serii naprawdę mnie zaciekawił, drugi tą ciekawość podsycił, trzeci natomiast dość szybko ją zgasił. Owszem, Batman pisany przez Snydera ma swoje momenty, jednak nie do końca podoba mi się robienie z tej postaci trzonu głównych wydarzeń w świecie DC. Fakt, historie z Mścicielem z Gotham ciągle się sprzedają, ale nie samym Batmanem człowiek żyje. W dodatku Bruce Wayne jest tylko człowiekiem, nie posiada żadnych nadludzkich mocy. Czytanie, jak kolejny raz ociera się o śmierć, jakie ma szczęście, jaki jest genialny i zawsze na wszystko przygotowany, już mnie zwyczajnie męczy. Nawet kiedy wydawałoby się, że jest w sytuacji bez wyjścia, zawsze stanie się coś, dzięki czemu wyjdzie z opresji zwycięsko.
Batman według Scotta Snydera
Mimo że nie przepadam za tym, jak Snyder prowadzi postać Batmana, muszę przyznać, że pomysł na całą historię jest naprawdę dobry. To co nie podobało mi się w runie z „Nowego DC Comics” i czego tak naprawdę nie rozumiałem, przy okazji „Metalu” nabrało sensu. Na dłuższą metę autor bardzo dobrze to wszystko rozplanował, nawiązując przy okazji do innych wydarzeń rozgrywających się w uniwersum. Tylko znowu, pomysł ciekawy, ale w istocie na samym końcu wszystko i tak sprowadza się do konkretnego mordobicia. I tutaj znowu pozwolę sobie na stwierdzenie, że Snyder „dobrze zaczął, słabo skończył”. Szkoda. Podobne odczucie miałem zresztą przy innym tytule tego autora. Mowa tutaj o „Wiedźmach”, które też kiedyś recenzowałem.
Jock i mroczne uniwersum DC
Na przywołanie jednego z poprzednich tytułów Scotta Snydera pozwoliłem sobie nieprzypadkowo, a to dlatego, że autor znów połączył swoje siły z rysownikiem Markiem Simpsonem, znanym też jako „Jock”. I ponownie jak przy okazji „Wiedźm” rysunki są naprawdę świetne. Jest mrocznie, brutalnie i momentami dość krwawo. Podobało mi się, jak pokazany został Batman, stopniowo zanurzający się w szaleństwie. Więcej na ten temat pisać nie będę, bo zdradzę za dużo. W materiałach dodatkowych natomiast znajdziecie kilka okładek alternatywnych, na które też warto rzucić okiem.
Nie ukrywam, mam problem z poleceniem komiksu. Z jednej strony Batman pisany przez Snydera do końca nie trafia w moje gusta, z drugiej nie mogę odmówić mu ciekawego pomysłu i nawiązań do uniwersum DC. Jeżeli podoba wam się to, w jaki sposób autor prowadzi postać Mrocznego Rycerza, powinniście być zadowoleni. Mnie jednak „Metal” czytało się odrobinę lepiej.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunki: Jock
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: kwiecień 2020
Liczba stron: 232
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 79,99 zł