RELIGIA W „TRANSMETROPOLITAN”


Genialne „Transmetropolitan” Warrena Ellisa to wizja przerażającej i zarazem zabawnej przyszłości, w której wszystko zostało rozwinięte daleko poza granicę absurdu. Fastfoody z klonowanym ludzkim mięsem czy chwilowa zmiana gatunku w ramach mody to codzienność. Oczywiście taka ewolucja nie mogła ominąć i religii. Choć sam świat, jak i historia Pająka Jeruzalema nie są całkiem pozbawione nadziei i optymizmu, to jednak nie należy ich szukać w sferze sacrum, w której panuje wyłącznie czarny humor i parodia.

Nie da się nie zauważyć, że sposób, w jaki Warren Ellis przedstawił wiarę, jest jednoznacznie negatywny. Wyznania w „Transmetropolitan” przypominają współczesne konstrukty takie jak dyskordianizm czy Kościół Latającego Potwora Spaghetti – przez absurdalność założeń i dogmatów wyśmiewają swoje bardziej poważne i tradycyjne odpowiedniki. Bo jak można traktować na poważnie, powiedzmy, wyznawców Niewidzialnego Różowego Jednorożca? Tyle że w świecie wykreowanym przez Ellisa byłaby to poważna religia, posiadająca oddanych wyznawców, którzy postępują zgodnie z jej zaleceniami. Jest to dekonstrukcja typowych zachowań religijnych, tym bardziej zabawna, im bardziej absurdalna. Mnóstwo takich wyznań znajdziemy w historii „Pająk Bicz Boży”, gdzie sam Pająk przebrany za Jezusa atakuje po kolei, słownie i fizycznie, wyznawców każdego wyznania, jakie spotyka na konwencie religijnym. W pewnym momencie powtarza biblijną scenę wyrzucenia sprzedawców ze świątyni, nie głosząc jednak niczego innego, niż niechęć do wszelkiej wiary.

Jednak nie tylko w tej krótkiej historii pojawiają się wątki religijne. W serii gdzieś w tle wciąż przewija się kościół Freda Chrystusa, a i inne wiary pojawiają się od czasu do czasu. Ta różnorodność nie ma jednak znaczenia, biorąc pod uwagę, że sensowny wybór nie istnieje.

Religia zostaje pokazana na trzy sposoby: jako zagrożenie dla indywidualnego życia czy zdrowia, jako źródło zarobków dla przepełnionych hipokryzją kapłanów i jako kompletny absurd. Niebezpieczeństwo, jakie zdaniem Ellisa niesie religia, jest ukazane podczas wizyty Pająka w rezerwacie Tikal, w którym ludzie żyją jak dawni Majowie. Samo składanie ofiar nie jest takie złe, jak wrzucanie głów owych ofiar do wody pitnej. Spowodowana tym śmiertelność jest tak duża, że od czasu do czasu rezerwat musi być zamykany z powodu śmierci całej populacji. Dużo lżejszy przykład wiary jako niszczycielskiego szaleństwa widzimy w Kościele Uwolnienia, który wymaga od swoich wiernych trepanacji czaszki, by Bóg miał łatwiejszy dostęp do ich głów. W obu przypadkach widać wyraźnie ukazanie wiary jako czegoś, co pozbawia zdolności racjonalnego myślenia. Bezwarunkowe przyjęcie dogmatów powoduje, że człowiek porzuca zdrowy rozsądek, przestając zwracać uwagę na niebezpieczeństwo związane z tym, co robi w imię wiary. Rezerwat Tikal ukazuje nam, że może to doprowadzić nawet do zagłady całej społeczności, i to wielokrotnie. Ukazanie służby bóstwom jako proszenie się o śmierć z powodu własnej głupoty to bardzo pesymistyczna wizja świata, lecz co z tymi, którzy choć będąc w strukturach wiary, zachowują własne cele i zdolność samodzielnego myślenia?

Tą właśnie grupą są kapłani. Choć sami niekoniecznie wierzący w to, co głoszą, zawsze chętni do zdobycia kontroli nad kolejną zagubioną duszyczką. Przystosowali się do życia w zglobalizowanym świecie, zmieniając religię w łatwo dostępną formę festynu. Dobrze widać to na panelu ukazującym konwent nowych religii, który wygląda jak skrzyżowanie targów Expo, wesołego miasteczka i salonu gier. Każdy może znaleźć własną wiarę na błyszczącym stoisku – czy szuka Kościoła Elvisa, leczenia wiarą na poczekaniu, picia moczu na cześć Mesjasza czy Kościoła Ennisa, prowadzonego przez wielebnego Custera. Indywidualne wyznanie zmienia się równie prosto jak styl ubierania i jest to równie przystępne. Sprawia to, że religie dostosowuje się do swoich upodobań, a nie siebie do niej: miłośnicy modyfikacji ciała i wolnej miłości bez wyrzutów znajdą swoje zbawienie w buddyzmie Równowagi Gai Matki, a niechętni zepsuciu i nieczystości miasta mogą się od niego oddzielić dzięki półreligijnej Społeczności Całkowitego Odosobnienia. Świętością może być wszystko – i norwescy bogowie, i odrzucenie odżywiania się. Ułatwienie dostępu i powstanie wielu nowych wiar, doprowadziło do komercjalizacji strefy sacrum. Fakt, że wszystko może być dla kogoś świętością, sprawia, że nic nią tak naprawdę nie jest i wydaje się naturalne wykorzystanie wizerunku Jezusa w reklamie butów do chodzenia po wodzie czy białego dymu jako oznaki wyboru wiceprezydenta. Wszelacy szarlatani, dążący do zysków, dzięki swoim wyznawcom znajdują się w raju. Świetnie widać to na przykładzie Freda Chrystusa, którego kościół ma dwa główne dążenia: poszerzyć jego wpływy i zaspokoić jego potężne libido. Nie ma tu miejsca na jakąś formę samodoskonalenia się. Dzięki swojej wierze, każdy kończy jako podopieczny szaleńca, fanatyka lub chciwca. Jednak ci sami, którzy starają się posiąść umysły i dusze jak największej liczby naiwniaków, po urażeniu ich religii w jakikolwiek sposób, wpadają w szał, zapominając o miłości bożej. I choć w tym zepsutym świecie strefa sacrum jest jednym z najbardziej dotkniętych rozkładem elementów życia, to zwykła rozmowa Pająka Jeruzalema z asystentką wciąż doprowadza siedzącego nieopodal księdza do wymiotów. Tracący kontakt z rzeczywistością, chciwi i zachowujący się jak sklepikarze – tacy są kapłani przyszłości. I jedynym, co jest bardziej absurdalne od nich, są ich religie.

Sam Pająk jest osobnikiem wybitnie antyreligijnym, mającym świadomość otaczającego go zakłamania. Od dzieciństwa żywi urazę do wszelkich form zorganizowanej religii i przeciwstawia się jej jak tylko może. Powody takiego zachowania są liczne: od traumy związanej z przystąpieniem ojca do któregoś z kultów, przez przekonanie o ich korupcji, po fanatycznie uwielbioną przez Pająka prawdę, której jego zdaniem religie się przeciwstawiają. Wiara jest dlań przeżytkiem, efektem halucynacji dawnych ludzi. Przekonany o swojej słuszności, nie zawaha się przed niczym, by zniechęcić innych do oddawania czemukolwiek czci. Takie okazje jak święta sprawiają tylko, że – czy to wulgarnością swoich publicznych wypowiedzi , czy niszczeniem dekoracji – stara się je wszystkim obrzydzić. Dzięki dystansowi do spraw wyznania, nie ma on problemu z wykorzystaniem jako fałszywej tożsamości wizerunku kapłana. Ateizm Pająka Jeruzalema jest jednym z łatwiej zauważalnych elementów jego osobowości, choć nie tak bardzo wysuwającym się na pierwszy plan w ramach serii, jak walka z politykami.

Ta antywiara jest odbiciem postawy samego Warrena Ellisa, który na pytanie o to, w co wierzy, odpowiedział: „Nie ma wyższej mocy czy boskości. Żyjemy, a potem zostajemy zakopani i karmimy robaki.” Pogląd autora, że powinniśmy się zająć życiem i dążeniem do tego, by było jak najbardziej udane, a nie tym, co nie istnieje, stanowi zapewne powód przedstawienia religii w formie takiej, a nie innej. Ellis po prostu podnosi do absurdu to, co widzi. Możliwe, że słowa Pająka o skorumpowaniu i wykorzystywaniu naiwnych przez kapłanów to sposób, w jaki twórca stara się powiedzieć nam prawdę nie tyle o świecie komiksu, a rzeczywistym.

Podsumowując – choć życie w świecie „Transmetropolitan” nie musi wcale oznaczać, że jesteś równie absurdalny, zepsuty i ogłupiały jak twoje otoczenie, to religia nie jest na pewno drogą do uniknięcia takiego losu. Wręcz przeciwnie, dołączając do kultu, wkraczasz do gniazda zgnilizny, od którego gorsza jest tylko polityka. Jeśli wyznając cokolwiek, nie wykorzystują cię szaleńcy i chciwcy, to oznacza, że sam jesteś jedną z tych szumowin. Słuszniej zrobisz, walcząc z nimi, niż szukając u nich prawdy. Nigdy nie możesz zapomnieć, że miasto jest miejscem pozbawionym Boga, a wszechwiedzący jest tylko Pająk.

Bartosz Spytkowski