CORTO MALTESE: ZŁOTY DOM W SAMARKANDZIE
Post sprawił nam wszystkim piękny prezent wydając długo oczekiwany „Złoty Dom w Samarkandzie”. Ten komiks to Hugo Pratt w szczytowej formie, a zarazem najlepszy „Corto…” od czasu „Ballady o Słonym Morzu”. Pozbawiony jest jednak awanturniczości, typowej dla wczesnej twórczości Pratta. W niniejszym albumie zastępuje ją poetyckość, rozumiana jako unikanie dosłowności i przemawianie do czytelnika poprzez symbole i metafory.
Jesteśmy świadkami ostatnich miesięcy Imperium Osmańskiego. Za chwilę Mustafa Kemal powoła Republikę, a Turcja stanie się państwem świeckim, skierowanym ku Europie i nowoczesności. Na razie jednak formalnie wciąż władzę sprawuje Sułtan, a generałowie walczą między sobą o wpływy. Przeświadczenie, że za chwilę coś się skończy, że jesteśmy świadkami przemijającej epoki jest chyba obecne we wszystkich tomach przygód maltańskiego marynarza, a w „Złotym Domu…” może nawet bardziej niż w pozostałych częściach serii.
W ten niespokojny czas, w samo serce wydarzeń trafia – jak zwykle – Corto Maltese. Wielka polityka jednak go nie interesuje. Na tereny Turcji przybył pod pretekstem szukania skarbu, ale znacznie bardziej absorbują go niecodzienne spotkania z wysłannikami różnych stron konfliktu i dyskusje z przedstawicielami wielokulturowego imperium. Podobnie jak samego Pratta, głównego bohatera interesuje przede wszystkim historia opowiadana przez ludzi, ich przeżycia, przemyślenia, a zawierucha dziejów jest tu tylko tłem.
Aż się prosiło postawić na drodze Corto samego Ataturka, jednak przewrotnie jest on tu obecny tylko w opowieściach. Historia narodzin Republiki została natomiast pokazana oczami odnoszącego porażkę Ismaila Envera – konkurenta i politycznego przeciwnika Kemala. Nie jest to postać kryształowa, ale te przecież nie interesują ani Pratta (po coś przecież stworzył Rasputina – jednego z najbarwniejszych czarnych charakterów w historii słowa drukowanego), ani Corto (prawdziwym celem podróży do Uzbekistanu jest właśnie chęć udzielenia pomocy rosyjskiemu mordercy), ani nam – czytelnikom. Najlepsze u Pratta jest to, że nikogo nie ocenia, nie moralizuje, przedstawia rzeczywistość bez upiększeń i bez czarnowidztwa. Ukazuje nam świat w całej różnorodności i potrafi się nim zachwycić, pomimo jego licznych wad.
Kalejdoskop postaci przewijających się przez karty albumu jest naprawdę oszałamiający, nawet jak na przygody ciekawskiego i wszędobylskiego Corto. Mamy więc włoskich żołnierzy i tureckich spiskowców, grecką wyrocznię Kasandrę i jej twardo stąpającego po ziemi brata Narcyza, spotykamy Marjannę i Johna Bulla (symbolizujących oczywiście Francję i Anglię) – tutaj aktorów porwanych przez tureckich dezerterów. Jest wojsko francuskie, są tańczący derwisze, a wspominam dopiero o samym początku komiksu.
Jak zwykle doskonale prezentuje się, znany z „Ballady…”, Rasputin. Jego przyjaźń z Corto to jeden z największych paradoksów komiksu. Postać wnosi do lektury bardzo dużo i nie sposób jej nie polubić. Na pytanie Marjanny, czy naprawdę nic się dla niego nie liczy, odpowiada: „Tylko trzy rzeczy: pierwsza to jedzenie, a drugiej i trzeciej nie pamiętam”. Czy z Rasputinem można się nudzić?
Akcja w komiksie toczy się spokojnie, co doskonale obrazuje kreska rysownika. Co ciekawe, formalnie rzecz biorąc dzieje się tu bardzo dużo, ale nawet sceny strzelanin i pościgów wyglądają jak wyjęte ze snu – po zakończonej walce przeciwnicy rozmawiają, grożą sobie śmiercią, a następnie rozjeżdżają się w przeciwne strony. Nawet kiedy ktoś pada trupem (a tych jest niemało) można odnieść wrażenie, że to tylko symbol jakiejś odległej, ważnej historycznie konfrontacji, a nie fizyczny kres życia człowieka. Styl opowieści nie sposób opisać słowami; komiks po prostu trzeba wziąć do rąk i samemu zatopić się w jego magicznym świecie.
Nie będę psuł zabawy i zdradzał kolejnych szczegółów „Złotego Domu…”, ale na zakończenie przedstawię jeszcze tylko małą próbkę tego, co nas czeka. Oto jedna z wielu naprawdę pysznych scen: Corto i jego przyjaciele zostają zatrzymani przez Armię Czerwoną, walczącą w Bucharze z basmaczami pod dowództwem wspomnianego wcześniej Envera. Tytułowy bohater zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i zwraca się do podporucznika, że chciałby poinformować komisarza ludowego do spraw narodowości o swoim aresztowaniu. Na co żołnierz odpowiada: „Chyba nie sądzisz, że przekonasz komisarza politycznego, by zadzwonił do towarzysza Dżugaszwili z powodu jakiegoś szaleńca”. Niezłe, prawda? O tym, że nie ma żartów przekonywał już sam podporucznik (wcześniej w randze kapitana carskiej armii), tłumacząc dlaczego został bolszewikiem: chciał ocalić życie. Spytał też Corto, czy wie kogo rozstrzelali w zeszłym roku. Bohater odpowiada, że słyszał o tym, ale autor nie zdradza więcej szczegółów. Mnie zaciekawiło to bardzo i natychmiast musiałem sprawdzić. Akcja komiksu kończy się w sierpniu 1922 roku (data śmierci Envera paszy). 15 września 1921, rozstrzelany w Nowosybirsku, zginął Baron Roman Nicolaus von Ungern-Sternberg, rosyjski generał, dowódca Białej Gwardii na Dalekim Wschodzie.
Arek Królak
Inne opinie
Prawie trzy lata przyszło nam czekać na kontynuację przygód Corto Maltese. „Złoty Dom w Samarkandzie” w końcu się jednak ukazał i bez dwóch zdań jest to pozycja znakomita. Seria Hugo Pratta należy do najlepszych komiksów publikowanych w Polsce, więc długi czas oczekiwania na kolejne części może dziwić. Szkoda, bo to między innymi oznacza, że perypetie Corto są w naszym kraju bardzo niedocenione…
Mikołaj Ratka
Jeden z najlepszych tomów tej niesamowitej serii. Sama esencja komiksu przygodowego, świetnie narysowana i zaprawiona jedynym w swoim rodzaju humorem. Kandydat do komiksu roku.
Michał Siromski
„Corto Maltese: Złoty Dom w Samarkandzie.”
Tytuł oryginału: „Corto Maltese: La casa dorata di Samarcanda”
Scenariusz i rysunki: Hugo Pratt
Tłumaczenie: Monika Gurgul
Wydawca: Post
Data wydania: 04.2011
Wydawca oryginału: Casterman
Data wydania oryginału: 1980
Objętość: 144 strony
Format: 220 x 295 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 36 zł