Od dawna byłem fanem gry Starcraft – strategii czasu rzeczywistego, która zrewolucjonizowała ten gatunek oraz podejście do e-sportu. Ze względu na rewelacyjny tryb multiplayer przez ponad 10 lat, jakie upłynęły od jej premiery, utrzymywała się w czołówce najpopularniejszych tytułów na komputery osobiste. Dziw bierze, że tak sławna gra doczekała się komiksowej adaptacji stosunkowo niedawno. Opisywana przeze mnie seria, zatytułowana po prostu Starcraft ukazywała się w roku 2009 (11 lat po premierze pierwszej części gry) nakładem DC Comics pod marką Wildstorm.
Starcraft nareszcie jako komiks
Niedługo wcześniej, bo dopiero w 2008 roku, ukazał się pierwszy z czterech wydanych dotychczas tomów Starcraft: Frontline – antologii złożonej z krótszych opowiadań osadzonych w uniwersum znanym z gry. Warto przy okazji wspomnieć, że pierwszy tom tej serii został wydany w Polsce przez Studio JG. Na kolejne jakoś nie możemy się doczekać. Niedługo później, w 2009, pojawił się pierwszy tom, z dwóch dostępnych obecnie w serii Starcraft: Ghost Academy. Ten tytuł opowiada o przygodach młodych ghostów – jednostek specjalnych rasy Terran posiadających szeroki wachlarz psionicznych umiejętności. Obie te pozycje to raczej średniaki rysowane w stylu inspirowanym najpopularniejszymi mangami.
Wspomniani w poprzednim akapicie Terranie to jedna z trzech stron konfliktu, który jest tematem przewodnim Starcrafta. To po prostu ludzie, którzy rozprzestrzenili się po wszelkich zakątkach galaktyki. Ich przeciwnikami są Zergowie, będący czymś pomiędzy owadami, a Obcymi z popularnej serii filmów science-fiction. Natomiast Protossowie – potężna, tajemnicza rasa znacznie bardziej rozwinięta technologicznie niż pozostałe. W grze kierujemy wielkimi armiami, które zwalczają się nawzajem. W komiksie mamy szansę przyjrzeć się konfliktowi w skali mikro.
Terran vs Terran
Głównie po stronie Terran, którym bycie stroną w międzyplanetarnej wojnie nie przeszkadza w walce między sobą. Ich wewnętrzne konflikty były główną siłą napędzającą fabułę w pierwszej części gry i dodatku Brood War. Jeden z głównych bohaterów – Jim Raynor, jako dowódca wysuniętej placówki został aresztowany za zniszczenie placówki terrańskiego imperium (zwanego wówczas Konfederacją) Pomimo tego, że była ona już całkowicie zainfekowana przez Zergów i było to właściwe działanie. Z tarapatów wyciągnął go Arcturus Mengsk – przywódca ruchu oporu, który później wystawił zarówno Raynora jak i jego ukochaną – Kerrigan, chociaż ci dzielnie pomagali mu w przejęciu władzy. Kerrigan skończyła jako Królowa Zergów. Ze względu na swoje psioniczne umiejętności nie zabili jej, a jedynie wkomponowali do roju. Jim Raynor błąka się po rubieżach wszechświata ścigany przez wszystkich, może poza Protossami, którzy docenili jego pomoc w walce z plagą Zergów i któremu od czasu do czasu pomagają.
Mniej więcej w tym momencie historii świata Starcrafta, czyli pomiędzy pierwszą a drugą częścią gry (wydaną w zeszłym roku) umiejscowiona jest fabuła komiksu. Podobnie jak wcześniej, Konfederacja, nowe imperium Mengska (zwane Dominium), nie jest monolitem. Jeden z wysoko postawionych urzędników – Tamsen Cauley, podejmuje próbę zabójstwa imperatora. Wykorzystuje do tego oddział skazańców zwanych Świniami Wojny (War Pigs) złożony z wysokiej rangi specjalistów od wszelkich działań wojennych, którzy mieli pecha trafić do imperialnych więzień. Zamach nie powodzi się i najemnicy zmuszeni są do ucieczki. Jakiś czas później Cauley oferuje Brockowi Valevossowi (przywódcy grupy) ułaskawienie w zamian za wywabienie z ukrycia pozostałych członków grupy będących niewygodnymi świadkami jego zdrady. Cauley bowiem postanowił, że bardziej opłacalne będzie wspieranie Mengska. Pretekstem ma być kolejna misja, rzekomo mająca zagwarantować ułaskawienie całemu zespołowi. Jej faktycznym celem jest Jim Raynor, cierń w boku Terrańskiego Dominium. Nasi bohaterowie, chociaż przeczuwają pułapkę, zgadzają się na układ.
Sztampowy scenariusz
O ile lubię takie scenariusze, ten nie przypadł mi do gustu. Jest kilka powodów. Głównym jest przeciętność i nijakość całego komiksu. Nie znalazłem w nim niczego, co by mnie wciągnęło. Dawno tak się nie zmęczyłem w trakcie lektury. Fabuła – sztampowa. Ile powstało już historii o skazańcach wysyłanych na misję? Postacie również nie zachwycają. Standardowi wykolejeńcy, którzy w przeciwieństwie do bohaterów innych podobnych fabuł nie wzbudzają sympatii i o których czytelnik nie ma za bardzo ochoty czytać. Nie pomogły w tym osobiste historie poszczególnych członków grupy przedstawiane stopniowo czytelnikom i sama konstrukcja scenariusza, który od razu rzuca nas w wir wydarzeń, prowadząc czytelnika po krańcach galaktyki i dodatkowo wprowadzając dużo nowych postaci, praktycznie pomijając ich ekspozycję.
Ciemność, widzę ciemność
Jeśli już mowa o postaciach, ważne jest ich łatwe rozpoznawanie w trakcie lektury. Miałem poważne problemy z lekturą tego komiksu, bo zawiera zbyt wiele klonów. Przywódca najemników (Brock Valevoss) jest niesamowicie podobny do kolegi z oddziału – Cole’a Hicksona i do Larsa Trakkena, który śledzi Świnie Wojny na zlecenie Cauleya. Imperator Mengsk ma równie bujną brodę, co najemnik Iggins. Dodatkowo postacie rysowane przez Federico Dallocchio noszą się raczej na ciemno. Szarości, zielenie i brązy na szaro-burych tłach nie poprawiają czytelności komiksu. Jeśli już o niedoróbkach mowa, szczytem wszystkiego jest umieszczenie w pewnym momencie czarnego tekstu na częściowo ciemno-zielonym (gradient) tle. Życzę powodzenia w ich odcyfrowywaniu w trakcie lektury.
Praktycznie jedynymi łatwo rozpoznawalnymi postaciami są czarnoskóry Turfa Dei i Nuura Joss – jedyna kobieta w zespole. Tyle, że to nie oni grają pierwsze skrzypce. Znacznie bardziej podobał mi się design postaci autorstwa Shawna Molla, który (wraz z Keithem Giffenem i Dougiem Mahnke) miał pierwotnie zajmować się serią. Proporcje były lekko mniej realistyczne. To znacznie lepiej współgrałoby z obecnym designem postaci i jednostek w grze. Postacie były bardziej zróżnicowane, a kolory bardziej nasycone. Całość nie tonęła tak bardzo w mroku. Niby pod koniec historii na krótko pojawiają się rysunki innych autorów, znacznie lepsze niż głównego ilustratora, ale wg mnie zrobiono to odrobinę zbyt późno (nie zdziwiłbym się też, gdyby problemem była terminowość rysownika).
Pomimo występowania postaci i jednostek z gry, cały komiks równie dobrze mógłby nie mieć tytułu Starcraft. Niby nad serią pieczę sprawowali ludzie odpowiedzialni za scenariusz gry, ale w trakcie lektury nie czułem się, jakbym czytał komiks umiejscowiony w jej uniwersum. Może to dlatego, że przywykłem do patrzenia na jednostki w innej skali. Wydaje mi się, że to bardziej przez nijakość scenariusza, do którego dorzucono naprędce kilka jednostek i postaci z gry.
Przerwana seria
Serię pierwotnie zaplanowano na dwanaście zeszytów. Z niewiadomych przyczyn (najprawdopodobniej przez słabą sprzedaż) skrócono do ośmiu. Zeszyt zerowy, służący bardziej jako zajawka, był dołączony do kolekcjonerskiej edycji „Starcrafta II”; nie został umieszczony w opisywanym wydaniu. Następnie postanowiono, że druga część historii nie będzie wydawana w zeszytach, ale ukaże się od razu jako trade paperback. Od wydania pierwszego tomu nie słyszałem, aby cokolwiek konkretnego zrobiono w tej kwestii. Najwyraźniej zawirowania wokół imprintu Wildstorm i jego ostateczna likwidacja zrobiły swoje.
Trochę szkoda, bo seria miała potencjał, aby się rozwinąć. Simon Furman (znany głównie z napisania ok. miliona komiksów z serii Transformers) snuł dalekosiężne plany w stosunku do drugiego tomu. Miało się pojawić więcej ważnych postaci, a fabuła miała zbliżyć się do tej znanej z gier. Zresztą samą serię opisywano jako łącznik pomiędzy fabułami poszczególnych części. W obecnej formie zupełnie nie spełnia tej roli. Furman chciał wprowadzić również elementy ze scenariuszy swojego autorstwa, które wydano w ramach Starcraft: Frontline. Plany były ambitne. Były szanse na sukces, ale skończyło się jak zawsze i otrzymaliśmy kolejną przeciętną wariację na temat gry komputerowej. Szkoda.
Konrad Dębowski
Tytuł oryginału: „Starcraft”
Scenariusz: Simon Furman
Rysunki: Federico Dallocchio, Brian Denham, Carlos D’Anda, Mile S. Miller
Kolorystyka: Milen Parvanov, Carrie Strachan, Wildstorm FX
Liternictwo: Saida Temofonte
Okładka: Federico Dallocchio
Wydawnictwo: DC Comics – Wildstorm
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Ilość stron: 176
Cena: $19.99