I KOMIKSIARZ SYTY, I RECENZENT CAŁY

SIT TIBI TERRA LEVIS!



Podczas wernisażu wystawy oryginalnych plansz Papcia Chmiela do albumu „Tytus, Romek i A’Tomek w Bitwie Warszawskiej 1920 roku”, która odbyła się w warszawskiej Galerii N+U 13 sierpnia bieżącego roku, miałem przyjemność nie tylko obejrzeć cieszące oko akwarelowe prace, lecz również zobaczyć rozpromienionego i pełnego zapału przeszło dziewięćdziesięcioletniego autora rozdającego autografy licznie zgromadzonym widzom – w większości dzieciom. Jakie było moje zdziwienie, gdy przy zakupie rzeczonego albumu do moich rąk trafiła książeczka „Epitafia i Mowy Pożegnalne Papcia Chmiela”.

Pomysł na tego typu wydawnictwo bierze swoje początki w konkursie ogłoszonym na łamach książki „Tytus zlustrowany”. Zebrane w ten sposób od czytelników teksty zostały ozdobione rysunkami wykonanymi przez najmłodszych miłośników przygód „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Książeczka ukazała się nakładem własnym autora, którego zdjęcie – dziękującego wszystkim za ów wkład – widnieje na ostatniej stronie okładki. Warto dodać, że fotografia została zrobiona przy grobowcu, w którym Henryk Jerzy Chmielewski spocznie pewnego dnia z żoną Ireną przy swoich rodzicach – Antoninie i Józefie.

Myślę, że to wszystko jest żartem, jaki Papcio Chmiel sam sobie zrobił. Żartem świadczącym o dużym poczuciu humoru podeszłego wiekiem artysty oraz bardzo luźnym podejściu do tej jednej jedynej rzeczy, która pewnego dnia spotka nas wszystkich. A jednak ów żart wywołuje pewien dysonans, bo lektura książeczki na pewno nie jest w stanie wprowadzić w oczekiwaną zadumę. Wręcz przeciwnie, wywołuje dziwny niepokój.

Epitafium – z definicji tego słowa – kojarzy się z kimś, kogo nie ma już wśród nas. Epitafium powstaje ku czci zmarłego. Podobnie mowa pożegnalna – wyraża poczucie straty bliskiej sercu osoby, której chcemy godnie podziękować za to wszystko, co wniosła w nasze życie, a czego nie powiedzieliśmy jej wtedy, gdy była jeszcze wśród nas. Po co wyprzedzać czas?

Wierszowane – lepiej lub gorzej – teksty kierowane do ikony polskiego komiksu, ojca przygód uwielbianych przez wiele pokoleń bohaterów, wywołały u mnie pewien niesmak. Ot, chociażby wers: „Oto nasz Papcio Chmiel, za życia święty, / Leży sobie spokojnie w trumnie, jak ścięty, (…)”, chociaż wyrwany z kontekstu, a jednak zupełnie niepasujący mi do obrazu człowieka, jakiego spotkałem nie tak dawno. Sądzę, że ziemia już teraz lekka jest białowłosemu staruszkowi. Lekka, gdy po niej dziarsko stąpa i zaskakuje czytelników wciąż nową twórczością.

Jakub Syty