SKAŻONA JAPOŃSZCZYZNĄ

STARA BABA, A KOMIKS CZYTA


Kryzys nadszedł niespodziewanie, wraz z odkryciem, że nie potrafię już wykombinować bez instrukcji, jak złożyć zabawkę z jajka niespodzianki. Po kilku próbach pomyślałam ze złością, że kiedyś to było prostsze. Ta myśl wypełzła z tyłu mojej głowy tak szybko, że musiała tam dojrzewać już od dłuższego czasu. Do diaska, starzeję się.

Niepokojące objawy zaobserwowałam już wcześniej, ale składałam je na karby okoliczności – w końcu każdy nauczyciel musi w pewnym momencie westchnąć ciężko i wymamrotać pod nosem coś o dzisiejszej młodzieży. To jasne, że jestem zirytowana, kiedy muszę stać w autobusie do pracy, a młodzież szkolna urządza muzyczne zawody pod tytułem: „Kto ma głośniej w słuchawkach?”

Gorzej, kiedy przestaję czytać coś w połowie tylko dlatego, że fabuła jest zbyt naiwna. Albo rynek się zmienia i znalezienie czegoś na poziomie graniczy z cudem, albo mnie wypaczył się gust. Najgorsze jest to, że nawet nie zauważyłam, kiedy brzytwa Ockhama stała się moim nieodzownym narzędziem doboru lektur i filmów. Oglądam anime, które naprawdę POWINNO mi się podobać, bo ma wszystko to, co lubię, a nuży.

Czuję, że lada moment zacznę oglądać się wstecz i przypominać sobie stare tytuły zamiast szukać kolejnych. I wiecie co – najbardziej przerażające jest to, że ta myśl coraz bardziej mi się podoba. Czy jednak byłby to aż taki krok wstecz?

Pomyślmy – Batman byłby Batmanem, a nie nieokreśloną metaforą problemów współczesnej Ameryki. Wychodziłyby może dwie-trzy serie anime na miesiąc, ale musiałyby być dobre, bo za dużo kasy się w nie władowało, żeby miały zrobić klapę. Repertuary kin miałyby coś więcej do zaoferowania niż odgrzewane kotlety i kolejne cyferki na końcu tytułów. Komiksy byłyby drogie jak sam diabeł, więc znowu całe podwórko składałoby się na jeden egzemplarz. Oznaczało to zwykle długie czekanie na swoją kolejkę, jednak jakże cenny byłby każdy obrazek! Nie mówiąc już o długich dyskusjach, o czym właściwie jest fabuła (bo nigdy nie zdołaliśmy kupić czegoś po kolei).

Moja rodzina do dziś przerzuca się cytatami z Kajka i Kokosza na zmianę z Asteriksem (mojego połówka rodzina też, co tylko przypieczętowało wybór). Mama czytała z zapartym tchem Thorgale, a tata przynosił pożyczone komiksy po niemiecku. Odgrażamy się, że nasze przyszłe ewentualne dzieci też tak będą miały, ale nie wiemy, czy tym samym nie skażemy ich na społeczny ostracyzm.

E tam, mam już gotowy plan: zaprosi się kolegów i koleżanki dziecka, wręczy stos komiksów, zamknie całą bandę w pokoju na dwie godziny i nie wypuści, zanim nie zaczną z nudów czytać. No, może dorzuci się im tabliczkę czekolady. Niech narzekają na stare zgredzisko. No co, skoro mam już być stara i zmierzła, to niech przynajmniej mam z tego jakąś satysfakcję.

Joanna Pastuszka-Roczek