IRON MAN: PIĘĆ KOSZMARÓW


Nie ulega wątpliwości, że wprowadzenie na rynek komiksu z Człowiekiem z Żelaza w roli głównej było ze strony wydawnictwa Mucha Comics planowanym od dłuższego czasu zabiegiem marketingowym, a to z racji kinowej premiery amerykańskiego blockbustera „Iron Man 2”. Z drugiej strony, historia otwierająca serię „Invincible Iron Man” zapewniła jej nagrodę Eisnera w kategorii „best new series”, więc tak naprawdę wybór nie padł na pierwszą z brzegu przygodę uzbrojonego od stóp do głów Tony’ego Starka.

Fabuła pierwszych siedmiu zeszytów serii, wydawanej nieprzerwanie od lipca 2008 roku, już na pierwszy rzut oka przypomina tę z filmu. Otóż w „Pięciu koszmarach” Iron Man stawia czoła terrorystycznym atakom Ezekiela Stane’a, który chce się zemścić na Tonym Starku i Stark Industries za śmierć swojego ojca (de facto przeciwnika herosa z pierwszej odsłony kinowej). Tymczasem w „Iron Manie 2” tytułowy bohater przeciwstawia się niszczycielskiej sile Ivana Vanko, również planującego osobistą wendettę za śmierć rodziciela. Co więcej, oba przedstawione czarne charaktery to zmyślni wynalazcy, którzy posługują się technologią wykorzystywaną przez Starka. W związku z powyższym sytuacja zdaje się być klarowna – pomysł na fabułę obrazu Justina Theorouxa (scenariusz) i Jona Favreau (reżyseria) został zaczerpnięty właśnie z komiksu Matta Fractiona (scenariusz) i Salvadora Larroci (rysunki).

Komiks wydaje się mieć fabułę dużo bardziej rozbudowaną i zakrojoną na szerszą skalę niż film. Przede wszystkim dlatego, że porusza motyw ogólnoświatowego terroryzmu, a dopiero później zajmuje się postacią szalonego naukowca, opętanego rządzą zemsty. Śmiem twierdzić, że to właśnie szumnie brzmiące treści o zabarwieniu antyterrorystycznym sprawiły, że tytuł został dostrzeżony i nagrodzony. Amerykanie od dłuższego czasu lubują się w tego typu fabułach, piętnujących – nazywając terroryzm słowami Ezekiela Stane’a – coś tragicznego, niesprawiedliwego i niewytłumaczalnego.

Na plus należy zaliczyć, że Matt Fraction postarał się o realistyczne przedstawienie bohaterów. Być może jego Tony Stark niekoniecznie przypomina niezwykle udaną kreację Roberta Downeya Jra, ale jest to postać z krwi i kości. W ostatecznym rozrachunku scenarzysta dodał sobie również punktów nieco odmiennym stylistycznie – przede wszystkim poprzez wykorzystanie humoru – ostatnim rozdziałem historii. Przyznam, że miał on wpływ na moja ocenę całości, a już na pewno pozwolił rozładować napięcie po wcześniej przedstawionych wydarzeniach.

Dla niewtajemniczonych czytelników: akcja pierwszych zeszytów „Invincible Iron Man” ma miejsce po niezwykle ważnym wydarzeniu w świecie Marvela, znanym pod nazwą Civil War. Otóż Tony Stark przewodził wówczas grupie dążącej do zalegalizowania superbohaterów, co między innymi wiązało się z ujawnieniem ich prawdziwych tożsamości, a to – jak można się spodziewać – nie spotkało się z przychylnością wszystkich i ostatecznie doprowadziło do rozłamu, i trwającego jakiś czas konfliktu. Jeśli wierzyć zapowiedziom polskiego wydawcy, historia ta zostanie zaproponowana polskiemu czytelnikowi w niedalekiej przyszłości, stąd na jej omówienie przyjdzie jeszcze pora.

Tak na marginesie, w komiksie Tony Stark to naczelnik S.H.I.E.L.D, co niejako wyprzedza wydarzenia z planowanych, kinowych przygód Iron Mana, jak również dla niektórych może stanowić zagadkę. Fakt faktem, że funkcja ta daje Starkowi zdecydowanie większą władzą i pole manewru na skalę ogólnoświatową. Dzięki temu działania bohatera są właściwie niczym nieograniczone, co w jakimś stopniu wpływa na atrakcyjność historii, która rozgrywana jest w kilku miejscach na świecie.

Spoglądając na stronę wizualną; Salvador Larroca zrealizował komiks w manierze dążącej do maksymalizacji realizmu. W tła wplótł fragmenty zdjęć (zwłaszcza niektórych budynków oraz nieba), niekiedy nakładając na nie warstwy barwnych plam. Zabieg ten sprawia, że pojawiające się na planszach postacie otacza niejako prawdziwy krajobraz. Sylwetki ludzi oraz twarze również powstały w oparciu o fotografie, co przy odpowiednim nałożeniu koloru dało realistyczny efekt – na wielu kadrach postacie wyglądają jak żywcem wyjęte ze zdjęć. Często efekt ten jest zbyt wyraźny, co przypomina, że komiks to jednak tylko zabawa grafików i przedstawione na rysunkach wydarzenia są jedynie efektem wyobraźni twórców.

Myślę, że wybór „Pięciu koszmarów” na przypomnienie (tudzież przedstawienie) miłośnikom historii obrazkowych postaci Iron Mana to wybór trafiony. Być może momentami przesadny patos podważa i odrobinę psuje nieskrępowaną rozrywkę zaczytywania się w przygodach herosa w nowoczesnej zbroi, ale ostatecznie nie jest wcale tak źle. Szkoda tylko, że cenowo komiks może odstraszać potencjalnych czytelników, którzy mimo wszystko nie znajdą w nim nic ponad dobrze skrojoną fabułę z księgarskiej półki należącej do Marvel Comics.

Jakub Syty

„Iron Man: Pięć Koszmarów”
Tytuł oryginału: „The Invincible Iron Man” Vol. 1: „The Five Nightmares”
Scenariusz: Matt Fraction
Rysunki: Salvador Larroca
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: 04.2010
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania oryginału: 2009
Objętość: 176 stron
Druk: kolor
Papier: kreda
Oprawa: twarda
Cena: 75,00 zł