DZIENNIK PODRÓŻNY


Tak, jak Craig Thompson ostrzega na wstępie „Dziennika podróżnego”, że czytelnik ma do czynienia ze spontanicznym materiałem, tak i ja chciałbym przestrzec na samym początku tekstu, że w przypadku tej książeczki nie mamy do czynienia z typową narracją komiksową, co właśnie z dziennikiem, narysowanym – bardziej niż spisanym – podczas kilkudziesięciodniowej wyprawy autora, podyktowanej zbieraniem dokumentacji i źródeł inspiracji do zupełnie nowego projektu komiksowego. Efekt końcowy interpretować można dwojako.

Co wynika z powyższej formuły, przyjętej przez Thompsona, mamy w „Dzienniku podróżnym” do czynienia ze z ilustrowanym strumieniem wrażeń, jakie towarzyszyły autorowi w trakcie podróży przez Europę do Maroka i z powrotem. Dzięki temu możemy nie tylko wczuć się w osobę podróżnika eksplorującego nieznane mu rejony świata, lecz również mieć za przewodnika kogoś nam na swój sposób bliskiego, a co za tym idzie – możemy konfrontować jego autentyczne postawy z autorskimi dokonaniami.

Niestety Craig Thompson nie każdemu wyda się dobrym kompanem do odbycia podróży w odległe rejony świata. Jednych jego spostrzeżenia mogą wcale nie zainteresować, innych wręcz poirytować, gdy ten niejednokrotnie użala się nad swoim „ciężkim” losem i przeżywa niemalże werterowskie katusze. Co innego bowiem wejść w rzeczywistość wykreowaną w „Blankets. Pod śnieżną kołderką” czy „Żegnaj Chunky Rice”, a co innego poczuć się jak współtowarzysz autora, pośrednio spędzić z nim jakąś część jego życia. Tak na marginesie mówiąc, zapoznając się z tą publikacją można doskonale wyczuć, że charakter i temperament twórcy znalazły swoje odwzorowanie w obydwu przytoczonych tytułach.

Z drugiej strony patrząc, „Dziennik podróżny” to wręcz znakomita okazja, żeby lepiej poznać autora, którego wielu podziwia za dokonania na polu twórczości komiksowej. Nieczęsto ma się okazję, żeby w jakikolwiek sposób zbliżyć się do ludzi tworzących niezapomniane fabuły, wzruszających opowiadanymi historiami. A przecież jednym z nich jest właśnie Amerykanin. Uważam, że wielu czytelników naprawdę doceni możliwość skonfrontowania z indywidualnym charakterem Craiga Thompsona tego wszystkiego, czym urzekł ich w przepełnionym emocjami – ciepło przyjętym również na polskim gruncie – „Blankets. Pod śnieżną kołderką”. Ocena wspomnianej konfrontacji jest sprawą prywatną, lecz mieć za przewodnika po dalekim Maroku kogoś, kto kiedyś sprawił, że się wzruszyliśmy, to chyba co najmniej atrakcyjna kwestia. Nawet jeśli niekoniecznie spodoba nam się temperament autora.

W omawianym przypadku nie wolno jednak zapominać o nadrzędnej funkcji dzieła, to znaczy, że mamy do czynienia z dziennikiem powstającym w toku podróży. Dlatego nie powinni poczuć się zawiedzeni wszyscy ci, którzy cenią sobie tego typu rozrywki. Patrzenie na nieznany świat przez pryzmat czyjegoś punktu widzenia nie zawsze musi się podobać, ale mimo wszystko daje pewien ogląd na różnego rodzaju sytuacje, w jakich podróżnikowi przyszło się znaleźć.

Mnie w tej publikacji chyba najbardziej spodobały się ilustracje. Trzeba przyznać, że Thompson umie portretować rzeczywistość. Robi to z niesamowitym wyczuciem, dlatego wszelkie komentarze przy obrazkach często wydawały mi się zbędne. Z tego powodu – słowem podsumowania – śmiem twierdzić, że każdy powinien znaleźć w „Dzienniku podróżnym” coś dla siebie.

Jakub Syty

Inne opinie

Ta książka przebiła wszystkie wydane w kwietniu na Komiksową Warszawę. Nie jest to komiks, ale właśnie bardziej dziennik ze szkicami oraz bardzo osobistymi doznaniami, jakie miał Craig Thompson w czasie swojej europejskiej promocji „Blankets” oraz wyprawy do Maroka. Jego szkice są piękne. Dokumentował wszystko: ludzi, których spotykał, architekturę oraz zwierzęta i przyrodę. Wszystko to okrasił bardzo osobistymi komentarzami. Szkoda, że książka ma tylko 224 strony i urywa się w połowie trasy – ale jak wyjaśnia rysownik, takie było zapotrzebowanie wydawcy, który już natychmiast chciał wydać kolejne dzieło Craiga Thompsona. Na pierwsze stronie jest jednak dopisek „tom 1″ – mam więc nadzieję na kontynuację. Polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom „Blankets”.

Robert Góralczyk

Craig Thompson musi być cholernie irytującym facetem – podobna myśl co chwilę przebiegała mi przez głowę podczas lektury „Dziennika podróżnego”. Gdyby z komiksu wyciąć fragmenty, w których autor użala się nad sobą, nad swoją obolałą ręką czy nad własną samotnością, okazałoby się, że i tak ma niewiele do powiedzenia. I komiks, a raczej dziennik, bo tym w istocie jest wydawnictwo, nie zasługiwałby na uwagę…gdyby nie fenomenalne ilustracje! Thompson rysuje genialnie, zarówno z natury, jak i z wyobraźni. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze doczekam się podobnego szkicownika z podróży w jego wykonaniu. Tylko niech wówczas nie pisze. Niech rysuje, rysuje, rysuje…

Mikołaj Ratka

„Dziennik podróżny” to niespotykana jak dotąd okazja, by poznać od kuchni prywatne życie komiksowego twórcy, jego relacje z innymi rysownikami oraz kulisy piekiełka znanego jako „promocja książki”. Intrygujące i intymne, na dodatek okraszone przepięknymi ilustracjami, świetnie obrazującymi marokańskie slumsy, lyońską codzienność oraz nieziemską Sagradę Familię w Barcelonie. Warto przeczytać, nawet jeżeli po lekturze uzna się autora za egocentrycznego cherlaka.

Michał Chudoliński

„Dziennik podróżny”
Tytuł oryginału: „Carnet de Voyage”
Scenariusz: Craig Thompson
Rysunki: Craig Thompson
Tłumaczenie: Agnieszka Idzikowska
Wydawca: timof i cisi wspólnicy
Data wydania: 04.2010
Wydawca oryginału: Top Shelf Productions
Data wydania oryginału: 2004
Objętość: 224 strony
Format: 140 x 190 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 50,00 zł