Czy ktokolwiek będzie czytał moje prace, kiedy umrę? Czy zastanowi się, jakim byłem człowiekiem?
~ Harvey Pekar, „American Splendor”
HARVEY PEKAR
HEROS SZAREJ CODZIENNOŚCI
Dzięki staraniom polskich wydawnictw w ostatnich latach błyskawicznie odrabiamy komiksowe zapóźnienie. Możemy już po polsku przeczytać wiele dzieł najsłynniejszych twórców w historii. Gdybym miał jednak wybrać najważniejszego spośród tych, którzy nadal oczekują na spotkanie z polskimi czytelnikami, wskazałbym na Harvey’a Pekara – amerykańskiego scenarzystę, który w latach 70-tych zrewolucjonizował sposób myślenia o komiksowej formie. Niestety, już wiadomo, że za jego życia się to nie stanie – 12 lipca 2010 roku Pekar zmarł, po długoletnich zmaganiach z rakiem prostaty.
Nowy standard realizmu
Pekar (potomek żydowskich imigrantów z Białegostoku) jako dziecko chętnie czytał komiksy, ale porzucił je jako dorosły. Zamieszkał w Cleveland i podjął się pracy w biurach Szpitala dla Weteranów. W 1962 roku jego sąsiadem został niejaki Robert Crumb. Pekar widząc pracę Crumba nad „Kotem Fritzem” (który okazał się potem jednym z najsłynniejszych arcydzieł komiksu dla dorosłych) oraz innymi projektami przekonał się, że komiks może być czymś więcej niż niezobowiązującą rozrywką dla dzieci i mniej rozgarniętych dorosłych. To odkrycie zainspirowało go do napisania kilku scenariuszy, które Crumb przeniósł na papier. Minęło jednak dużo czasu zanim – w 1976 roku – Pekar zdecydował się opublikować swoje prace, zresztą własnym sumptem. Tak narodził się „American Splendor”, seria zeszytów, które dały Pekarowi poczesne miejsce w historii rozwoju komiksu.
Pekar poszedł za radą Crumba i uczynił ze swego komiksu niezwykłą autobiografię. Pokazuje w nim swoje zwyczajne życie, codzienne troski i radości, utrwala przeprowadzone i zasłyszane rozmowy, notuje ulotne, na pozór mało ważne wydarzenia z życia własnego i swoich kolegów z pracy. Wiele z jego komiksów nie ma wyraźnego początku ani konkretnej puenty na koniec, aby czytelnik (oglądacz) miał poczucie, że poznaje fragment większej całości, wycinek czyjegoś życia.
Harvey Pekar nie moralizuje, ale stara się wciąż balansować pomiędzy autobiografią a autorefleksją. Szuka w szarej codzienności pretekstów do zastanowienia się nad sobą i naturą świata; rozpamiętywanie prostych faktów pozwala mu odkryć źródła własnych emocji i pogodzić się z nimi.
Wielu badaczy komiksu podkreśla, że „American Splendor” wyznaczył nowe standardy komiksu realistycznego, stając w ten sposób w opozycji do głównego nurtu amerykańskiego komiksu: eskapistycznych opowieści fantastyczno-przygodowych i komiksów grozy. Jak trafnie ujął to Joseph Witek, „»American Splendor« pokazuje grozę i przygody codziennego życia: nudny poniedziałkowy dzień w pracy, zagubienie okularów, zerwanie z kochankiem”1.
Pekar za każdym razem stara się precyzyjnie odzwierciedlać fakty, ponieważ wierzy, że dzięki temu czytelnicy będą się identyfikować z jego utworami. Robert Crumb mówił o jego pracy: „Zazwyczaj pisał swoje historie zaraz po danym wydarzeniu, póki ślad w pamięci wciąż był świeży. Zawsze miał znaczny zapas opowieści, z których mógł komponować kolejny numer »American Splendor«. Uwieczniał je w postaci surowego szkicu strony komiksu, z zarysem postaci, z dialogami nad ich głowami oraz pisemnymi wskazówkami dla rysownika, który będzie nad tym pracował. Następna faza polegała na obdzwanianiu rysowników i molestowaniu (sic) ich, aby zgodzili się zająć scenariuszem”2.
Ta obsesyjna koncentracja na realizmie sprawia, iż „American Splendor” bliżej do tradycyjnej amerykańskiej powieści realistycznej niż do czegokolwiek, co wcześniej pojawiało się w komiksie. Zresztą Pekar, zapalony czytelnik, czuje silny związek z literaturą i nieraz oddaje jej swoisty hołd. W jednoplanszówce „Katherine Mansfield”3 autor toczy wewnętrzny monolog na temat twórczości Mansfield, na temat ludzkiego przemijania i własnego miejsca w kulturze. Siedząc w fotelu i zagłębiając się w lekturę „Bliss”, myśli: „Niektóre jej opowieści są bez skazy. (…) Wrażliwość, świetne wyczucie ironii, znakomita technika, wielki intelekt, żyłka liryzmu… Zmarła mając 34 lata. Jaką kobietą była? (…) Wszyscy ci wielcy pisarze, którzy przemawiają do mnie: ona, George Eliot czy Balzac, nie żyją. Mam wiec przewagę nad nimi – żyję. Teraz jest mój czas. (…) Ale nie będę żył wiecznie. (…) Czy ktokolwiek będzie czytał moje prace, kiedy umrę? Czy zastanowi się, jakim byłem człowiekiem?”
Widzimy więc w tym komiksie charakterystyczny dla Pekara zabieg: wyjście od analizy pisarstwa oraz życia Katherine Mansfield i przejście do rozważań na temat własnej twórczości i własnego życia. Ta ciągła koncentracja na własnej osobie mogłaby świadczyć o egocentrycznym czy wręcz narcystycznym spojrzeniu autora, ale w rzeczywistości kryje się za tym coś innego, ważniejszego: otóż ogromny realizm, prawdopodobieństwo i wiarygodność „American Splendor” bierze się właśnie z przedstawiania wydarzeń z własnego, egocentrycznego punktu widzenia4.
Pekar używa zarówno pierwszo- jak i trzecioosobowej narracji. Nie zawsze jest głównym bohaterem opowieści, czasem tylko pojawia się w tle jako obserwator lub słuchacz. Nie zawsze też występuje jako „Harvey Pekar”; bywa, że na obrazkach widzimy fikcyjne postacie, tak jak Herschel, Our Man czy Jack The Bellboy, jednak dzięki charakterystycznym szczegółom (ubiór, fryzura, fakty z życia) możemy rozpoznać w nich samego Pekara.
Warto zastanowić się, czemu służyć miałby tego typu zabieg; pokazanie fikcyjnej postaci na pozór rozbija przecież realizm opowieści. W poszukiwaniu odpowiedzi zanalizujmy komiks „Awakening to the Terror of the New Day” („Przebudzenie do Terroru Nowego Dnia”).5 Główny bohater, nazwany „nasz człowiek” („our man”), rozmawia przez telefon ze swoją byłą żoną. Mówi o swojej samotności i pyta ją czy mogliby się znowu spotkać. Odmowa prowokuje go do wybuchu wściekłości i złośliwości. Eks-żona mówi, że dlatego właśnie nie chce już go widzieć i odkłada słuchawkę. Zniechęcony i rozczarowany sobą „nasz człowiek” nie wie, co ze sobą począć. W końcu zapada w niespokojną drzemkę i budzi się o szóstej rano. Jego pokój jest szary i zimny. Aby się trochę uspokoić dokonuje masturbacji, jednak gdy jest już po wszystkim, czuje się jeszcze bardziej samotny i przygnębiony. Bierze więc kąpiel i wychodzi w zimową zawieruchę na stację metra. Po drodze zastanawia się, jak znaleźć przyjaciółkę i zmienić pracę. Narrator kończy opowieść zdaniem: „Człowiek poszukuje nadziei, gdzie tylko może”.
„Awakening to the Terror of the New Day” powstał w momencie rozstania Pekara z żoną i jeszcze przed podjęciem pracy w szpitalu. Był to dla niego trudny okres i widać to w komiksie. Nastrój depresji, znudzenia codziennymi rytuałami dominuje w całej opowieści i nie znika wraz z jej końcem. I choć rozpamiętywanie własnych błędów musi być dla Pekara bolesne, właśnie przerzucenie całej frustracji na fikcyjnego „naszego człowieka” pozwala autorowi spojrzeć na sytuację w sposób neutralny i obiektywny. Dla Pekara to ważne, bo tylko szczery rachunek sumienia, pozwala mu przetrwać ciężkie chwile.
„Awakening…” jest dobrym przykładem charakterystycznych dla Pekara tematów i motywów, aczkolwiek z czasem klimat „American Splendor” nieco łagodnieje; mniej jest przygnębienia i codziennych frustracji, Pekar stara się bardziej unikać prowokacji seksualnych (takich jak scena masturbacji). Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają: gwałtowny temperament „naszego człowieka”, jego problemy z kobietami, samotność, skrajne skąpstwo i złe nawyki żywieniowe. Ale to odzieranie siebie z wszelkiej atrakcyjności też służy tylko wiarygodności6.
Harvey Pekar i twórcy undergroundu
Próbując jakoś zaklasyfikować „American Splendor”, natrafiamy na niemały kłopot. Pomimo amerykańskiego rodowodu nie jest to oczywiście typowy dla tamtejszego rynku komiks o superbohaterach; nie jest to komiks humorystyczny, satyryczny ani parodystyczny. Nazwiska rysowników (m. in. Joe Zabel, Greg Budgett i Gary Dumm, David Collier, Josh Neufeld, Dean Haspiel, Joe Sacco, Frank Stack i oczywiście Crumb) oraz formuła opowieści wskazywać by mogła na twórczość undergroundową. I choć dziś uznaje się Pekara za klasyka undergroundu, to jednak „American Splendor” nie zachowuje jego charakteru: pozbawiony jest zgryźliwej satyry, nikogo nie ośmiesza, nie uderza w obowiązujący ład społeczny. Wszystko to sprawia, że musimy traktować „American Splendor” jak oddzielny gatunek komiksu; gatunek, który moglibyśmy nazwać „Życie Harvey’a Pekara”.
Oczywiście komiks autobiograficzny istniał już wcześniej, chociażby uprawiany przez twórców undergroundowych. Aby w pełni zrozumieć, dlaczego „American Splendor” stanowi nową jakość i dlaczego nie możemy utożsamiać Pekara z komiksem podziemnym, przyjrzyjmy się autobiograficznym komiksom Roberta Crumba, wielkiego przyjaciela Pekara.7
Większość komiksów Crumba dotyczy jego własnego życia. Co więcej, w wielu z nich sam się pojawia. Jednak o ile jego komiksowe alter-ego wyraźnie ciąży ku karykaturze i autoparodii, to „nasz człowiek” nieustannie jest zwyczajną, realistycznie narysowaną postacią. Podobnie jest z fabułą komiksów. U Crumba na porządku dziennym są absurd i groteska (jak choćby scena, w której portretuje siebie wychodzącego z łona matki od razu w okularach i z wąsami), brawurowe skróty fabularne, wreszcie wizualne i werbalne żarty. U Pekara wszystko podporządkowane jest rejestracji codziennego życia: scena długo trwającej kąpieli może zostać rozwleczona na dwanaście stron (jak ma to miejsce w „Awekening…”), bohaterowie mogą iść na zakupy, odśnieżać chodnik albo prowadzić rozmowę z sąsiadami. Nie dlatego, że wymaga tego akcja, lecz dlatego, że tak wygląda ich prawdziwe życie.
Oczywiście Pekar ma świadomość faktu, iż sam tworzy jakby oddzielny gatunek komiksu. Daje temu wyraz w nowelce „A Harvey Pekar Story” („Historia Harvey’a Pekara”).8 Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy przyjaciel Harvey’a, Jon Goldman, zatrzymuje go na ulicy i mówi: „Miałem historię Harvey’a Pokara”. Przy kawie Jon opowiada o dziwnym spotkaniu w salonie meblowym (od tego momentu widzimy wydarzenia z perspektywy Jona). Pewien starszy człowiek namawia Jona na zakup szafki biurowej, chce też wcisnąć mu gratis jakieś damskie ciuchy. Mówi, że likwiduje sklep żony i że sam jest chirurgiem. Jon pyta starszego człowieka o nazwisko, ten odpowiada: „Lapidus”. Jon pyta czy ten znany Morris Lapidus. Stary człowiek rzuca wściekłe spojrzenie i zaczyna tyradę: „O nie, to nie ja. Jestem Irving Lapidus. On jest kanciarzem i naciągaczem. Ludzie zazwyczaj mylą mnie z nim. On jest złodziejem, a obwiniają mnie. Wie pan, pewnego razu…”. Jon przerywa mu mówiąc, że musi wrócić do pracy. Starszy człowiek odpowiada: „Przepraszam, że zająłem panu tyle czasu. Kiedy myślę o Morrisie… on naprawdę mnie rozpala”. Znów widzimy kawiarnię i siedzących Jona i Harvey’a. Jon pyta: „Czyż to nie była historia Harvey’a Pekara?”. „Cholernie blisko, Jon, cholernie blisko”, myśli Pekar. I dopiero wówczas staje się jasne, że zwrot „Harvey Pekar’s Story” oznacza w tym wypadku „historię w stylu Harvey’a Pekara”.
Naturalnie Jon Goldman ma rację. Opowiedziana przez niego historia posiada wszystkie charakterystyczne cechy „American Splendor”: nie ma wyraźnie zarysowanego początku ani końca; jest zwyczajna, ale nieco dziwaczna, tak, jak dziwaczni bywają ludzie; a przede wszystkim, na tyle zapadła w pamięć obserwatorowi, że poczuł przymus przekazania jej komuś innemu.
Zwielokrotnione „ja” Pekara
W tradycyjnej prozie autobiograficznej autor w pełni kontroluje swój przekaz. W przypadku „American Splendor” warunek ten jest niemożliwy do spełnienia, wszak to rysownik, a nie scenarzysta, nadaje komiksowi ostateczny kształt. Jednak Harvey Pekar wcale nie uważa tego za wadę, przeciwnie – czyni z tego faktu atut swoich dzieł. Rysownicy Pekara przetwarzają jego wygląd fizyczny i jego „ja” na swoją modłę, czyniąc z niego za każdym razem jakby innego człowieka. Sam Piekar w jednym z wywiadów stwierdził: „Myślę, że ostatecznie praca z wieloma artystami była korzystna. Jestem niczym spec od castingu. Pomimo, że nie mam takiej kontroli, jaką mógłbym mieć rysując, mam chłopaków, którzy razem prezentują całą gamę możliwości, niedostępnych dla jednostki”.9 Odmienne techniki malarskie pozwalają rysownikom wydobyć różne aspekty postaci głównego bohatera, który w ten sposób staje się pełniejszy, konkretniejszy.
O tym jak różnie portretowany jest Pekar w „American Splendor” oraz o tym, jak rzeczywistość komiksowa splata się z prawdziwym życiem Pekara, możemy się przekonać podczas lektury komiksu „A Marriage Album”.10 I tym razem autora zastępuje postać o imieniu Herschel (imię Pekara w języku jidisz). Herschel odprowadza Joyce (trzecią i ostatnią żonę) w umówione miejsce, po czym wróciwszy do domu zaczyna przypominać sobie, jak zaczął się ten związek. Jednocześnie Joyce rozmawia o tym samym ze swoimi przyjaciółmi. Ich opowieści przeplatają się łącząc w jedną całość.
Harvey i Joyce wspominają, jak poznali się korespondując ze sobą na temat „American Splendor”. Wreszcie Joyce zdecydowała się przylecieć do Cleveland i poznać osobiście Harvey’a. W komiksie jest scena, gdy Joyce zastanawia się, jak Pekar może wyglądać. Dymek symbolizujący jej myśli wypełniony jest ośmioma różnymi wersjami jego twarzy, zaczerpniętymi z różnych numerów „American Splendor”: wściekły spocony Harvey widziany oczyma Crumba; elegancka, wycyzelowana piórem Sue Cavey twarz Harvey’a; wreszcie impresjonistyczna wersja postaci autorstwa Gerry Shamray’a. Kiedy Joyce spotyka wreszcie Pekara, ten zwielokrotniony obraz zlewa się w jedną realną osobę, ale dla czytelnika ta „realna osoba” to przecież też tylko jeszcze jedna wersja wyglądu Pekara, tym razem autorstwa Vala Mayerik’a.
Stylistyczna różnorodność współpracowników Pekara służyć ma nie tylko uniknięciu monotonii. Pekar ma świadomość, że każdy z nich na swój sposób „deformuje” pierwotny zamysł opowieści, dodając swój punkt widzenia. Stąd kolejny oryginalny pomysł Harvey’a: dawanie różnym autorom do realizacji tego samego scenariusza. Efekt takiego zabiegu możemy prześledzić na przykładzie dwóch komiksów o mężczyźnie, który przyszedł do biblioteki.
W jednoplanszówce „Podsłuchane w Publicznej Bibliotece w Cleveland”11 widzimy mężczyznę w pocerowanym ubraniu, który prosi bibliotekarkę o ocenę swoich wierszy; ta odpowiada, że nie czuje się kompetentna, aby to zrobić. Mężczyzna narzeka, że nikt nie lubi jego poezji oraz, że czyta zamieszczone w ekskluzywnych magazynach wiersze i nic z nich nie rozumie. Bibliotekarka kończy rozmowę stwierdzeniem: „Proszę Pana, nie ma nic złego w poezji, która się rymuje”. Zgodnie z tytułem, Pekar pokazuje się jedynie na pierwszym i ostatnim kadrze w tle, jako obserwator całej sceny. Ascetyczny wręcz rysunek Dumma oraz nieskomplikowana narracja wskazuje, iż komiks jest po prostu zapisem zasłyszanej rozmowy, która wydała się Pekarowi na tyle niecodzienna, że utrwalił ją na papierze.
Druga wersja tej samej historii, „Opowieść Biblioteczna”12 , przesuwa na pierwszy plan osobę obserwatora. W pierwszym kadrze z komentarza narratora dowiadujemy się, że „nasz człowiek” spędza czas w bibliotece poszukując potrzebnych mu informacji. W pewnym momencie przerywa czytanie, aby przysłuchać się rozmowie, prowadzonej przez bibliotekarkę i marnie ubranego mężczyznę. Alter-ego Pekara pojawia się na pierwszym planie, sylwetki rozmówców stanowią tło; dymek z pierwszą kwestią dialogu odzwierciedla fakt docierania słów do uszu obserwatora. Dialog przebiega analogicznie jak wyżej, jednak komiks nie kończy się wraz ze słowami bibliotekarki; na pierwszy plan powraca „nasz człowiek” i jego komentarz całej sytuacji: „To było miłe. Kiedy starsza kobieta zorientowała się, że mówił poważnie o swoich wierszach, dodała mu trochę otuchy”.
Rysując „Opowieść Biblioteczną” M. T. Gilbert operuje bardziej wyrafinowaną kreską. Poszczególne obrazy wypełnione są detalami i zróżnicowanym cieniowaniem. Ale odmienny jest też sam układ kadrów: w wersji Dumma dialog bibliotekarki z mężczyzną zajmuje dwa z trzech zasadniczych pasków komiksu; w wersji Gilberta ta sama rozmowa upchnięta jest w jeden środkowy pasek, umieszczony pomiędzy rozmyślaniami autora/obserwatora. Wszystko po to, aby pokazać, że w rzeczywistości są to dwie różne historie. W pierwszej celem jest zapis pewnego wydarzenia, w drugiej zaś głównym „bohaterem” są refleksje Pekara związane z tym wydarzeniem.
Pekar jako podglądacz siebie
Przez wiele lat Harvey Pekar wydawał swoje komiksy z potrzeby dzielenia się z innymi ludźmi swoim życiem. Uznanie przyszło później, kiedy ukazały się dwa wydania zbiorcze „American Splendor”, zaś prawdziwą popularność Pekar zyskał w 1986 roku, kiedy pojawił się w popularnym wówczas talk-show Davida Lattermana (potem wystąpił w nim jeszcze w 1987 i 1988 roku).
Dziś trudno przecenić rolę, jaką Pekar odegrał, nie tylko w historii komiksu, ale też w historii kultury masowej w ogóle. Niektórzy badacze widzą w nim nawet prekursora zjawiska reality-show. O ile jednak programy pokroju „Big Brothera” stały się synonimem płytkiej rozrywki, niezdrowego podglądactwa i gonienia za sensacją, o tyle prace Pekara na zawsze pozostaną dowodem na to, jak głęboko w ludzką psychikę może wniknąć komiks. Pokazują też, że najbardziej niezwykłe jest samo życie. „Chcę tworzyć literaturę, która raczej zwróci uwagę ludzi na ich życie, niż pomoże im od niego uciec. Większość komiksów to eskapistyczne wehikuły, co według mnie nie jest zbyt fortunne. Sądzę, że tak zwany szary człowiek często daje dowody prawdziwego heroizmu, nawet w zwykły dzień”13.
I tylko szkoda, że żaden wydawca nie zdecydował się pokazać dokonań Pekara w Polsce. Może teraz będzie ku temu okazja – warto przekonać się, dlaczego bez „American Splendor” nie byłoby „Mausa”, „Persepolis” czy „Fun Home”.
Michał Siromski
1 J. Witek, „Comic Books as History”, Mississippi 1989.
2 Z wprowadzenia do „American Splendor: The Life and Times of Harvey Pekar”.
3 „American Splendor” # 9 (1984), rys. Gary Dumm.
4 O tym, że koncentracja na swojej osobie jest podszyta dystansem i autoironią, świadczyć mogą również okładki i tytuły niektórych komiksów: „Jeszcze więcej depresyjnych historii z monotonnego życia Harvey’a Pekara”, „Opowieści o Chorobie i Starych Ludziach”, „Życie jako Wojna na Wyczerpanie”.
5 „American Splendor” # 3 (1978), rys. Greg Budgett i Gary Dumm.
6 „Ludzie często mówią o mnie, że jestem skąpy, ponury, niesympatyczny, nieodpowiedzialny i że mam paskudny charakter. Dlatego byłoby szaleństwem wybielać się. Nikt by wtedy nie chciał oglądać moich komiksów, nikt by się z nimi nie utożsamiał” (Harvey Pekar, „Stories abort Honesty”, za: J. Witek)
7 Zresztą to Crumb jest autorem niezwykle celnej uwagi, że komiksy Pekara są „tak pospolite, że aż egzotyczne”.
8 „American Splendor” # 9 (1984), rys. Val Mayerik.
9 Za J. Witek.
10 „American Splendor” # 10 (1985), rys. Val Mayerik.
11 „American Splendor” # 3 (1978), rys. Gary Dumm.
12 „American Splendor” # 4 (1979), rys. Michael T. Gilbert.
13 Fragment wywiadu udzielonego „Comics Journal” w 1984 r.