THE WORLD OF KRYPTON

ŚWIAT NA KRAWĘDZI


Chciałoby się rzec: „spełniona utopia”, bo właśnie taki obraz rzeczywistości zdają się kreować John Byrne i Mike Mignola na pierwszych stronnicach mini-serii „The World of Krypton”. Jak się jednak okazuje, nic bardziej mylnego.

Władająca wspomnianym globem arystokracja rodowa (w tym także rodzina L) wiedzie, jak to określił pewien znany z polskiej beletrystyki kupiec-powstaniec, „żywot motyla”. Zaawansowana technologia z powodzeniem rozwiązała większość problemów swego czasu nękających ów świat. Strzeliste, zwieńczone kopułami pałace dumnie pną się ku seledynowym niebiosom przemierzanym przez lewitujące „gondole”. A jednak pomimo upojenia mieszkańców Kryptona, nie sposób wyzbyć się odczucia dekadencji tego świata. Bowiem wśród znacznej części jego populacji rodzi się społeczny opór przeciw praktyce klonowania oraz przedmiotowego traktowania istot powołanym tym sposobem do istnienia. Przejawy oburzenia prędko przyjmują znacznie bardziej drastyczną formę – zwłaszcza w wykonaniu zaskakująco licznej grupy ekstremistów określanych mianem „Black Zero”. To właśnie ich liderzy stoją za bezprecedensowym zamachem w samym środku Kandoru – stołecznego miasta Kryptona – w efekcie którego ginie przeszło czterdzieści milionów jego mieszkańców. To z kolei daje początek wielowiekowej wojnie, która pustoszy tę jeszcze do niedawna piękną planetę. A reperkusje feralnej detonacji sięgną znacznie dalej niż można było się tego spodziewać, mimo że ocalałym Kryptonijczykom udało się niemal z popiołów podźwignąć swą cywilizację. Na tle tych tragicznych wydarzeń poznajemy Van-L, przodka rodu El, z którego wywodził się przenikliwy naukowiec Jor oraz jego syn, któremu w skutek zaistniałego tu biegu wypadków przyszło dorastać na odległej Ziemi.

Wraz z ogromną popularnością zmodernizowanej wersji Człowieka ze Stali, w toku drugiej połowy lat osiemdziesiątych koniunktura na tę postać sprzyjała publikacji coraz to nowych wydań specjalnych i mini-serii z nią związanych. Zarówno „The World of Krypton”, jak i odpowiedniki tej fabuły rozgrywające się w Smallville i Metropolis poruszały wątki pobieżnie tylko zasygnalizowane z przełomowej „The Man of Steel” Johna Byrne’a. Rzeczony twórca ukazuje tu niestety jedynie wycinek (choć niewątpliwie istotny) dziejów tej planety, nie siląc się na wyjaśnienie genezy jej cywilizacji oraz rozwoju ku formom społecznym, jakie zastajemy na kartach pierwszego epizodu. Brak tu zresztą miejsca na podobną panoramę, bo liczba czterech odcinków składających się na tę fabułę to niestety zbyt mało na pełne „rozwiniecie skrzydeł”. Aż żal, że jej scenarzysta nie zyskał podobnej możliwości, co twórcy o dwa lata późniejszej mini-serii „Atlantis Chronicles”, którzy do swej dyspozycji otrzymali znacznie więcej miejsca. Znając Byrne’a, z reguły ponadprzeciętnego scenarzystę (wówczas zresztą u szczytu swych twórczych możliwości), nie zmarnowałby ani strony, co byłoby równoznaczne ze znaczącym pogłębieniem epickości tej fabuły oraz jej ogólnej siły wyrazu.

Mimo że w dobie obecnej coraz częściej dają o sobie znać zbliżone problemy manipulacji materiałem genetycznym, to jednak trudno wyobrazić sobie współcześnie ogólnoświatowy, zażarty konflikt toczony z powodu np. in vitro. Stąd uzasadnienie fabularnego rdzenia, jakim jest wspominana „wojna klonów”, brzmi mało przekonująco. Z drugiej strony cieszy próba wydobycia się poza ówczesną sztampę, jakiej pełno było w produkcjach superbohaterkich już od schyłku lat pięćdziesiątych, ukazującą podobne konflikty jako efekt chorobliwych ambicji międzyplanetarnych tyranów. Pod tym względem Byrne wybija się dalece ponad ów ograny standard, usiłując wyjaśnić podłoże wojny domowej w społecznych niesnaskach czy wręcz etycznych dylematach. Można zaryzykować twierdzenie, że pod tym względem wyprzedził on swoją epokę. W pierwszych dwóch epizodach rzeczony scenarzysta koncentrują uwagę czytelnika na Van-Lu, świadku kilkusetletniej hekatomby, która pochłonęła stary Krypton. Kolejne to pole do popisu dla sprawiającego wrażenie wiecznie strapionego Jor-Ela, ojca przyszłego Supermana. Zawarta w trzeciej części „History Lesson” z pewnością nie miałaby szans konkurować z „Lekcją anatomii” znaną z o kilka lat wcześniejszego innego tytułu ze „stajni DC”. Niemniej pomimo upływu niemal ćwierćwiecza od publikacji, dramatyczna wymowa tej fabuły wciąż ma szansę oddziaływać na czytelnika. Natomiast pełna mankamentów wydaje się próba „pogrywania” scenarzysty na emocjach odbiorcy według wątpliwej jakości wzorca rodem z tanich melodramatów (pochlipujący Superman i wtórująca mu w tej czynności Lois Lane). Najistotniejsze, że wizja zgładzonej cywilizacji jawi się przekonująco również od strony wizualnej. Nie ma tu miejsca na pierwotny wizerunek Kryptonijczyków odzianych w przykrótkie pelerynki, opaski i trykoty rodem z wyobrażeń Złotej Ery SF. Powłóczyste szaty, ultranowoczesne wieżyce (swoiste prototypy „Fortecy Samotności”) wznoszące się pośród pustkowi trawionego radiacją świata, roboty służebne – wszystko to równie dobrze mogłoby znaleźć dla siebie miejsce również we współcześnie tworzonych komiksach. I aż dziw, że twórcy kinowej adaptacji perypetii „Supermana” z roku 2006 nie zdecydowali się zaczerpnąć z wzorców zrodzonych z wyobraźni Byrne’a.

Realizację warstwy graficznej przedsięwzięcia wziął na siebie Mike Mignola, grafik doskonale znany i równocześnie cieszący się u nas ogromną estymą. Lektura „The World of Krypton” stwarza idealną wręcz okazję do zapoznania się z warsztatem twórcy „Sanctum” i „Hellboya” jeszcze przed wykształceniem charakterystycznej dlań stylistyki, którą podbił on serca czytelników na całym świecie. Przyjęta tu przezeń maniera graficzna oscyluje w kierunku rysunku pełnego szczegółowo oddanych detali preferowanego przez scenarzystę tej opowieści. Jej ostatni epizod traktujący o zagładzie Kryptonu to niemal kadr po kadrze przerysowana pierwsza część mini-serii „The Man of Steel”. I to właśnie na tym przykładzie widać jaskrawo brak umiejętności Mignoli w zakresie realistycznego rysunku. Marnie bowiem wypada na tle dokonań Johna Byrne’a. Kruchość rysunkowego wyrobienia przyszłej gwiazdy amerykańskiego komiksu dostrzegalne jest niemal pod każdym względem. Zarówno uchwycenie ruchu, mimiki i perspektywicznej przestrzenności jawi się tu nieporadnie czy wręcz dyletancko. Trudno wyzbyć się przy tym porównań do Franka Millera usiłującego nadrabiać niedostatki warsztatu (w końcu swą pełnowymiarową karierę rozpoczął jeszcze jako nastolatek) poszukiwaniem nowych rozwiązań formalnych, których głównym celem było nie tyle popisywanie się swymi umiejętnościami graficznymi, co raczej kamuflowanie ich braków. Czasami tego typu eksperymenty trafiały w pustkę („Dark Knight Strikes Again”); innymi razy przyczyniały się do zaistnienia rzeczy zjawiskowych (niektóre plansze „Elektra Saga”). W przypadku Mignoli z miejsca uchwytne jest odczucie znużenia konwencją realistyczną i pragnieniem wyzbycia się narzuconych odgórnie formalnych „cugli”. Już zresztą zaczątki tak charakterystycznego dlań stylu były już wcześniej dostrzegalne, m.in. na okładkach miesięcznika „The Spectre vol.2” (epizody 7-9) oraz w mini-serii „Cosmic Odyssey” z przełomu 1988/89 roku.

Czas niestety obszedł się bez litości z formułą edytorską tegoż komiksu. W końcu od momentu premiery mini-serii upłynęło prawie ćwierć wieku. Nawet idealnie zachowane egzemplarze tegoż komiksu wskazują, że jego druku dokonano po możliwie najniższych kosztach produkcyjnych, co zresztą było wówczas regułą. Na początek zwyżki standardów pod tym względem trzeba było poczekać jeszcze niemal pół dekady. Obecne ceny zeszytów do najniższych nie należą, wzbudzając dezaprobatę znacznej grupy odbiorców tej rozrywki. Niemniej mają uzasadnienie w jakości i trwałości, nieporównywalnie górując nad komiksami doby lat osiemdziesiątych. W przeszło dwadzieścia lat po swej premierze „The World of Krypton” doczekał się reedycji w zbiorczym wydaniu. Co prawda wielbicieli Człowieka ze Stali w naszym kraju jak na lekarstwo, niemniej warto sięgnąć po tę mini-serię chociażby dla zapoznania się z wczesnymi dokonaniami Mike’a Mignoli u progu wykształcenia się jego z miejsca rozpoznawalnej maniery graficznej. Również walory czysto fabularne przemawiają na jej korzyść. Bowiem w odróżnieniu od wspominanej chwilę temu jakość edytorskiej, wymowa scenariusza wciąż ma szansę zainteresować współczesnego czytelnika rozbestwionego coraz ciekawszymi fabułami rozpisywanymi przez osobników pokroju Brada Meltzera, Briana Michaela Bendisa czy Eda Brubakera.

Szkoda, że zarząd wydawnictwa schyłku lat osiemdziesiątych nie zdecydował się pójść za ciosem inicjując zaistnienie kolejnych mini-serii traktujących o innych światach rozległego przecież uniwersum DC Comics. Thanagar, Daxam (pośrednio zresztą związany z Kryptonem), Maltus, Tamaran, Rann, Oa – to tylko ważniejsze z planet, których dzieje swobodnie mogłyby stać się kanwą dla znakomitych opowieści nawiązujących do najlepszych wzorców literatury SF, a zarazem wyzbytych tak drażliwego dla wielu superbohaterskiego sztafażu. Bo dlaczego nie? Już Larry Niven do spółki z – nomen omen – Johnem Byrne udowodnili w opublikowanej również u nas „Opowieści Gantheta”, że jest to możliwe. Być może pewnego dnia nadejdzie sprzyjająca ku temu koniunktura i doczekamy się takich właśnie fabuł udatnie rozbudowujących świat przedstawiony znany z miesięczników DC. Póki co zainteresowanym pozostaje lektura właśnie „The World of Krypton”, tudzież pod względem założeń pokrewnej jej mini-serii „Atlantis Chronicles”.

Gwoli ścisłości wypada nadmienić, że fabuła autorstwa duetu Byrne/Mignola miała swą „poprzedniczkę” w postaci identycznie zatytułowanej opowieści opublikowanej w zamierzchłym roku 1979 (trzy epizody pomiędzy lipcem a wrześniem wspomnianego roku). Był to jednak zupełnie odmienny, archaiczny Krypton doby sprzed pamiętnego Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach. Jakby tego było mało, w czasach znacznie nam bliższych, bo w latach 2009-10, do dystrybucji trafiła złożona z dwunastu odcinków historia „The World of New Krypton”. Kto wie, może to pierwszy powiew wzmiankowanej chwilę temu koniunktury na tego typu opowieści…

Przemysław Mazur

„The World of Krypton” #1-4
Scenariusz: John Byrne
Szkic: Mike Mignola
Tusz: Carlos Garzon
Kolory: Petra Scotese
Liternictwo: John Workman
Okładki: John Byrne
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji: 12.1987-02.1988
Okładka: miękka
Format: 17 x 26 cm
Druk: offset kolor
Liczba stron: 32 x 3
Cena: 75c x 4

„The World of Krypton” TP
Scenariusz: John Byrne
Szkic: Mike Mignola
Tusz: Carlos Garzon
Kolory: Petra Scotese
Liternictwo: John Workman
Okładka: John Byrne
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji: 06.2008
Okładka: miękka
Format: 17 x 26 cm
Druk: kolor
Liczba stron: 192
Cena: $14,99