Mucha Comics stopniowo zapoznaje polskich czytelników z co ważniejszymi historiami z uniwersum X-men. Pojawiły się już dwa tomy New X-men ze scenariuszem Granta Morrisona, które swego czasu wstrząsnęły światem mutantów. Niedawno ukazała się pierwsza księga komiksu Era Apocalypse’a. Świt.
Och, nie! Tylko nie crossover
To jeden z niekończącej się serii eventów i crossoverów w komiksach z połowy lat dziewięćdziesiątych. Składa się na niego kilkadziesiąt zeszytów z najróżniejszych serii o mutantach (X-Men: Alpha, X-Factor, Generation NeXt, X-Calibre i inne). W kilku innych recenzjach wspominałem o moim negatywnym stosunku do crossoverów, ciągłości fabuły w całym uniwersum i nadmiernych powiązań pomiędzy seriami. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie czytania tego na bieżąco, zeszyt po zeszycie. Trzeba by włożyć bardzo dużo całkowicie zbędnego wysiłku w złożenie tego w jakąś sensowną całość. Nie wiem, po co się tak męczyć z czymś, co w gruncie rzeczy ma stanowić rozrywkę.
Z drugiej strony, rozumiem tych, którzy bawią się w śledzenie superbohaterskich uniwersów. Jest to bardzo wciągające. W takich komiksach jak Era Apocalypse’a czuć epicki rozmach opowiadanej historii. Działania toczą się równocześnie na całym świecie. W kilku okresach. Cable i Bishop to przecież podróżnicy w czasie. Zaangażowana jest duża liczba grup mutantów, co podkreśla niezmierzoną potęgę przeciwnika.
Najpotężniejszy z mutantów
Apocalypse jest jednym z najpotężniejszych mutantów. Ma praktycznie boską moc. Jest nieśmiertelną istotą, geniuszem, wzmacnia go technologia Celestials (kosmiczne bóstwa) i może wygenerować właściwie każdą zdolność, którą posiadają inni mutanci. Zazwyczaj towarzyszą mu Jeźdźcy Apokalipsy, którzy są równie potężni. Pomimo tego, X-men z wielkim trudem udawało się go pokonać. Jednak tym razem jest zupełnie inaczej.
Syn Charlesa Xaviera – Legion – dysponuje równie nieograniczonymi zdolnościami, a przy tym brakuje mu samokontroli i cierpi na poważne zaburzenia osobowości. Ogromna moc w połączeniu z niestabilnością emocjonalną czyni z niego zagrożenie. Pierwszy raz pojawia się w serii New Mutants ze świetnymi rysunkami Billa Sienkiewicza, gdzie udaje się opanować mroczne strony jego osobowości. Po kolejnym starciu (z X-Factor) zapada w śpiączkę. Po przebudzeniu wydaje się zdrowy. Decyduje się spełnić marzenie ojca o harmonijnym współistnieniu ludzi i mutantów. W tym celu cofa się w czasie, żeby zabić Magneto, czyli główną przeszkodę do pokoju. To, czego dokona w przeszłości, zmienia późniejsze wydarzenia. Znacznie osłabia X-men i powoduje, że Apocalypse atakuje 10 lat wcześniej. Opanowuje Amerykę Północną, gdzie wprowadza zbrodniczy totalitarny reżim. Przy okazji manipulacje z czasoprzestrzenią zaburzają równowagę Kryształu M’Krann, co zagraża istnieniu całej rzeczywistości. Miło.
Preludium apokalipsy
Świt to preludium całego eventu i zawiera głównie to, co opisałem powyżej. Wprowadza w obecną sytuację we wszystkich odnogach X-men. Na szczęście obecne są jeszcze echa prerogatyw Jima Shootera, który mówił, że „każdy zeszyt to czyjś początek przygody z komiksem”. Dzięki temu każda z miliona postaci, która pojawia się w serii, zostaje przedstawiona (np. ktoś nazywa ją pseudonimem lub po imieniu) i w jednej z wielu potyczek demonstruje zdolności, którymi dysponuje. To szczególnie przydatne w przypadku mniej znanych lub nowych postaci. Ogólnie pomimo rozdzielenia wydarzenia na wiele serii, pisanych przez różnych scenarzystów, całość czyta się zadziwiająco płynnie.
Właściwie jedynym poważniejszym zgrzytem był zeszyt powtarzający wydarzenia z innej serii z odrobinę innej perspektywy i niewnoszący przy tym nic szczególnie interesującego czy istotnego (Cable #20 i X-men #41). Scenarzyści (Loeb, Niceza, Waid, Lobdell) czasem słabo wplatają wątki interpersonalne w ogólną fabułę. Bohaterowie na jednej stronie walczą o życie, a na kolejnej rozmawiają o jakichś trywialnych sprawach. Chris Claremont robił to w znacznie lepszym stylu.
Kwintesencja lat ’90
Rysunkowo jesteśmy tuż po boomie związanym z powstaniem Image Comics. Praktycznie każdy rysownik oglądał (bo nie było w nich wiele do czytania) komiksy Jima Lee, Erika Larsena, Roba Liefelda, Marca Silvestriego czy Todda McFarlane’a i się nimi inspirował. Komiks powstał już w takim momencie, gdy metody stosowane przez założycieli Image zostały rozpoznane, zbadane i zasymilowane przez innych twórców. Tego chcieli odbiorcy i to było wówczas na topie.
Trudno się temu dziwić. Komiksy z Image, nawet pomimo szczątkowej fabuły, były bardzo ekscytujące. Inne od tego, co robiono we wcześniejszych komiksach. Pełne energii i bardzo dynamiczne. Na prawie każdej stronie były jakieś interesujące panele z postaciami w fajnych pozach lub kompozycjach. Wszystko było ekstremalne. Mężczyźni mieli ogromne, wiecznie napięte mięśnie i wyszczerzone zęby. Kobiety nieludzko wykrzywione talie i figury supermodelek. Wszystko pokrywały chrom i stal.
Coraz rzadziej spotykało się też równe podziały strony na sześć lub dziewięć prostokątów. W Image i u ich naśladowców panele mają różne kształty i wielkość. Niepowtarzalność kompozycji sprawia, że każda kolejna strona jest tym ciekawsza dla odbiorcy. Bardzo często pojawiają się rysunki na całą lub dwie strony. Czasami trzeba obrócić komiks, bo rozkładówka jest ustawiona pionowo.
Kostiumy przestają być prostymi kompozycjami dwóch czy trzech barw. Pojawiają się bardziej skomplikowane wzory. Wzbogacane są o charakterystyczne dla tego okresu dodatki (pasy, kieszonki, naramienniki, szale, opaski). Do tego zadomowiło się cyfrowe kolorowanie, które pozwala osiągnąć znacznie lepsze efekty niż dotychczas stosowane metody (chyba że ktoś nazywa się Richard Corben), i miejscami widać prostą grafikę komputerową. Ogólnie jest to dziecko swoich czasów.
Gwiazdy na początku swojej kariery
Warto zwrócić uwagę na wczesnego Chrisa Bachalo, który ilustruje jeden z zeszytów Generation NeXt w zbiorze. Nie jest to jeszcze w pełni wykształcony styl tego rysownika, ale widać jego zaczątki. Niestety kolory są znacznie ciemniejsze niż w pozostałych zeszytach, co trochę utrudnia podziwianie jego kunsztu. Astonishing X-men #1 rysuje Joe Madureira. Również nie do końca uformowany. Podobał mi się też zeszyt serii Cable rysowany przez Iana Churchilla. Zdaje się on łączyć kanciaste i klockowate postacie przypominające prace Johna Romity Juniora z kreskowaniem przypominającym duet Jim Lee/Scott Williams. Pozostałe zeszyty rysują głównie wyrobnicy pokroju Tony’ego Daniela czy Adama i Andy’ego Kubertów, którzy do dzisiaj rysują sprawnie, ale bez szczególnego polotu, kolejne zeszyty o superbohaterach.
Podoba mi się liternictwo. W dymkach wielokrotnie pojawiają się wyrazy czy zwroty w kolorze, w dużym rozmiarze i korzystające z innych fontów. W polskim wydaniu zachowano ten sposób wzmacniania kwestii i skupiania uwagi. O dziwo zrobiono to na tyle dobrze, że nie wytrąca to z lektury, jak w wielu innych komiksach, gdzie przy takich zmianach kuleje dopasowanie kroju pisma. Agata Wawryniuk wykonała kawał dobrej roboty. To ważne, bo ten element sztuki komiksowej w polskich wydaniach bywa traktowany po macoszemu.
Odrobina nostalgii
Coś mi świta, że pierwszy raz o Erze Apocalypse’a przeczytałem na stronach klubowych TM-Semic Arka Wróblewskiego (który zresztą tłumaczył opisywany komiks) i dla trzynastoletniego fana X-men ten pomysł brzmiał bardzo obiecująco. Obecnie podchodzę do tematu trochę nostalgicznie, ale też lubię sobie poczytać o bohaterach (mutantach w szczególności), jeśli nie muszę się przy tym męczyć. Jest to też migawka z tego, co działo się w mainstreamowym komiksie amerykańskim w latach dziewięćdziesiątych. Przewija się tu kilku interesujących rysowników na początku swojej kariery. Pozwala mi to lepiej prześledzić ich rozwój jako artystów.
Dwadzieścia pięć lat później emocje trochę opadły, ale z ogromną przyjemnością przeczytałem pierwszy tom Ery Apocalypse’a. Marvel zebrał całość w kilku zgrabnych tomach, które wyda też Mucha i które z chęcią przeczytam, o ile nie pochłonie nas jakaś rzeczywista apokalipsa.
Dziękujemy wydawcy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Konrad Dębowski
Tytuł: „Era Apocalypse’a. Świt”
Tytuł oryginału: „Age of the Apocalypse. Book 1. Dawn”
Scenariusz: Scott Lobdell, Mark Waid, Fabian Nicieza, Jeph Loeb, Larry Hama
Rysunki: Roger Cruz, Andy Kubert, Ron Garney, Ian Churchill, Stgeve Epting, Chris Bachalo, Joe Madueira, Tony Daniel, Adam Kubert
Tłumaczenie: Arek Wróblewski
Wydawca: Mucha Comics
Data polskiego wydania: czerwiec 2020
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania oryginału: 1995-1996
Objętość: 280 stron
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 119 zł