Moon Knight - okładka

Moon Knight – okładka

Moon Knight ze scenariuszem Jeffa Lemire’a to jeden z komiksów, o które dopominali się fani. Dzięki wydawnictwu Egmont otrzymali tę dwunastozeszytową maxi-serię zilustrowaną głównie przez Grega Smalwooda, z niewielkimi wtrętami autorstwa innych rysowników.

Wielu rysowników

Zazwyczaj zmiany rysowników bardzo wybijają z lektury, ale w tym przypadku wkomponowano je w historię. Moon Knight, jak powszechnie wiadomo, to postać o wielu osobowościach. W pierwszej inkarnacji (zeszyty ze scenariuszem Douga Moencha) był raczej mistrzem przebieranek i detektywem-milionerem z rzeszą tajnych współpracowników oraz masą gadżetów. Część wspomnianych zeszytów ilustrował Bill Sienkiewicz, wtedy jeszcze silnie inspirujący się rysunkami Neala Adamsa. Dopiero pod koniec pracy nad serią zaczął rysować w swoim własnym stylu.

Kolejni twórcy stopniowo zmieniali postać z marvelowskiej wersji Batmana w schizofrenika, który zamiast współpracowników ma odrębne osobowości. Kolejni scenarzyści bawili się tym dość interesującym konceptem. Podobnie robi Lemire. Korzysta też z reszty bohaterskiej mitologii, wprowadzając egipskie bóstwa. Moon Knight stykał się z nimi i ich wyznawcami w trakcie swojej superbohaterskiej kariery. Szczególnie z Khonsu, tebańskim bogiem Księżyca. O ile dobrze pamiętam, był czymś w rodzaju jego awatara. Wraca również wątek filmowej kariery jednej z osobowości bohatera.

Scenarzysta zamyka więc Moon Knighta w szpitalu dla psychicznie chorych i podaje w wątpliwość jego dotychczasowe przygody. Czy były to jedynie urojenia i majaki? Z tym pytaniem zmaga się w omawianym tomie. Zmaga się również czytelnik. Zaznajomiony z historią postaci znajdzie wiele odniesień do dawnych przygód. Również dla nieznających ich fanów komiksów będzie to ciekawa lektura. Ja przed jej rozpoczęciem kojarzyłem jedynie fragmenty z rysunkami Sienkiewicza. Nie napotkałem większych problemów podczas czytania. Lemire klarownie opowiada historię, która tylko pozornie jest skomplikowana, bo oscyluje pomiędzy rzeczywistością a urojeniami, marzeniami sennymi. Można się w całości jakoś odnaleźć.

Twórczo wykorzystanych

Pomaga w tym wspomniane na początku wykorzystanie kilku rysowników. Każde z retrospekcji lub omamów, nawiązujących do poszczególnych aspektów postaci, są bowiem rysowane przez innego twórcę. Najciekawszy wydaje się James Stokoe, który odpowiada za futurystyczną przygodę na Księżycu. Jego szczegółowe rysunki czasem przypominają Geoffa Darrowa, ale są bardziej dynamiczne. Francesco Francavilla jest odpowiedzialny za przygodę w stylu noir, gdzie bohater przyjmuje rolę taksówkarza w szemranej okolicy. Szczególnie dobrze wypadają kolory w tych fragmentach. Dużo nasyconego różu, fioletu, żółtego i niebieskiego tworzy neonowy półświatek Nowego Jorku. Wilifredo Torres narysował fragmenty, w których jedno z alter ego Moon Knighta jest wziętym aktorem. Jego prosty styl nadaje szyku temu fragmentowi opowieści. Ogólnie każdy z twórców został dobrany do odpowiedniego typu historii. Są od siebie bardzo odmienni, co podkreśla różnice pomiędzy częściami osobowości bohatera.

Większą część serii narysował jednak Greg Smalwood. Realistycznie. Momentami widać inspirację stylem Billa Sienkiewicza. Stosowana jest świadomie, głównie w sytuacjach, w których pojawia się Khonsu i mają miejsce inne nadnaturalne wydarzenia. Ekspresywny, odrobinę niedbały rysunek wykorzystujący różne narzędzia. Idealny do odróżnienia nadludzkich istot od otaczającej ich rzeczywistości. Bardzo mi się podoba, że czasem nie domalowuje konturów białego stroju Moon Knighta. Zwłaszcza na białym tle. Kolor stroju i mniejsza szczegółowość przy jego rysowaniu sprowadza go niemalże do białej plamy na ciemniejszym lub kolorowym tle. To prosty, ale bardzo skuteczny zabieg kompozycyjny, dzięki któremu oko samo wędruje za postacią.

Dla świetnego efektu

Moon Knight to kolejna dobra seria superbohaterska, którą czyta się z przyjemnością. Podobnie jak Czarną Wdowę, którą recenzowałem jakiś czas temu, można ją przeczytać bez znajomości wydarzeń wstrząsających uniwersum Marvela. Jednak komiks Lemire’a, Smalwooda i Bellaire (+ goście) znacznie ciekawiej używa mitologii narosłej wokół postaci i pomimo wykorzystania pewnych ogranych schematów jest interesującą eksploracją wątku postaci zagubionej we własnej głowie.

Dziękujemy wydawcy za przekazanie egzemplarza do recenzji.

Konrad Dębowski

Tytuł: „Moon Knight”
Tytuł oryginału: „Moon Knight, vol. 6”
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Greg Smalwood, Wilifredo Torres, James Stokoe, Francesco Francavilla
Kolor: Jordie Bellaire
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont
Data polskiego wydania: czerwiec 2019
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania oryginału: kwiecień 2016-maj 2017
Objętość: 344 strony
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 79,99 zł