Z ODMĘTÓW SŁODKOŚCI

WITAMY NA SZCZYCIE CZWARTEJ ŚCIANY… GDZIE PŁONĄ ZŁE KOMIKSY!


Kiedy już wydawało się, że program recenzujący komiksy jest poza zasięgiem marzeń, okazało się, że jest on praktycznie w zasięgu ręki. Niestety nie warto go szukać na kanałach w telewizorze. O nie, nie. Wystarczy wstukać w Google „Linkara” bądź „Atop the Forth Wall” i proszę – 20 minut cotygodniowego besztania komiksów. Żyć nie umierać. Do niedawna koleś wrzucający na internet nagrania, w których poświęcał pół godzinny na swoje wywody na temat czegoś, czego nie lubi, kojarzył mi się raczej z czymś niższych lotów (i patrząc na 95% takowych produkcji niewiele się zmieniło) W ostatnich latach jednak miałem okazję doświadczyć kilku wyśmienitych wyjątków, jak mieszający z błotem stare filmy i seriale Nostalgia Critic albo atakujący gry komputerowe Angry Video Game Nerd.

Nie mówimy tu o najbardziej banalnych produkcjach, gdzie ktoś włącza kamerę i błaznuje, wyrzucając z siebie wszystko, co mu do głowy przychodzi. Nie można też powiedzieć, że mamy do czynienia z profesjonalistami, jednak bliżej im do tych drugich niż tych pierwszych. Twórcy nie bawią się w improwizację i prowizorkę. Wszystko ma dopracowany i przemyślany scenariusz, a wykonaniu towarzyszy estetyka i finezja (przynajmniej w najnowszych odcinkach). Od czasu do czasu urozmaicają recenzję jakimś zwariowanym wątkiem pobocznym, inwestują w animację, kostiumy i efekty specjalne, a przede wszystkim na poważnie podchodzą do krytyki publiczności i reagują na nią.

Recenzje Linkary także odbiegają od banału typowego bloga na YouTube. Chłopak odwala kawał dobrej roboty, robiąc solidny research, zapełniając recenzje nie tylko błyskotliwymi komentarzami, ale faktami i ciekawostkami na temat bohaterów i ich historii. Co najważniejsze – krytykuje tylko te naprawdę słabe komisy… Prawda jest taka, że obejrzenie recenzji, w której są one zjechane od góry do dołu, dostarcza o wiele większej rozrywki niż sama ich lektura. To trochę tak, jak różnica pomiędzy oglądaniem naprawdę marnego filmu klasy B w pojedynkę, a kiedy towarzyszy nam grupa odpowiednio nastawionych kumpli, komentujących na głos każdą głupotę i idiotyzm.

Linkara zresztą nie bawi się w grzeczności – odważnie jedzie po Franku Millerze, za którym po prostu nie szaleje, wypomina komiksiarzom – scenarzystom, jak i rysownikom – seksistowski (bądź po prostu głupi) sposób przedstawienia kobiet, a po obejrzeniu jego recenzji „Amazons Attack!” czy „Countdown” człowiek nie tylko czuje ulgę, że nie wziął nadmienionych serii do ręki, ale wie o nich wszystko to, co było potrzebne do dalszego egzystowania w komiksowym światku. W ostatnim okresie Linkara spędził czas komentując najstarsze z komiksów, ukazujące genezy takich legend jak Spider-Man czy Batman, patrząc na wszystko z punktu widzenia współczesnego odbiorcy. Co jednak urzeka w jego show to nie sama recenzja, lecz prowadzący! Linkara budzi sympatię, nie zniża się do wulgarności i bywa samokrytyczny. Wszystko w myśl maksymy: nie ważne co mówisz, ale ważne, jak to robisz. I jeszcze ta wpadająca w ucho czołówka i pewne przewijające się powiedzonka.

Oczywiście nie obywa się bez wad. Dowodem tego są okazyjne próby budowania z kilku recenzji zamkniętej historii, wiążąc ją jakimś pobocznym wątkiem, gdzie wykorzystując swój magiczny pistolet (którego obecności nie musi wyjaśniać, bo to magia!) i akcesoria rodem z Power Rangers, Linkara walczy z rozmaitymi łotrami, jak Dr. Insano… Niekiedy takie sekwencje wychodzą albo zbyt długie, albo są po prostu zbędne i człowiek zanudza się czekając, kiedy Linkara skończy i wróci do nawijania, dlaczego komiks odcinka pod żadnym względem nie daje rady.

Można się spróbować zastanowić, czyżbyśmy żyli w epoce, gdzie człowiek poprzez YouTube, czy tym podobne środki przekazu, może zyskać sławę, rozgłos i „nazwisko”? Myślę, że nie. Do tego nam jeszcze daleko (i prawdę mówiąc może to i dobrze, że tak nie jest), ale definitywnie żyjemy w czasach gdzie widz wymaga czegoś więcej niż samej tylko opinii, jeśli planuje coś regularnie odwiedzać na internecie. Humor musi trzymać pewien poziom, bohater musi mieć barwną osobowość, a wszystko powinno być wizualnie urozmaicone. Niestety poza powyższymi przykładami większość znalezionych przeze mnie w internecie „tworów” to głównie plagiaty Linkary czy Nostalgia Critica, nie tylko bezmyślnie małpujące ich styl, ale efekt często jest drażniący, bez pomysłu, bez polotu i – co gorsza – bezmyślnie wulgarny. W sumie poza recenzentami wykpiwającymi to, czego nie lubią, chętnie zobaczyłbym dla odmiany pochwalną recenzję jakiegoś produktu, ale przypuszczam, że mijałoby się to z celem.

Ale co ja tam wiem? Niech tylko kamera wpadnie mi w rękę, a nuż za tydzień sam pewnie zaśmiecę internet własnym show, gdzie będę obgadywał ostatnio przeczytany komiks, film czy ulubioną postać… Z drugiej strony, od czego mam KZ?

Maciek Kur