SPAWN: THE ANIMATED SERIES


Spawn jako symbol popkultury ma znojny żywot. Kariera piekielnego herszta od momentu narodzin w 1992 roku przypomina sinusoidę z większą ilością schyłków niż wzlotów. Nieliczne powodzenia oraz obecną, umiarkowanie dobrą sytuację, zawdzięcza w dużej mierze mini-serialowi animowanemu „Todd McFarlane’s Spawn”, emitowanego początkowo w HBO w latach 1997-1999. Nie tak dawno temu Polacy mogli się przekonać o jego specyficzności dzięki wydaniu DVD zbierającym wszystkie odcinki plus komentarze od twórców. Piszę specyficzny, bo trudno go nazwać kreskówką sensu stricte. To nie jest nawet przeznaczone dla dzieci w jakimkolwiek wieku.

Animowany cykl o tragicznie zmarłym i międzyczasie srogo potraktowanym przez los pułkowniku Simmonsie jest w miarę wierną adaptacją komiksowego pierwowzoru Todda McFarlane’a. Owszem, tu i ówdzie zmieniono imiona co poniektórych postaci oraz dokonano modyfikacji kilku szczegółów, ale główny trzon fabuły pozostał nietknięty. To wciąż historia zdradzonego przez najlepszego przyjaciela żołnierza zepchniętego w otchłań piekielnych czeluści, gdzie w imię bezgranicznej miłości do swej ukochanej postanawia zawrzeć pakt z samym diabłem, Malebolgią. Niby prosta umowa – dusza wraz z przyjęciem roli dowódcy piekielnej hordy w zamian za powrót do najdroższej. Diabeł jednak, jak to diabeł, stworzenie podłe i przebiegłe, postąpił „nieco” inaczej. Simmons powrócił do świata żywych, ale jego ciało gniło i ulegało rozkładowi. Trzymało się kupy jedynie dzięki specjalnemu kostiumowi, pewnej formie egzoszkieletu przypominającej superbohaterskie szaty. Niemniej to nie był jego największy problem – okazało się, że Wanda podczas jego nieobecności ożeniła się z innym człowiekiem i poczęła z nim dziecko. Terry Fitzgerald, gdyż o nim mówimy, pracuje dla Jasona Wynna, dealera broni odpowiedzialnego za wydanie rozkazu śmierci na Simmonsa, który będzie przyczyną przyszłych kłopotów i niebezpieczeństw czyhających na Wandę i jej córeczkę. Simmons, zdając sobie sprawę, że dawne życie jest skończone i nigdy nie wróci, obiecuje dożywotnio chronić swych najbliższych za wszelką cenę, co z kolei nie podoba się Malebolgii, który w celu dopieczenia Spawnowi wysyła Violatora. A to jeszcze nie koniec kłopotów postrachu ulic w szkarłatnej pelerynie, bo niedługo później da o sobie znać para znanych detektywów oraz zastępy anielskie…

Jak żyję nie widziałem równie mrocznej, dekadenckiej i ciężkiej animacji amerykańskiej jak „Todd McFarlane’s Spawn”. Mroczna jest dosłownie i w przenośni. Na palcach jednej ręki można wyliczyć momenty, kiedy na ekranie pojawia się jasna paleta barw. Przez większość czasu obcujemy z nasilonymi połaciami czerni, co nadaje temu serialowi posępnego nastroju. To ma swoje wady, bo przez takie nasilenie egipskich wręcz ciemności trudno oglądać odcinki za dnia. Ale jest to uzasadnione, gdyż świat zaprezentowany przez serial został jakby opuszczony przez Boga. Dobro w nim zostało zniwelowane, by nie powiedzieć odeszło na dobre. W każdym odcinku mamy do czynienia z szumowinami i demonami czyniącymi dużo nieszczęść innym, wcale nie przezroczystym moralnie osobom. A gdy dochodzi do punktów kulminacyjnych, to trup ścieli się gęsto i nie ma tu mowy o żadnej cenzurze. Oglądając poszczególne epizody tej animacji zadziwiłem się, że do tej pory nie ujrzałem Punishera w takiej „liberalnej” formule, nie wspominając o już o Mrocznym Rycerzu z Gotham. Im dalej w las jednakże, tym robi się toporniej – po pierwszym sezonie przygotowującym nas na coraz poważniejsze tony przychodzi sezon drugi i trzeci, które bez żartów prezentują motywy występku, kary, zadośćuczynienia, rozgrzeszenia, wendety. Przewija się tutaj miłość, ale jest ona ujęta w tym mocno skorumpowanym i nieprzyjemnym świetle przyprawionym wulgarnymi dialogami i od czasu do czasu „nagimi aktami”.

I chwilami jest tak gorzko i męczeńsko, że serialu ewidentnie nie da się oglądać. Groteska tutaj w żadnej mierze nie przypomina tej burtonowskiej, gdyż została odarta z elementu autoironii i humoreski (Violator tam i gdzieniegdzie wypowie jakąś pieprzną puentę, ale jej oddźwięk nie powoduje na naszych ustach uśmiechu). Nie łudźcie się – „Spawn McFarlane’a” to smutny serial o bohaterze, któremu odebrano wszystko i pomimo tego, że stara się nadać swojemu życiu sens, to i tak przeżywa nieopisane męki, wręcz hiobowe. Powtarza się tym samym mankament z komiksów, gdzie również mieliśmy do czynienia z patosem. Tam jednak mogliśmy podniosłość wziąć w nawias, co pozwalały przerysowane rysunki m.in. Capullo i Portacio. Tutaj odbiorca nie ma żadnego oparcia. Można było je stworzyć chociażby przez muzykę, ale ona praktycznie nie istnieje, co jedynie potęguje nokturnalny charakter. A tworzyła ją nie byle jaka persona, bo sama Shirley Walker, kompozytorka odpowiedzialna za symfonię dla „Batman: The Animated Series”. Wszakże nie tylko ona z obozu dawnego „Nietoperka z kwadratową szczęką” pomagała przy przygodach Spawna. Swoje znaczące role odegrali również reżyser Frank Paur i Eric Radomsky, którzy postarali się, ażeby skrajnie koturnowy charakter komiksowego Spawna nie śmieszył tak jak na papierze. Nieoczekiwanie jednak z jednej skrajności poszli w drugą…

Nie chce bynajmniej stwierdzić, że „Todd McFarlane’s Spawn” to zły serial. Absolutna zdeprawowany świat serialu może zauroczyć i sprawić niezapomniane wrażenia, a z kunsztem dopracowane tła i ruchy postaci zasługują na szacunek. Dodatkowym pozytywem polskiej edycji są dodatki w postaci komentarzy twórców (głównie samego McFarlane’a), ukazujących serial od kuchni. Niemniej podobnie jak komiksy z Spawnem, tak i ten serial będzie maił swoich zagorzałych zwolenników i oponentów. Dla mnie ma wartość w tym sensie, że podobnie jak swego czasu w „Aon Flux”, ekipa wyżej omówionego serialu przypomniała, jak wiele niezbadanych rejonów jest do odkrycia w animacji i ile ma ona do przekazania, o ile nie będzie się jej zamykać w enklawach kategorii wiekowych. Dostrzegli to amerykańscy krytycy, którzy nagrodzili serial dwa razy z rzędu nagrodą Emmy oraz Golden Reel Awards. Triumf ten McFarlane chce powtórzyć wraz z IDT Entertainment, wraz z którym planuje tworzyć kolejną animowaną serię o Spawnie. I bardzo dobrze, że myśli o kontynuacji, gdyż pierwsza seria kończy się dość niefortunnie szybko i w dodatku w momencie pozostawiającym po sobie więcej pytań niźli odpowiedzi. Oby tylko ekipa twórców znalazła przy tym projekcie złoty środek, którego momentami brakowało mi przy pierwszej animacji.

Michał Chudoliński

Korzystałem z: „Toon Zone presents: Spawn”

„Spawn: The Animated Collection, 10th Anniversary Signature Edition” (4 DVD)
Reżyseria: John Hays i inni
Scenariusz: Rebekah Bradford i inni
Muzyka: J. Peter Robinson, Shirley Walker i inni
Producent wykonawczy: Todd McFarlane
Wytwórnia: HBO
Rok produkcji: 1997-1999
Rok wydania polskiego: 15.02.2008
Czas trwania: 583 minuty
Zawartość: 18 odcinków serialu wraz z komentarzami twórców oraz wywiadu z Toddem McFarlanem zza kulis animacji
Napisy: angielskie, polskie, greckie, portugalskie
Cena: 89,00 zł