Jak pan sobie wyobraża piekło, panie Blacksad? Dla mnie to miejsce bez muzyki… Kompletna cisza.

~Fausto Lachapelle

BLACKSAD: PIEKŁO, SPOKÓJ

Tonący John Blacksad na okładce niniejszego komiksu do złudzenia przypomina mi pogrążającego się w wodnych odmętach Hanka Moody’ego w ostatnim odcinku trzeciego sezonu telewizyjnego serialu „Californication”. W tle brakuje tylko utworu „Rocketman” skomponowanego przez Eltona Johna. A jednak nie sposób stwierdzić, by cyniczny detektyw zagubił się gdzieś pośród meandrów kolejnego śledztwa, tak jak sarkastyczny pisarz zagubił się w swoim pokręconym życiu. Mimo wszystko na swej drodze bohater spotyka takich, którzy po trosze przypominają postacie z produkcji stacji Showtime, więc skojarzenie nie jest całkowicie chybione.

Akcja czwartego albumu „Blacksada” dzieje się w Nowym Orleanie. Miasto to, zwane potocznie Big Easy, pojawia się w popularnej amerykańskiej balladzie wykonywanej między innymi przez Boba Dylana czy The Animals. Mowa o utworze „House of the Rising Sun”. Stolica Luizjany widziana z perspektywy komiksu to miasto tętniące życiem, w co Juanjo Guarnido włożył dużo pracy. Wystarczy chociażby spojrzeć z bliska na dolny rysunek na 7. planszy, gdzie każdy z przechodniów idących ulicą wyraża inne emocje, osobisty stan ducha. Generalnie drugi plan rysunków hiszpańskiego ilustratora żyje swoim życiem. Poczucia pełnej ekspresji wyrażanej na kolejnych stronach dodaje fakt, że akcja komiksu ma miejsce podczas kończącego się karnawału, w tym podczas ostatniego jego dnia, zwanego Mardi Gras (czyli „tłusty wtorek”, dzień poprzedzający Środę Popielcową). Feta zorganizowana z tej okazji i przedstawiona na planszy 32. i 33. dodaje całości wyjątkowego uroku.

Przez kolejne kadry i plansze komiksu przebija się muzyka – jazz i blues. To rytmy, do których przyjdzie „tańczyć” tytułowemu bohaterowi. W tle cytowane są utwory Gerschwina i Graingera – dwóch kanonicznych artystów amerykańskiej muzyki I poł. XX wieku. Niestety losy muzyków pojawiających się na planszach komiksu nie są wcale godne pozazdroszczenia. Muszą się oni borykać z ciężką rzeczywistością, niejednokrotnie z uzależnieniami – w tym z uzależnieniem od narkotyków. Taki obraz środowiska artystycznego niejako wpisuje się w tekst przytaczanej wyżej piosenki o domu wschodzącego słońca, choć w istocie nie jest to miejsce na poddawanie ocenie ówczesnej lokalnej bohemy.

Pomijając delikatnie wplecione w fabułę wątki kulturowe, akcja niniejszego komiksu dotyczy w dużej mierze relacji ojciec–syn. Blacksad oraz Weekly zostają wynajęci przez mecenasa sztuki, właściciela wytwórni muzycznej Lachapelle’a, by odnaleźć zaginionego muzyka, niezwykle utalentowanego pianistę – Sebastiana. Z pozoru prosta sprawa okazuje się mieć podwójne dno, nie tylko dlatego, że syn producenta muzycznego nie życzy sobie, by detektyw rozwikłał sprawę. Tradycyjnie po „Blacksadzie” spodziewać się można sprawnie prowadzonej narracji, dynamicznych sekwencji „w terenie”, spokojnych sekwencji w barach, a także interesujących zwrotów akcji i intrygującego finału. Nie bez znaczenia pozostaje charakter tytułowego bohatera, jego pomocnika oraz typologia innych postaci występujących w komiksie, często inspirowana zwierzęciem, pod postacią którego zostały przedstawione.

„Blacksad” to pewniak, po którego sięga się bez obaw. Szkoda tylko, że tak rzadko ukazują się kolejne albumy serii. Może to kogoś zdziwi, ale „Pośród cieni” miał swoją premierę w 2000 roku, a zatem w przeciągu dekady Juan Díaz Canales i Juanjo Guarnido stworzyli zaledwie cztery części cyklu, co dla miłośników detektywa w kociej skórze nie jest zbyt optymistycznym rachunkiem. Mimo tak wolnego rytmu wydawniczego – lecz w gruncie rzeczy po bardzo dobrych trzech pierwszych historiach – hiszpańscy autorzy potrafili przekonać do swojego komiksu filmowców, którzy upatrują w „Blacksadzie” dobrego, a zarazem intratnego pomysłu na kinowy scenariusz. Warto życzyć im powodzenia, zaczytując się w najnowszej odsłonie serii.

Jakub Syty

Inne opinie

Koci detektyw znowu ma zlecenie. Blacksad przybywa do Nowego Orleanu, by odnaleźć utalentowanego pianistę. Zanim nasz ulubiony twardziel dopnie swego, doświadczy niebywałej przebiegłości z strony swoich kontrahentów oraz uroków muzycznej Mekki. Fani bluesa i jazzu będą mieli niezwykłą frajdę podczaj lektury tego tomu, natomiast komiksiarze dostaną strawny kryminał detektywistyczny z umiejętnie pomieszanymi wątkami. Jest dobrze, chociaż wolę trzy poprzednie części razem wzięte. W odróżnieniu od nich, „Piekło, spokój” czyta się bardzo szybko, pozostawiając odbiorcę z paroma pytaniami bez odpowiedzi i płytkim zakończeniem.

Michał Chudoliński

Prywatny koci detektyw tym razem musi rozwikłać sprawę w niezwykle klimatycznym Nowym Orleanie. O ile scenariusz wypada słabiej w porównaniu z poprzednimi trzema tomami, to rysunki wciąż są wyśmienite. Zwierzęcy bohaterowie w dużym formacie, w jakim wydano komiks, dopieścić powinny zarówno tych, którzy lubią europejski, jak i amerykański sposób rysowania. Zwłaszcza sceny podczas karnawału – pełne postaci i kolorów – wzbudzają podziw do artysty.

Damian Maksymowicz

„Blacksad” album 4: „Piekło, spokój”
Tytuł oryginału: „L’enfer, le silence”
Scenariusz: Juan Díaz Canales
Rysunki: Juanjo Guarnido
Tłumaczenie: Joanna Jabłońska
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 11.10.2010
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania oryginału: 09.2010
Objętość: 56 stron
Format: 235 × 310 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 39,90 zł