Jak zapowiedział Christopher Nolan, wbrew antycypacjom wielu fanów, w kolejnej kinowej odsłonie przygód Batmana jego przeciwnikiem nie będzie niestety Riddler; tym samym szansy zagrania go nie dostanie – zdaniem wielu idealny do roli – Johnny Depp. Z kim zatem przyjdzie Mrocznemu Rycerzowi miasta Gotham krzyżować miecze? Cóż, to pozostanie na jeszcze jakiś czas zagadką. W między czasie proponuję rzut okiem na wcześniejsze ekranowe występy Edwarda Nygmy, skoro przyjdzie nam czekać jeszcze długo, nim zobaczymy go po raz kolejny na dużym ekranie…
Riddler jest świetnym przykładem na to, jak wykorzystanie postaci w „innych mediach” może wywrzeć wpływ na losy jej komiksowego pierwowzoru. Gdy mający obsesję na punkcie zagadek przestępca po raz pierwszy pojawił się w pilotowym odcinku serialu z Adamem Westem w roli Człowieka-Nietoperza, uchodził za jednego z mniej znanych przeciwników Batmana. Ściślej mówiąc, wcześniej pojawił się w komiksie raptem… trzy razy(!) i to w dodatku na przestrzeni prawie dwudziestu lat. Być może byłby to jedyny „poza-komiksowy” występ tej postaci, jednak tak się złożyło, że telewizyjny „Batman” miał w zwyczaju co tydzień angażować aktora o wielkim (w owym okresie) nazwisku do odegrania roli antagonisty w danym odcinku. Z tego powodu przez serial przewinęli się między innymi Vincent Price, Eartha Kitt, Cliff Robertson, George Sanders, Cesar Romero i – przede wszystkim – Frank Gorshin!
Ten, mając swobodę zabawić się mało znaną postacią Riddlera, wykonał kawał świetnej roboty, kreując niezwykle barwnego złoczyńcę. Wcielanie się w rolę Człowieka-Zagadki (celowo nie piszę o Nygmy’e, gdyż prawdziwe imię postaci nie padło ani raz w serialu) wpasowywało się co prawda idealnie w barwny i kampowy (kiczowaty) klimat serialu, ale za razem było przesiąknięte obsesyjnością, zawiścią i nutką obłędu. W odróżnieniu od większości antagonistów z serialu, Riddler Gorshin’a mógł spokojnie sprawdzić się w jakiejś poważniejszej odsłonie i definitywnie wybijał się ponad innych przeciwników Człowieka-Nietoperza. Z łatwością można było uwierzyć, że choć zabawny, może być również niebezpieczny i nieobliczalny. W dodatku scenarzyści popisywali się wymyślając coraz to nowsze zagadki, którymi Riddler zasypywał Batmana z każdym kolejnym przybyciem. Gorzej było z fabułami odcinków, ale – jak już wspomniałem – serial z samego założenia był kiczowaty i prześmiewczy.
W jednym z odcinków Riddler wyzywa Batmana na pojedynek w ringu (bo jak dobrze wiemy ma szanse). W innym oskarża Batmana o najście – wiedząc, że bohater będzie się musiał zdemaskować, aby stanąć przed sądem. Jeszcze innym razem przebiera się za Charliego Chaplina i dokonuje serii filmowo-tematycznych przestępstw… No właśnie! Nie licząc zagadek, ta wersja Riddlera chwilami o wiele bardziej przypominała w swojej naturze Jokera, czemu wyraźnie sprzyjał fakt, że podobnie jak on, Człowiek-Zagadka miał tendencję do wybuchania maniakalnym śmiechem i rzekłbym nawet, że robił to lepiej niż postać grana przez Cesara Romero! Koniec końców Riddler powrócił w serialu jeszcze wiele razy i prędko stał się jednym z czterech głównych przeciwników Batmana (u boku Jokera, Pingwina i Catwoman). Co ciekawe, w jednym odcinku w miejsce Gorshina pojawił się John Austin ( możecie go kojarzyć jako Gomeza z rodzinny Adamsów), który – pomijając już brak fizycznego podobieństwa między aktorami – nawet nie zgolił swoich wąsów! Z drugiej strony Cesar Romeo, odgrywając Jokera, nie zgolił nigdy ukrytych pod makijażem wąsów… Nie mówię, że Austin zagrał słabo – po prostu jego wybór był co najmniej dziwny. Na szczęście to Gorshin pojawił się (w raz z resztą przytoczonego wyżej kwartetu) w pełnometrażowej wersji serialu, znanej z bat-sprayów na rekiny i pobitego rekordu świata w historii dedukcji (Robin wpada na to, że za zbrodnią na morzu stała Catwoman, ponieważ fonetycznie w języku angielskim wyraz morze – sea – brzmi jak litera „c”!).
W swoim ostatnim serialowym występie Riddler zadaje Batmanowi zagadkę: „Co wraca, kiedy się to wyrzuci?” Ten, odpowiada, że bumerang! „Właśnie! I ja jestem takim bumerangiem! Jeszcze powrócę!” rzuca Człowiek-Zagadka. Prorocze słowa! Od tej pory Riddler na stałe wkomponował się w galerię przeciwników Batmana, nie tylko w komiksie, ale także w lwiej części późniejszych adaptacji. W podobny sposób występ w adaptacji przysłużył się lata później postaci Brzuchomówcy – Arnolada Weskera, który po pojawieniu się w „Batman: TAS” prędko zyskał o wiele większą popularność w komiksie.
Riddler pojawił się już w pierwszym animowanym serialu Filmationu o Batmanie („The New Adventures of Batman”), jednak ta wersja była… dziwna. Telewizyjne produkcje animowane w tamtym okresie co prawda nie zaliczały się do najambitniejszych, ale głos Riddlera wyjątkowo do niego nie pasował. No bo co to za mistrz zagadek o niewyobrażalnie wysokim IQ, który duka wszystko to, co mówi? Błąd został prędko naprawiony kilka lat później w serialu Hanny-Barbery „Challenge of the Super Friends”. Tam Riddler zyskał nie tylko odpowiedni szyderczy głos, ale również stał się członkiem słynnego Legionu Zagłady (u boku Lexa Luthora, Brainiaca, Bizzaro czy Groda). Jaka była jego rola w tej ekskluzywnej, planującej zdobyć władzę nad wszechświatem ekipie? Ależ oczywiście wysyłać bohaterom zagadki mówiące, gdzie złoczyńcy planują znowu uderzyć… Zastanawiam się, czy aby na pewno zawsze konsultował z innymi pozwolenie na to, czy też biedny Luthor głowił się godzinami nad tym, jakim cudem Superman i reszta znają ich najbardziej sekretne plany. Biorąc pod uwagę, że zespół Luthora liczył (poza nim) dwunastu członków i wszyscy spędzali czas zgromadzeni przy jednym długim stole, aż prosiło się o scenę, w której wszyscy wytykają Riddlera krzycząc: „Judasz”! Nie to, żebym się naśmiewał z niemalże maniakalnej obsesji tej uwielbiającej łamigłówki postaci. Po prostu co innego, gdy bawił się on solo z Batmanem w kotka i myszkę, a co innego, jak jego osobliwe widzimisię narażało na złapanie całą hordę „kolegów po fachu”…
Poważniej do postaci Riddlera spróbowali podejść twórcy „Batman: The Animated Series”. Nie było mowy o chichoczącym Riddlerze, latającym w zielonych rajtuzach ulicami Gotham. Ich wersje przeciwników Batmana miały być nie tylko mroczniejsze, ale również psychologicznie wiarygodne. Riddler okazał się mieć – wbrew pozorom – jeden z trudniejszych charakterów. Choć z jednej strony kreacja Franka Gorshina pozostawiła po sobie wiele inspiracji i wskazówek, jak powinna się prezentować ta postać, należało być ostrożnym, by nie wyszła zbyt podobna Jokerowi. Pomimo obecnej groteski, poczucie humoru Riddlera musiało być w związku z tym bardziej subtelne, a osobowość opanowana. Za takiego w końcu chce uchodzić Riddler – za intelektualistę, nie prawda? Na marginese dodam, że głosu Człowiekowi-Zagadce użyczył znakomity robotę John Glover, który po latach powrócił podkładając głos w grze „Arkham Asylum”.
O wiele większym wyzwaniem stojącym przed „Batman: TAS” były fabuły kolejnych odcinków. Twórcy nie mogli wałkować (oklepanego już) schematu: „Riddler dokonuje serii przestępstw, wysyła Batmanowi wskazówki, ten je rozwiązuje, łapie go i dobranoc, dzieciaczki!”. Starali się, by każdy epizod był nie tylko inny, ale w jakimś stopniu zgłębiał osobowość przestępcy. Większość scenariuszy z Riddlerem okazywała się być albo zbyt skomplikowana i pogmatwana, albo zbyt dziecinna i cudaczna. Problemem były tu przede wszystkim zagadki! W komiksie (czy też serialu z Adamem Westem) scena, gdzie bohaterowie siedzą rozwiązując nadesłaną zagadkę miała ręce i nogi, w animacji nie było to już takie proste. No bo po pokazać? Gadające głowy? Jeśli bohaterowie rozwiążą zagadkę zbyt łatwo, nie będzie to ani trochę wiarygodne, a jeśli będą siedzieli nad nią za długo, scena zrobi się zbyt długa. Rozwiązywanie zagadek musiało być zatem wpisane w przebieg akcji.
Pisanie zagadek dla bohatera, który z założenia ma być niewyobrażalnie mądry okazało się być sporym wyzwaniem i Riddler ostatecznie pojawił się w tylko trzech odcinkach serialu. Pomijam tu oczywiście tak zwane cameo, czyli drobne wystąpienia gdzieś w tłumie, bądź na ekranie bat-komputera, choć warty jest wzmianki dialog w jednym odcinku, gdzie Batman po walce z tajemniczym, przebranym za szamana jegomościem, wraca do bat-jaskini i na dzień dobry pyta się Alfreda: „Co szaman Majów robił na dachu?”, co lokaj z miejsca interpretuje, że panicz próbuje rozwiązać kolejną z zagadek Riddlera…
Nie da się ukryć, że w pierwszych dwóch odcinkach („If your so smart why aren’t you rich?” i „What is reality?”) zastosowano dosyć podobny schemat – Batman stara się pokrzyżować jakiś plan Riddlera, a ten – w celu wyeliminowania go – zwabia go do stworzonego przez siebie świata (w pierwszym przypadku jest to mechaniczny labirynt, w drugim wirtualna rzeczywistość), gdzie dręczy Człowieka-Nietoperza różnymi zagadko-tematycznymi pułapkami, a każdy odcinek kończy się zagadką ze strony Batmana skierowaną do widza.
Warto także zwrócić uwagę na odcinek „Cape and cowl conspiracy”, który zadebiutował w serii na długo przed pierwszym epizodem Riddlera. Tu przeciwnik Batmana, specjalista od śmiercionośnych pułapek imieniem Wormwood – z charakteru zbliżony do Edwarda Nygmy intelektualista-pyszałek – nie tylko ma manierę przysyłania swoim ofiarą zagadek, ale gdy z jakiegoś powodu zleceniodawca żąda od Wormwooda, by przyniósł mu maskę i pelerynę Batmana, ten o wiele bardziej niż zapłatą zainteresowany jest chęcią poznania, co się za tym kryje. Oglądając odcinek można odnieść silne wrażenie, że w pierwszej wersji miał być on poświęcony właśnie Człowiekowi-Zagadce, ale autorzy w ostatniej chwili zmienili zdanie i uważając, że historia jest za banalna, jak na tę postać, zastąpili ją nowym bohaterem.
Niestety, gdy parę lat po zakończeniu „Batman: TAS” twórcy spróbowali odświeżyć serię, tworząc „The New Batman Adventures”, prawie w ogóle nie spróbowali się zmierzyć z naszym bohaterem. Riddler pojawił się raptem dwa razy, dosłownie na moment i w sumie było to bardziej drażniące niż gdyby nie pojawił się w ogóle. No bo po co było zaostrzać apetyty fanów, skoro nawet nie planowano, by postać pojawiła się w serialu?
W tym samym czasie Riddler zaliczył występ w cross-overowym odcinku „Superman: TAS”, w króeym Człowiek ze Stali bada zaginięcie Bruce’a Wayne’a w Gotham City. Niestety rola Człowieka-Zagadki ograniczyła się do dwóch zdań i zebrania po gębie. Próbą „zrewanżowania się” animowanemu uniwersum DC mógł być planowany sequel filmu „Batman Beyond: Return of The Joker”, w którym poza Catwoman (na której miała się koncentrować fabuła), miała pojawić się emerytowana wersja Edwarda Nygmy! Filmu niestety nie zrealizowano, gdyż miał być jeszcze mroczniejszy od dyndającego na granicy wytrzymałości cenzorów „Powrotu Jokera”.
Odkładając na bok animacje, warto wspomnieć o chyba najbardziej kojarzonym poza-komiksowym występie Riddlera, a mianowicie o filmie „Batman Forever”. Film słynie z rozbieżnej opinii na jego temat. Są tacy, którzy widzą go jako całkiem wierne oddanie komiksu, inni jako jego parodię. Są tacy, którzy widzą go bliższym pierwszym dwóm ekranizacjom Tima Burtona (który był także producentem „ Batmana Forever”), zdaniem innych film ten niewiele się różni od późniejszej profanacji w postaci „Batmana i Robina”. Cokolwiek by nie mówić, odgrywający rolę Riddlera Jim Carrey przez wielu uważany jest za jeden z największych atutów filmu. O ile wcielający się w Two Face’a Tommy Lee Jones marnie wypada w roli antagonisty, błaznując na prawo i lewo (ciężko winić aktora – to była jego pierwsza rola tego typu – także baty należą się scenarzyście, który zapomniał, że postać ta powinna być mroczna, na pewno nie zabawna), o tyle Carrey daje Edwardowi Nygmie kopa energii, dzięki któremu przyjemnie się go ogląda przez większą część filmu.
W zaproponowanej kreacji Człowieka-Zagadki można dopatrzyć się o wiele więcej inspiracji nie komiksami, a wcześniejszym „Batman: TAS”, gdyż widoczne są w niej elementy charakteru pojawiającego się w animacji Mad Hattera oraz Hugo Stange’a. W filmie Edward Nygma jest niedocenianym całe życie naukowcem mającym obsesję na punkcie Bruce’a Wayne’a. W sumie odzwierciedla odczucia wielu mieszkańców Gotham, którzy muszą na co dzień znosić obecność milionera-playboya w swoim mieście. Ilu z nich dałoby się pokroić, aby znaleźć się w jego skórze? (Rzecz jasna pomijając cały fragment o traumie po zabójstwie rodziców.) Edward marzy o zostaniu partnerem Bruce’a, jednak gdy podczas demonstracji swojego wynalazek, projekt zostaje uznany za zbyt nie-etyczny i odrzucony, miłość do idola przeradza się w chęć zemsty. Niebawem Nygma zabija jednego z przełożonych i łączy szyki z planującym pozbyć się Batmana Two-Face’em, oferując mu pomoc w odkryciu tożsamości Batmana, jeśli ten pomoże mu zdobyć pieniądze do wyprodukowania swojego wynalazku, który planuje wykorzystać do wyssania inteligencji z mieszkańców Gotham City…
Motywacja do przejścia na złą stronę jest ciekawa, a Carrey gra Człowieka-Zagadkę równie atrakcyjne, co Gorish, czyniąc ze swojego Riddlera postać nie tylko zabawną, ale także diaboliczną i psychopatyczną. Bez dwóch zdań to najlepiej zagrany antagonista w wersji Shumachera… Ba! Bez problemu wpasowałby się w wizje Burtona. W dodatku towarzyszy mu mrowie świetnych psychodelicznych kostiumów, choć zdaniem niektórych fanów nazbyt często zmieniających się.
Pytanie tylko, gdzie w tym wszystkim zagadki? Obsesja na punkcie łamigłówek nie może wziąć się po prostu z powietrza, gdzieś musi znajdować się jej geneza, w dodatku wpisana w narrację filmu. Cóż, na upartego tak jest – Bruce mówi do Edwarda, że jego projekt zostawia „zbyt wiele pytań” i z tego też powodu po zabiciu swojego szefa, zaczyna on podsyłać Bruce’owi zagadki, z których rozwiązania detektyw dedukuje prawdziwą tożsamość mordercy… Naciągane to bardzo mocno i ponad owe „wskazówki” nie ma tak naprawdę powodu, by Riddler nazywał się tak, a nie inaczej. W każdym razie autorzy filmu mogli urozmaicić to bardziej ponad cztery wspomniane łamigłówki i przewijające się wszędzie znaki zapytania.
Przyznam się, że zawsze bawił mnie do łez moment, w którym Bruce Wayne łączy ze sobą cztery zagadki i dzięki temu odkrywa tożsamość Riddlera. Zawarte w nich cyfry 13, 1, 8 i 5 przenosi na litery alfabetu, po czym nagle – ni z gruchy ni z pietruchy – zmienia zdanie, wyciągając wniosek, że cyfry 1 i 8 muszą zostać połączone w liczbę 18. W efekcie otrzymuje trzy litery: „M”, „R” i „E”, co odczytuje najpierw jako „Mr. E” (Pan E.), lecz co brzmi również jak słowo mystery (ang. tajemnica), którego synonimem jest enigma. „Mr. E. Nigma” – pięć sekund namysłu i zszokowana twarz – to przecież Edward Nygma! Nawet Alfred gratuluje paniczowi mówiąc, że jest mądrzejszy niż mu się wydawało. Z drugiej strony, czy naciągnięta dedukcja Bruce’a jest gorsza od tej klasycznej, stosowanej przez Sherlocka Holmesa? No i z całym szacunkiem, czy nie jest to rodzaj kiczu, dla którego ludzie czytają komiksy z superbohaterami?
Wtrącić można, że w odróżnieniu od sytuacji uśmiercania łotrów w filmach Burtona, w „Batman Returns” Riddler ląduje na koniec w zakładzie dla obłąkanych (Arkham, rzecz jasna), ponieważ Schumacher wolał nie zabijać przeciwników Batmana na wypadek, gdyby studio chciało wykorzystać ich ponownie, a w „Batman i Robin” widoczny jest przez moment jego kostium.
Ku zaskoczeniu fanów, dosyć ciekawe podejście do postaci Riddlera zaproponowali autorzy powszechnie pogardzanego „The Batman”. Serial od początku cieszył się mianem profanacji – kreska była zupełnie niebatmanowa, fabuły nie miały w większości polotu znanego z „Batman: TAS”, stawiając głównie na akcję i bijatyki, a proponowana wersja niektórych postaci – chociażby Jokera – wołała o pomstę do nieba. Jednym z nielicznych plusów serialu okazał się Riddler, do którego autorzy podeszli zadziwiająco z głową. Na dzień dobry – wygląd postaci był zupełnie nowy, ale interesujący. Szczupłą sylwetką, bladą skórą i długimi czarnymi włosami Człowiek-Zagadka przypominał Marilyna Mansona, jego usta ozdabiały czarne tatuaże. Nie tylko wygląd stał się mroczniejszy, ale także głos (Robrt Englund –Freddy Kruger), jak i osobowość. Scenarzyści nawet nie próbowali dodać mu nieco humoru – Riddler jest zimny, sadystyczny i nieobliczalnie inteligentny. Ma na usługach bandę hakerów, choć, jak to zostało pokazane, samemu jest w stanie przy użyciu jednego komputera manipulować praktycznie całym Gotham City. Wreszcie pojawia się jakieś wyjaśnienie dla jego poczynań – w tym przypadku jest to nieudane dzieciństwo z obśmiewającym jego talenty ojcem Neandertalczykiem, a także tragiczna historia miłosna, które odbijają się piętnem na Edwardzie, skutkując fiksacją i czerpaniem przyjemności ze zmuszania innych do mierzenia się z nim intelektualnie (gra tym ciekawsza, jeśli zależy od tego ich życie), także pogardą do tych, których uważa za głupszych od siebie (czyli praktycznie wszystkich). Nawet w momencie, gdy Riddler łapie Batmana, nie demaskuje go, bo nie widzi w tym przyjemności i postanawia zagrać w nim w grę – Mroczny Rycerz musi odpowiedzieć „tak” lub „nie” na 20 pytań, z których Riddler wydedukuje jego tożsamość, a Batman nie może skłamać, ponieważ jest podłączony do wykrywacza kłamstw i za każdą nieprawdziwą odpowiedź więziona policjantka zostaje porażona prądem.
Choć, podobnie jak w „Batman: TAS”, Riddler pojawia się zaledwie w garstce odcinków, dwa z nich („Riddled” i „Riddlers Revange”) spokojnie można uważać za najlepsze w serii, którym poziomem niewiele brakuje do poprzedniego serialu. Co ważne, scenarzyści zadbali o kilka naprawdę rewelacyjnych zagadek (zawsze dając dosyć czasu, by widz sam spróbował na nie odpowiedzieć). Ktoś mógłby tu powiedzieć, że w takim razie nie były one za trudne, skoro widz mógł rozwiązać część równie szybko, co Batman, ale to po części cała frajda związana z tą postacią – zmuszenie do uruchomienia szarych komórek.
Pomijając krótki występ w „Under Red Hood” (gdzie Człowiek-Zagadka nie robi nic ponad zbieranie cięgów od Robina), ostatni – na ten moment – ekranowy występ Riddlera miał w „Batman: The Brave and the Bold”. Jego wygląd oparty został na najstarszej wersji komiksowej, która w animacji prezentuje się… zadziwiająco dobrze! Głos doskonale pasuje do postaci, zagadkowe gadżety są wizualnie fajne (jak nie kostki Rubika to puzzle), a za zabawny akcent trzeba uznać, że jego osiłki noszą stroje z takimi symbolami: „!”, „*”,
„@” czy „#”… Niestety scenarzyści nie wysilili się z łamigłówkami. Tym samym bohater rzuca albo najstarsze zagadki świata („Co to za zwierzę, które chodzi o czterech nogach o poranku, dwóch w południe i trzech wieczorem?”) albo (drażniąc zagorzałych fanów) powtarza teksty z „Batman: TAS”. Nie da się jednak ukryć, że odcinek „The Criss Cross Conspiracy” zalicza się do najlepszych epizodów serialu, choć głównie dzięki znakomitej kreacji postaci Batwoman.
Nie da się ukryć, że Riddler – choć nie cieszy się w serialach taką „frekwencją”, jak Joker czy Pingwin – zapada w pamięci równie dobrze, co oni, stawiając przed widzem, jak i przed scenarzystami to, co robi najlepiej – wyzwanie intelektualne. A co dalej? Na tą zagadkę tylko czas odpowie…
Maciek Kur