PODSUMOWANIE 2010

„PARSZYWA TRZYNASTKA”


Jak co roku, związani z naszym Magazynem redaktorzy – dokładnie trzynastu – pokusili się o ocenę rodzimego rynku komiksowego, wypowiadając swoje zdanie w kilku wybranych kategoriach. Tym razem skonstruowaną na tę potrzebę ankietę poszerzyliśmy o dwie kategorie: „Najlepsza seria ukazująca się na polskim rynku” oraz „Najciekawszy tytuł wydany zagranicą”. Drugą z nich można potraktować jako swego rodzaju rekomendację – wiele z wymienionych tytułów prawdopodobnie usatysfakcjonowałaby czytelników komiksu nad Wisłą. Oto wyniki:


NAJLEPSZY RYSOWNIK PUBLIKOWANY W POLSCE W ROKU 2010 (UZASADNIENIE):


Marcin Andrys: Juanjo Guarnido ponownie czaruje swoimi rysunkami. Czytanie czwartego tomu „Blacksada” to czysta rozkosz dla oczu. Trudno oderwać wzrok od kolejnych plansz. Szkoda, że albumy cyklu powstają w tak wolnym tempie.

Tomasz Brzozowski: Chyba tym razem Grzegorz Rosiński. Za „Thorgala” i za okładkę do „Kriss de Valnor”.

Michał Chudoliński: Régis Loisel. Już w „Piotrusiu Panie” pokazał swój nieprzeciętny talent, ale dzięki współpracy z Jeanem-Louisem Trippem przeskoczył i tak wysoko postawioną poprzeczkę. Przysłowiową „wisienką na torcie” w przypadku jego prac są drobne szczególiki dziejące się w drugim i trzecim planie, poprzez które ma się wrażenie, że świat przedstawiony tętni życiem. Do tego nastrojowość niektórych scen z „Składu głównego” potrafi działać relaksacyjnie.

Konrad Dębowski: Jiro Taniguchi. Lubię takie czyste i przejrzyste, realistyczne rysunki.

Robert Góralczyk: Jiro Taniguchi. Rysunki tego japońskiego rysownika zdumiewają mnie nieustannie. Komiksy jego autorstwa są lepsze lub gorsze scenariuszowo, jednak graficznie jest to prawdziwy majstersztyk.

Arek Królak: Bezian. Nareszcie doczekałem się komiksu mojego ulubionego artysty komiksowego w Polsce! Wprawdzie jest on jeszcze lepszym scenarzystą niż rysownikiem, ale to, co zaprezentował w „Niczego nie dotykać” i tak wbija w ziemię.

Jakub Koisz: Juanjo Guarnido. Zachwycił mnie wraz z pierwszym tomem „Blacksada” i ciągle robi wrażenie, mimo że już cztery tomy „Blacksada” mam na półce. Rysownik dekady.

Damian Maksymowicz: Gabriele Dell’Otto. „Tajna wojna” była komiksem poprawnym jeśli chodzi o scenariusz – Brian Bendis nie wspiął się tu na wyżyny swego pisarskiego talentu… Ale za to oprawa graficzna – palce lizać! Ucztą dla mych oczu było oglądanie ilustracji włoskiego rysownika.

Przemysław Mazur: W tym cały problem, że mnóstwo tych rysowników i oby więcej podobnych „problemów”. Ze względu na pieczołowitość w oddaniu kultury materialnej dawnych mieszkańców Mezopotamii („Księga Genesis”) decyduję się na Roberta Crumba.

Mikołaj Ratka: Jak zwykle trudny wybór. Czy wskazać Roberta Crumba, który wyjątkowo skrupulatnie zilustrował tekst biblijnej Księgi Rodzaju? Czy na wyróżnienie nie zasługuje Enki Bilal, w każdym kolejnym albumie zachwycający genialną oprawą graficzną? A może wybrać Tardiego, za jego prostą, ale bardzo swobodną kreskę? Wspomniani twórcy należą wg mnie do absolutnej czołówki rysowników publikowanych w Polsce w minionym roku, jednak na pierwszym miejscu postanowiłem umieścić duet Loisel-Tripp. Rysunki do „Składu głównego” zapierają dech. Warto podkreślić, że niemal wszystkie kadry w komiksie mają wyrysowane szczegółowe tło!

Michał Siromski: Andreas. „Arq” nie oszałamia może wizualnie tak jak „Rork” czy „The Spitzner Museum’s Wax Woman”, dowodzi jednak bezdyskusyjnego mistrzostwa. W komiksach Niemca wszystko jest na swoim miejscu, żaden kadr, żaden detal nie jest zbędny.

Piotr Skonieczny: Andreas. Niezmiennie jestem zachwycony dokładnością, pieczołowitością i dynamiką jego rysunków. Andreas operuje kreską, którą mogę podziwiać godzinami i wciąż nie będę miał dosyć.

Jakub Syty: Grzegorz Rosiński. Niezmiennie podoba mi się ewolucja rysunku mistrza pędzla ze Stalowej Woli, który ku mej uciesze bawi się materią komiksu, choć zdecydowanie bardziej od strony plastycznej niż – jak powiedzmy lubujący się w eksperymentach na planszy Andreas – od strony formalnej. Kilka kadrów z „Bitwy o Asgard” bardzo chciałbym powiesić w ramkach na ścianie, nie mówiąc o okładce „Kriss de Valnor”.


NAJLEPSZY SCENARZYSTA PUBLIKOWANY W POLSCE W ROKU 2010 (UZASADNIENIE):

Marcin Andrys: Robert Kirkman potrafi umiejętnie stopniować napięcie oraz płynnie przechodzić do kolejnych wątków, dodawać nowych bohaterów do swojej postapokaliptycznej epopei. U niego nawet ograne schematy nabierają lepszej jakości. Po skończeniu kolejnego tomu, momentalnie nasuwa się pytanie – kiedy następny?

Tomasz Brzozowski: Yves Sente. Ten, który przejął schedę po van Hamme’ie w kwestii rozwoju świata Thorgala. Może historie przez niego wymyślane mają nieco inny klimat, ale aktualnie uważam, że postać Sente’go jako scenarzysty rokuje Thorgalowi (i jego rodzinie) zdecydowanie pozytywnie.
Na marginesie, uważam, że nazwa 32. albumu serii została źle sformułowana (przynajmniej jeśli chodzi o polskie wydanie). Piszę tak, bo bitwa „o” Asgard, sugeruje tytaniczne starcie dwóch światów na krawędzi wojny (tudzież zagłady), a tymczasem my tam raczej mamy bitwę „w” Asgardzie pomiędzy wojskami Lokiego i Jolana, i tyle.

Michał Chudoliński: Alex Robinson. Uwielbiam patrzeć, jak Robinson bawi się komiksową formą, buduje specyficzną atmosferę między scenami i potrafi przejść w mgnieniu oka z komedii do dramatu. Jego historie są przemyślane od początku do końca.

Konrad Dębowski: Ex aequo Bill Willingham/Robert Kirkman. Jak mówi porzekadło: „Nie jest trudno dostać się na szczyt, sztuką jest się na nim utrzymać”. Wyżej wymienieni jak dotąd nie zawodzą.

Robert Góralczyk: Andreas. Czytając „Arq” mogliśmy się przekonać, że „Rork” to nie jest jedyna genialna seria tego twórcy.

Arek Królak: Andreas. To, co się dzieje w drugim integralu „Arq” to czyta komiksowa ekstaza. Andreas tworzy komiks opowiadając nie tylko słowem i rysunkiem, ale dosłownie wszystkim – kolorem, kompozycją planszy, techniką rysunku, nawet formatem albumu. A najlepsze jest to, że nie są to czysto artystyczne eksperymenty, ale prawdziwa, zapierająca krew w żyłach opowieść.

Jakub Koisz: Andreas. „Arq” to skomplikowana, wielowarstwowa historia, która zjada na śniadanie pomysły wszystkich braci Nolanów, Strugacckich, Golców… Świetna, ale i wymagająca fabuła.

Damian Maksymowicz: Robert Kirkman. „Żywe trupy” to seria, która wciąga jak ruchome piaski i zaskakuje niezmiennie tym, czego jest w stanie dokonać człowiek by przeżyć. Część moich znajomych, którzy komiksów nie czytują, po obejrzeniu serialu na podstawie dzieła Kirkmana pożyczyła ode mnie komiks – ich reakcje były bardzo entuzjastyczne.

Przemysław Mazur: Tandem Regis Loisel/Jean-Louis Tripp. Obaj panowie sprawili, że po prostu nie mogłem oderwać się od „Składu głównego”.

Mikołaj Ratka: Może nie wskazuje na to miejsce drugiego tomu „Arq” w moim rankingu, ale stawiam na Andreasa. Nawet nie tyle za samą historię, co za perfekcyjne opanowanie języka komiksu. Dla wszystkich adeptów konstruowania scenariuszy komiksowych „Arq” powinien być obowiązkową pozycją i niezastąpionym „podręcznikiem”.

Michał Siromski: Craig Thompson. Prostota stylu, szczerość w portretowaniu siebie i umiejętność autorefleksji sprawiają, że wobec opowieści Thompsona nie można przejść obojętnie. „Blankets” na trwałe moim zdaniem wpisał autora do kanonu największych twórców komiksu w historii – „Dziennik podróżny” dowodzi, że nie był to jednorazowy wyskok.

Piotr Skonieczny: Andreas. Bawiąc się w analogie do filmu, zawsze podkreślam, że scenarzysta komiksowy łączy w sobie wiele funkcji, a zwłaszcza scenarzysty i reżysera. Mam tu na myśli m.in. tworzenie ujęć, wykorzystywanie perspektyw, planów, tworzenie kompozycji planszy, kształt kadrów, relacje między nimi i wiele innych elementów, które składają się na techniczną, formalną stronę opowiadanej historii. W przypadku, gdy ową reżyserią komiksową zajmuje się rysownik, bo np. scenarzysta nie zostawił w tym względzie precyzyjnych wytycznych, to rysownik w istocie jest współscenarzystą. Andreas, obok Alana Moore’a, to najlepszy „reżyser” w komiksowej branży. Ponieważ Moore nie zachwycił w tym roku, wyróżnienie przyznaję właśnie Andreasowi.

Jakub Syty: Za misterne budowanie szeroko zakrojonej intrygi w „Arq” tytuł najlepszego scenarzysty przyznaję Andreasowi.


NAJLEPSZY POLSKI KOMIKS WYDANY W KRAJU W ROKU 2010 (UZASADNIENIE):

Marcin Andrys: „Powstanie ‘44 w komiksie. Antologia prac konkursowych 2009”. Prace zawarte w niniejszym zbiorze prezentują wysoki poziom i z niecierpliwością czekam na antologię zbierającą komiksy z IV edycji konkursu.

Michał Chudoliński: Jednotomowa reedycja „Osiedla Swoboda” Michała Śledzińskiego. Rubaszna i z jajem poprowadzona blokowa epopeja, wiele mówiąca o polskich realiach na spółdzielniach mieszkaniowych. Warto także zwrócić uwagę na „Element chaosu” Jakuba Rebelki. Co prawda nie jest to komiks w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale za to przepiękny zbiór prac utalentowanego rysownika który daje popis swoich umiejętności.

Konrad Dębowski: „Osiedle Swoboda”. Czasy świetności „Produktu” przypadły akurat na okres mojego zupełnego braku zainteresowania komiksami. Miło jest wreszcie móc przeczytać komiks, o którym tyle dobrego się słyszało.

Robert Góralczyk: „Bler: Lepsza wersja życia”. To co prawda tylko początek historii, ale mój głos idzie właśnie na ten komiks. Stawiam na to, że kontynuacja również mnie nie rozczaruje.

Arek Królak: „Fara”. Ze względu na rysunki Raczkiewicza. Scenariusz tego komiksu to niewiarygodnie głupie połączenie heroic fantasy z komiksem wojennym. Nie sposób się nie śmiać, kiedy się to czyta, ale mam nadzieję, że do następnego komiksu tego rysownika scenariusz będzie już lepszy.

Jakub Koisz: „Bler: Lepsza wersja życia”. Przyznaję, nie jestem zachwycony, a moja szczęka trzyma się mocno, jednak tkwi w tym komiksie ogromna dawka autorskiej odwagi oraz wiary w to, że w sprawie komiksu superbohaterskiego głos jakiś mamy.

Damian Maksymowicz: „Kapitan Sheer”. Zaskakujący debiut, komiks inteligentny i zabawny, filozoficzny, ale pozbawiony zbędnego moralizatorstwa. Rejs z parą szczurów jest naprawdę satysfakcjonujący.

Przemysław Mazur: „Bler: Lepsza wersja życia”. Głównie ze względu na warstwę graficzną, ale też i obiecująco rozpoczętą opowieść. Bardzo jestem ciekaw dalszego ciągu.

Mikołaj Ratka: „Osiedle Swoboda”, bo to jeden z najlepszych i najważniejszych polskich komiksów w ogóle. Bardzo mnie cieszy, że w końcu został wydany tak, jak na to zasługuje. Jeśli jednak miałbym typować zupełnie premierowy materiał, wskazałbym na „Wykolejeńca” Bereniki Kołomyckiej i Grzegorza Janusza.

Michał Siromski: Wyjątkowo udany rok dla krajowych twórców! Dawno już nie ukazało się tyle godnych uwagi polskich komiksów jednocześnie. Jeśli muszę wybrać ten najlepszy, to stawiam na „Kapitana Sheera” Marcina Podolca i Roberta Wyrzykowskiego. Choć komiks mocno nierówny, to jednak w najlepszych momentach niczym nie ustępuje klasykom światowego komiksu niezależnego. Brawo!

Piotr Skonieczny: „Rewolucje: Dwa dni”. Za konsekwentne zabieranie czytelników w intrygujące, czasoprzestrzenne podróże i równie konsekwentny, wciąż urzekający, styl graficzny całej serii.

Jakub Syty: Bardzo podoba mi się steampunkowy świat wykreowany przez Mateusza Skutnika w serii „Rewolucje”. Albumik „Dwa dni” jest ponadto komiksem niemym, co tym bardziej działa na moją wyobraźnię. Obok dużego plusa za kompozycję, duży plus za świetne akwarelowe obrazki. Życzę sobie kolejnej odsłony serii w roku 2011.


NAJLEPSZA OKŁADKA KOMIKSU WYDANEGO W POLSCE W ROKU 2010:


Marcin Andrys: „Antologia w hołdzie Januszowi Chriście”.

Tomasz Brzozowski: „Kriss de Valnor”. Rosiński ładnie to ujął – ponura sceneria, mała wiejska chatka, przestraszona młoda dziewczyna z zakrwawionym nożem w ręku – bardzo to wszystko pasuje do klimatu opowieści.

Michał Chudoliński: „Zbyt cool, by dało się zapomnieć”.

Konrad Dębowski: „Osiedle Swoboda”. Śledziu postawił na klasyczny design, trochę w stylu dawnych wydań Penguin Books. Jak dla mnie bomba. Z zagranicznych przedruków podobają mi się wszelkie okładki „Baśni” Jamesa Jeana.

Robert Góralczyk: „Baśnie: Strony rodzinne”. Zawsze mam największe rozterki, jeśli chodzi o wybór w tej kategorii. Wiele okładek mi się podoba. Wybranie jednej? Trudna sprawa. Ograniczyłem się do tych komiksów, które kupiłem. W 2010 roku było to tylko 85 komiksów, więc sprawa się nieco ułatwiła. W końcu mój wybór padł na „Baśnie”, ponieważ zawsze z wielką przyjemnością oglądam okładki tej serii.

Arek Królak: „Animal’z” Bilala. Choć w dorobku tego artysty nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle poprzednich komiksów, to jednak już na pierwszy rzut oka można rozpoznać jego kreskę. Na mnie to działa – kiedyś kupiłem jakiś magazyn tylko dlatego, że na okładce był rysunek Bilala (a potem okazało się, że wewnątrz jest niepublikowany komiks Beziana). Graficznie Enki Bilal to ścisła światowa czołówka i bardzo czekam na jego kolejny album.

Jakub Koisz: „Skład główny”. Senne, małomiasteczkowe, sielankowe, choć z tajemnicą.

Damian Maksymowicz: „Karton nr 4”. Darzę jednorożca Rubino niezdrową fascynacją.

Przemysław Mazur: „Thorgal: Bitwa o Asgard”.

Mikołaj Ratka: „Profesor Bell” Sfara.

Michał Siromski: „1940 Katyń. Zbrodnia na nieludzkiej ziemi” (Jakub Jabłoński).

Piotr Skonieczny: „Animal’z”.

Jakub Syty: Kiedy patrzę na posępną okładkę pierwszego albumu serii „Kriss de Valnor”, wyczuwam grozę przedstawionej sytuacji. Tego typu obrazy na długo zapadają w pamięć. Na marginesie dodam, że okładka „Bitwy o Asgard” zupełnie nie przypadła mi do gustu, więc Grzegorz Rosiński nie w pełni mnie usatysfakcjonował.


NAJLEPSZE POLSKIE WYDAWNICTWO ROKU 2010:

Marcin Andrys: Egmont.

Tomasz Brzozowski: Niestety (a może „stety”) niezmiennie Egmont. Reszta wydawców stała się po prostu „graczami marginalnymi”, wydając pojedyncze tytuły. Jedynie chyba Taurus Media jeszcze (do czasu do czasu) podnosi głowę, żeby powalczyć w jakiś zauważalny sposób.

Michał Chudoliński: Mroja Press.

Konrad Dębowski: Hanami. Jedyne wydawnictwo, które mnie jeszcze nie wkurzyło jakimiś dziwnymi posunięciami (albo wkurzyło mnie najmniej). W każdym calu profesjonalne, a nawet, jeśli nie, to takie sprawia wrażenie. Tak czy inaczej widać jakąś myśl przewodnią stojącą za całym przedsięwzięciem. W sumie trochę głupio, że cieszy mnie coś, co powinno być normą, czyli terminowość wydań, nie zawieszanie serii i nie obiecywanie gruszek na wierzbie. Jak poprawią jeszcze tłumaczenia, będzie idealnie.

Robert Góralczyk: Egmont. Trudna sprawa. Timof wydał wiele świetnych komiksów w tym roku. „Dziennik podróżny” – rewelacja. Muszę jednak przyznać, że zagłosuję na Egmont. Za ciągłe próby dotarcia do szerszego czytelnika. Za to, że spróbowali z kolejnym magazynem komiksowym – „Fantasy Komiks”. I za „Star Wars”, którego jestem fanem.

Arek Królak: Tym razem Taurus Media. Za pierwszego w Polsce Beziana i za ciągłe eksperymenty, które niespodziewanie wzbogacają ofertę na naszym rynku.

Jakub Koisz: Egmont. Kultura Gniewu przysnęła i nie tak gniewna jest jak kiedyś, Mucha obniża loty, a Egmont wydał przynajmniej kilka komiksów, które mieć w kolekcji musiałem.

Damian Maksymowicz: Po długim namyśle Egmont, ponieważ najwięcej komiksów po polsku zakupiłem z ich oferty.

Przemysław Mazur: Egmont za kolejne próby dotarcia do masowego czytelnika przy równoczesnym zadbaniu o bardziej „wyrobionego” odbiorcę.

Mikołaj Ratka: Wydawnictw komiksowych mamy u nas jak na lekarstwo i od lat nic się nie zmienia. Pod względem oferty i dobru tytułów przoduje Egmont, natomiast najwyższą jakość edytorską swoich komiksów niezmiennie prezentuje Kultura Gniewu.

Michał Siromski: Jednak ciągle Egmont.

Piotr Skonieczny: Egmont Polska. Za konsekwentne wydawanie bardzo dobrych komiksów i nieustanne próby poszerzenia rynku o nowych czytelników.

Jakub Syty: Każdy z wydawców czymś mnie w tym roku ucieszył, do którego to wniosku doszedłem konstruując listę dziesięciu najlepszych w mojej ocenie komiksów wydanych w minionym roku. Największą liczbę tych dobrych tytułów dostarczył mi Egmont – stąd typuję największego wydawcę w Polsce – nie mniej każdemu składam wielkie dzięki za umilanie mi czasu.



NAJLEPSZA SERIA UKAZUJĄCA SIĘ NA POLSKIM RYNKU:

Marcin Andrys: „Żywe trupy”. I wszystko jasne.

Tomasz Brzozowski: „Thorgal”.

Konrad Dębowski: „Baśnie”. Od małego uwielbiałem czytać baśnie i mity z różnych stron świata, więc ta seria szybko zdobyła moje uznanie. Zwłaszcza, że scenarzysta sięga nie tylko do najpopularniejszych bajek znanych każdemu. Seria cały czas trzyma równy poziom, o czym już pisałem uzasadniając wybór najlepszego scenarzysty, a rysunki może i bez fajerwerków, ale są czytelne i nawet zmiany rysowników nie przynoszą drastycznej zmiany stylu, co często bywa bolączką amerykańskich serii. Warte wspomnienia są również przepiękne okładki Jamesa Jeana.

Robert Góralczyk: „Baśnie”. Uwielbiam „Star Wars”, ale trudno byłoby mi zdecydować, na którą serię postawić. Są lepsze tomy i gorsze. Jeśli chodzi o „Baśnie” nie ma takiego problemu. Każdy tom to uczta dla ducha.

Arek Królak: „Arq”.

Jakub Koisz: „Żywe trupy”. To już tyle numerów, a ja wciąż jestem wierny tej serii. I boję się tego powolnie (choć ostatnio coraz szybciej) rozpadającego się świata.

Damian Maksymowicz: „Żywe trupy”.

Przemysław Mazur: „Lucyfer”. Rzecz przyjęta u nas z mieszanymi odczuciami, a ja dziwnym trafem z niecierpliwością wyczekuję kolejnych tomów.

Mikołaj Ratka: „Arq”. Andreas rozkręca się z każdym kolejnym albumem i jeśli utrzyma tę tendencję, to właśnie „Arq” będzie jego opus magnum.

Michał Siromski: „Lucyfer”. Rozwijała się niepokojąco niemrawo, ale mniej więcej od „Boskiej Komedii” jest już tylko dobrze albo znakomicie.

Jakub Syty: Zdecydowanie najwięcej rozrywki dostarczają mi „Żywe trupy”. Serial pełen barwnych postaci, nieprzewidzianych zwrotów akcji, okraszony odpowiednią dawką grozy. Nie lubię zombie, ale uwielbiam serię pisaną przez Roberta Kirkmana. Wysoki poziom trzyma też „Ikigami” – cykl debiutujący w tym roku na polskim rynku.


NAJCIEKAWSZY TYTUŁ WYDANY ZAGRANICĄ W ROKU 2010:

Marcin Andrys: Ex aequo „The Nobody” i „Scott Pilgrim vol 6: Scott Pilgrim’s Finest Hour”.

Tomasz Brzozowski: Seria „Requiem” do scenariusza Pata Millsa (znanego u nas z serii „Slain”). Jest to seria którą ciężko zakwalifikować (choć na pewno należy do nurtu fantastyki). Generalnie opowiada o wampirach i ich walce pomiędzy sobą. Fabuła nie jest może powalająca, natomiast strona graficzna (szczególnie dwustronicowe, epickie kadry) zapierają wręcz dech w piersiach poziomem szczegółowości! Może nawet aż za dużo jest na takich mega-kadrach „napchane” detali, niemniej jednak robi to wrażenie. Wielu z was za pewne pamięta słynną scenę z „Cromwella Stone’a” z rozbijanym lustrem i tysiącami odbić. Tutaj mamy coś podobnego, tylko że w kolorze. Polecam też wizytę w Empiku i przejrzenie, a może i zakup, nowego numeru magazynu Heavy Metal – numer Marzec 2011.
Oprócz tego polecam „Sky Doll – Lacrima Christi” – zbiór krótkich, epizodycznych opowieści rysowanych przez różnych młodych twórców, w różnych stylach graficznych, przedstawiających niezależne historie, przeżywane przez znaną polskiemu czytelnikowi zbuntowaną żywą lalkę o imieniu Noa. Dwuczęściowy (jak na razie) album, ciekawie rozbudowuje świat „Sky Doll” i miejscami prezentuje się naprawdę efektownie pod względem graficznym. Szczególnie polecam opowieści „In the Mirror” i „White Cinderella”. P.S. Raczej dla dorosłych.
Moja trzecia „polecanka” to humorystyczna seria „Merlin” do scenariuszy Joann’a Sfara (tego od „Kota Rabina”) i z rysunkami Munuery (rysownika pochodzącego z Hiszpanii, odpowiedzialnego także za serię „Navis” o dzieciństwie głównej bohaterki „Armady”). Wszyscy znają postać wielkiego maga Merlina, który nieodmiennie kojarzy się z dworem Króla Artura. Ale kto wie, jaki był wielki czarnoksiężnik jako dziecko? No cóż, okazuje się, że przeżywał zabawne przygody wraz ze swoimi przyjaciółmi.

Michał Chudoliński: „Parker: The Outfit” Darwyna Cooke’a.

Konrad Dębowski: Mam kilka pozycji godnych polecenia.
Mark Schultz – „Xenozoic” i Dave Stevens – „Rocketeer”. Dwie reedycje klasycznych pulpowych przygodówek. Przepięknie narysowane i wydane. Główny bohater z kwadratową szczęką ratuje piękną kobietę i odchodzi w stronę zachodzącego słońca, a kwatera brzydkich i złych wybucha za jego plecami (w przypadku „Xenozoic” niestety jeszcze nie wybuchła, bo autorowi nie spieszno do zakończenia historii rozpoczętej ponad 20 lat temu). Zdecydowanie moje ulubione w tej kategorii wagowej.
Evan Dorkin/Jill Thompson – „Beasts of Burden”. Kotki i pieski walczą ze złem w sąsiedztwie. W świecie, gdzie wszystko jest albo maksymalnie ugrzecznione albo nadmiernie niegrzeczne, a czasem wręcz wulgarne brakuje mi takich opowieści przeznaczonych praktycznie dla każdego.
„AX Alternative Manga vol.1”. Spojrzenie na japońską alternatywę. Jeśli ktoś mangę kojarzy jedynie z dziewczynami o wielkich oczach i biustach walczącymi z nastoletnimi ninja oraz potworami z mackami i wielkimi robotami może przeżyć lekki szok.
Moto Hagio – „A Drunken Dream”. Antologia prac autorki, która pomogła zrewolucjonizować japoński komiks dla kobiet i dziewcząt. Dla mnie, laika w tej dziedzinie, to bardzo ciekawe odkrycie.
Fumi Yoshinaga – „Ooku: The Hidden Chamber”. Bardzo interesująca seria pokazująca jak mogłaby wyglądać feudalna Japonia pod rządami kobiet.
Naoki Urasawa/Osamu Tezuka – „Pluto”. Świetny thriller science-fiction, którego amerykańskie wydanie właśnie się zakończyło. Bardzo cieszy, że pozycja tego kalibru pojawi się również po polsku.

Robert Góralczyk: Słabo się orientuję. Czytam praktycznie – w miarę na bieżąco – tylko jedną serię superbohaterską, mianowicie „Invincible” i na ten komiks/serię idzie mój głos.

Arek Królak: Zdecydowałem się na kilka tytułów.
„Wilson” Daniela Clowesa. Komiks, przy którym można jednocześnie śmiać się i płakać. Pokazuje w zwyczajowo u Clowesa bezlitosny sposób pustkę emocjonalną współczesnego człowieka, a jednak robi to tak, że boki puchną od śmiania się… by za chwilę walnąć czytelnika po żebrach wyjątkowo celną obserwacją. Mistrzostwo. Dodam, że w tym roku we Francji wyszedł też „Le Monde de Lloyd Llewellyn”, który też gorąco polecam, szczególnie, że oryginał jest nie do kupienia.
„Bourdelle le Visiteur du Soir” Beziana. Napisany na zamówienie muzeum rzeźby komiks, w którym halucynacja miesza się z rzeczywistością, a sztuka może okazać się śmiertelna. Dla Beziana to wprawka, ale dla fanów jego twórczości pozycja nie do pominięcia.
„La Bleu est un Couleur Chaude” Julie Maroh. Pięknie i ciepło narysowany album o trudnej miłości, który zaczyna się śmiercią głównej bohaterki. Mocna rzecz, a przy tym bardzo ciekawy debiut.
„Lydie” Lafebre i Zidrou. Kolejna zaskakująca propozycja o trudnej miłości – wydaje się, że disneyowska stylistyka powinna opowiadać o miłych wydarzeniach, a już na dzień dobry asystujemy przy topieniu siódemki kociąt. Potem robi się jeszcze ciekawiej, ale ten komiks w wielu miejscach zaskakuje, a zakończenie robi naprawdę dobre wrażenie. Nawet taki ponurak jak ja się na to łapie.
I na deser wznowione z okazji 10-lecia „Slalomy” Trondheima. Polecam każdemu miłośnikowi sportów zimowych, komiksów i oczywiście samego Trondheima. To nie jest zabawna historyjka o zwierzaczkach, tylko zaskakująco prawdziwy komiks o ludzkich postawach. Trondheim w najlepszym stylu.

Jakub Koisz: Z tego, co czytałem, a czytałem kilkanaście tytułów, największe wrażenie zrobił na mnie komiks „Chew”. Mamy więc nietypowy „kryminał proceduralny”, w którym główny bohater po zjedzeniu czegokolwiek potrafi określić całą historię produktu. A co, jeśli spróbuje mięsa zamordowanych osób? Dodatkowo: świetne rysunki.

Damian Maksymowicz: Ciężko było mi wybrać spośród wyselekcjonowanych trzech tytułów – „Sweet Tooth: Out of the Woods”, „Superman: Secret Origin” i „Batman and Robin: Batman Reborn”. Ostatecznie zdecydowałem się na ten ostatni. Wydanie zbiorcze zawiera zeszyty 1-6 z szesnasto-zeszytowego runu Granta Morrisona o przygodach nowego Dynamicznego Duetu i o ile numery 7-9 są kiepskie, to reszta jest szaloną lekturą, często epatującą zamierzonym kampem (tylko tu zobaczycie, jak zupełnie nowy złoczyńca odstawia lap dance przed Robinem).

Mikołaj Ratka:Z pełnym przekonaniem polecam najnowszy komiks mojego ulubionego Jasona: „Werewolves of Montpellier”. Fantastyczna rzecz.

Jakub Syty: W mijającym roku zakończyła się rewelacyjna seria Briana K. Vaughana – „Ex Machina”, która ani przez moment – aż do samego finału – mnie nie rozczarowała, a wręcz przeciwnie – wciągnęła w świat przedstawiony. Jednym z najlepszych przeczytanych przeze mnie one-shotów był komiks „Werewolves of Montpellier” Jasona, podobał mi się również „Superman: Earth One”.


NAJLEPSZA EKRANIZACJA KOMIKSU NA EKRANACH KIN W 2010 ROKU:

Marcin Andrys: „RED”.

Tomasz Brzozowski: „Niezwykłe przygody Adeli Blanc-Sec”. Uważam, że Besson dosyć dobrze oddał klimat komiksowego pierwowzoru, a film był utrzymany w lekkim żartobliwym tonie, co osobiście bardzo przypadło mi do gustu.

Michał Chudoliński: Kick-Ass”, a zaraz po nim „RED” i „Scott Pilgrim vs The World”.

Konrad Dębowski: „Kick-Ass”/„Scott Pilgrim vs The World”. Oglądając oba świetnie się bawiłem. Masa solidnej, bezpretensjonalnej rozrywki. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ten drugi nie stał się hitem. Według mnie miał wszelkie predyspozycje ku temu. Pewnie gdybym obejrzał w końcu adaptację mangi „Beck”, spadłyby na drugie miejsce. Z kolei w telewizji bezsprzecznie króluje „Walking Dead”. Świetna adaptacja, która z jednej strony nie podąża ślepo za fabułą oryginału, a z drugiej owe zmiany wychodzą serii na dobre.

Robert Góralczyk: „Kick-Ass”. Nie myślałem, że uda się tak świetnie przenieść ten komiks na ekran.

Arek Królak: Zagłosowałbym na „Sherlocka Holmesa”, który wszedł do kin w Polsce w tym roku, a jeśli on się nie liczy, to swój głos oddam na „Iron Mana 2”. To prosta fabularnie, ale wizualnie atrakcyjna rozrywka.

Jakub Koisz: „Scott Pilgrim vs. the World”. Film idealny, świetnie komentujący epokę hipsterów, konsol, indie rocka, nintendocore i… jak najbardziej uniwersalnych uczuć. Kocham każdą scenę tej komedii obyczajowej, każde aktorskie cameo, wszelkie smaczki, warstwę wizualną i pokręcony koncept. Zdecydowanie w TOP 10 moich ulubionych filmów 2010 roku.

Damian Maksymowicz: „Kick-Ass”. Mimo, że odbiegał miejscami od komiksu Marka Millara, to nie było to dla mnie istotne, bo dawno nie popłakałem się ze śmiechu na filmie. Świetna zabawa.

Przemysław Mazur: „Iron Man 2”. Nieznacznie ustępujący pierwszej części, choć Robert Downey Jr. wciąż w znakomitej formie.

Mikołaj Ratka: Z braku laku niech będzie „Kick-Ass”, mimo że nie jest to zbyt udany film. Scenarzyści oczywiście nie mogli powstrzymać się przed dokonaniem gwałtu na komiksowym pierwowzorze i zmienili dwa motywy kluczowe dla fabuły.

Piotr Skonieczny: „Kick-Ass”.

Jakub Syty: Zdecydowanie najlepiej ubawiłem się na „Kick-Assie”.


NAJWAŻNIEJSZE KOMIKSOWE WYDARZENIE W KRAJU W ROKU 2010:

Marcin Andrys: Podejmowanie prób ożywienia rynku i dotarcia do jak największego grona potencjalnych odbiorców poprzez wprowadzanie różnorodnych tytułów do sprzedaży kioskowej („Fantasy Komiks”, „Konstrukt”, serie starwarsowe).

Tomasz Brzozowski: Dla mnie niezmiennie MFKiG.

Michał Chudoliński: MFKiG 2010.

Konrad Dębowski: Wydanie wywiadów z Alanem Moorem/zapowiedź wydania „Uzumaki” Junjiego Ito. Pierwsze, bo to dość odważne i ciekawe posunięcie na naszym rynku. Warto pochwalić takie postępowanie, a nuż znajdą się naśladowcy. Drugie, bo czekamy już trzy lata od pierwszych zapowiedzi, a dobrego horroru na naszym rynku dawno nie było. W sumie nominacja trochę na wyrost, ponieważ znowu coś może przeszkodzić, ale zawsze byłem optymistą.

Robert Góralczyk: Wydanie „Fantasy Komiks” i próba wejścia z magazynem komiksowym na szerszy rynek.

Arek Królak: Inwazja komiksu w kioskach. „Funky Koval” ponownie w „Nowej Fantastyce”, „Fantasy Komiks” przez niemal cały rok był dostępny w szerokiej dystrybucji i jeszcze na deser dostaliśmy „Konstrukt”.

Jakub Koisz: Norm Breyfogle w Polsce. Niektórzy popłakali się ze szczęścia. Inni mieli ochotę dać mu po buzi.

Damian Maksymowicz: XXI Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. Powodów było kilka (niekoniecznie w tej kolejności): 1. spotkanie ze znajomymi, 2. Norm Breyfogle, 3. Alex Robinson, 4. giełda komiksowa, 5. udane współprowadzenie prelekcji o Jokerze.

Przemysław Mazur: Wizyta Norma Breyfogle’a podczas tegorocznego MFKiG.

Mikołaj Ratka: Liczne imprezy z MFKiG 2010 na czele.

Michał Siromski: W wymiarze osobistym poznanie idola z dzieciństwa – Norma Breyfogle’a. W wymiarze ogólnośrodowiskowym – wyraźne ograniczenie oferty przez najważniejsze wydawnictwa i złowieszczy cień tandemu supervillainów: „zapaść rynku” i „podwyżka VATu”.

Piotr Skonieczny: „Fantasy Komiks”.

Jakub Syty: Promujące komiks wydarzenie medialne, to bez wątpienia kolejna edycja MFKiG. Natomiast wydarzeniem wydawniczym była kolejna próba wejścia na szeroki rynek z komiksem podjęta przez Egmont.


NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE ROKU 2010:

Marcin Andrys: Utrudnienia w prawidłowym funkcjonowaniu dystrybucji komiksów, które są nie bez znaczenia dla kondycji kurczącego się rodzimego rynku.

Tomasz Brzozowski: Coraz mniej ciekawych tytułów z kluczowej – dla mnie – „stajni wydawniczej”, czyli Egmontu.

Michał Chudoliński: Wywiad z Zosią na Kolorowych Zeszytach.

Konrad Dębowski: Egmont. Serie mangowe prawie zawieszone. Mistrzowie czy Plansze Europy w tym roku do mnie zupełnie nie trafiały. Częstotliwość wydań „Baśni”, reedycji „Sandmana” i „Sin City” czy w szczególności „Swamp Thing” nie powala. Do tego ostatnie zmiany w „Fantasy Komiks”. Wyższa cena i mniejsza objętość jednocześnie?! Wg mnie to lekka przesada. Rozumiem, że większość tego, co wypisałem dyktują takie, a nie inne warunki ekonomiczne, ale boli tak samo.

Robert Góralczyk: Porażka „Fantasy Komiks”.

Arek Królak: W końcu widać kryzys i to na całej linii. Od kilku lat obserwowaliśmy przegrzewanie rynku nadmiarem propozycji wydawniczych i powtarza się sytuacja z początku dekady, kiedy wiele wydawnictw zrezygnowało z komiksu. Tym razem komiks ma już jednak w Polsce te kilkanaście lat tradycji, więc tak łatwo z oferty sklepów nie zniknie. Być może handel przeniesie się w całości do internetu i specjalizowanych sklepów, ale w sumie czemu nie?

Jakub Koisz: Jak [w kategorii] wyżej, gdyż obecność Breyfogle’a była zdecydowanie spełnieniem marzeń niektórych dorosłych już sentymentalistów, kiedy inni – nie bez powodu – mogą powiedzieć, że to bardzo nudna postać.

Damian Maksymowicz: Nieobecność Jeffa Lemire’a na Komiksowej Warszawie – jedyny punkt programowy imprezy, który mnie interesował.

Przemysław Mazur: Postępujące znamiona kurczenia się komiksowego rynku…

Mikołaj Ratka: Szeroko rozumiany kryzys na rynku wydawniczym, chociaż sądzę, że faktyczna zapaść dopiero przed nami.

Michał Siromski: Porażka projektu „Fantasy Komiks”, a zwłaszcza wnioski, które z niej wynikają – w naszym kraju wciąż jest o wiele za mało czytelników komiksu, aby utrzymać głównonurtowy magazyn i aby wydawania komiksów było rentowne.

Piotr Skonieczny: Praktyki Empiku związane z niepłaceniem wydawcom (lub płaceniem z dużym opóźnieniem) za sprzedane komiksy.

Jakub Syty: Nieudana próba wyjścia z magazynem „Fantasy Komiks” do szerokiej grupy odbiorców komiksu, która jest swego rodzaju wskaźnikiem jego chłonności.


TRZY SŁOWA OD SIEBIE:

Marcin Andrys: Przyszłość komiksu w Polsce stoi pod znakiem zapytania. Trudno wierzyć, że z dnia na dzień rzesze fanów tej sztuki zaczną szturmować sklepy w celu zakupu ulubionego tytułu. Nawet jeżeli taki sen okazałby się rzeczywistością, to zastaną tam jedynie puste półki. Komiksy stały się towarem luksusowym – drogim, dostępnym jedynie w wybranych miejscach.

Tomasz Brzozowski: Właściwie jedno słowo (plus trochę opisu) – „marazm”… Rynek zwalnia, liczba tytułów spada, VAT się podnosi, komiksy, jako hobby niezwykle drogie, przegrywają z, tudzież giną w tłumie innych propozycji, jak książki czy multimedia (filmy, gry). Przyszły rok też nie zapowiada się ciekawie… Właściwie przez pierwsze dwa miesiące Egmont (z mojego punktu widzenia) nie prezentuje nic ciekawego… Ponadto w wywiadzie, który przeczytałem na Alei Komiksu, Tomasz Kołodziejczak twierdzi, że „wyczerpują się już na rynkach frankońskich ciekawe tytuły do wydania”, co według mnie jest nieprawdą. Raczej może tutaj wchodzić kwestia nieznajomości ciekawych tytułów, tudzież problemów licencyjnych. Weźmy na przykład takie serie jak „Świat Arkadiego” (Cazy), „Requiem” (Millsa i Ledroit’a), „Yiu” (Tehy’ego – scenarzysta) itd. Na pewno jeszcze wiele by się takich rzeczy znalazło, powyższe przytaczam ad hoc.

Michał Chudoliński: Zbliża się VAT, a to oznacza rynkową posuchę i spadek czytelnictwa. Dla naszego „ryneczku” może to być cios śmiertelny. Ale jak to mówią, wcześniej czy później przyjdą tłuste lata. Tym samym cieszę się, że w przyszłym roku będę mógł pouzupełniać zaniedbane serie oraz zapoznać się z starszymi historiami na wyprzedażach.

Konrad Dębowski: Niezły rok, ale z tych kilku ostatnich, odkąd powróciłem do intensywnego zainteresowania komiksem, chyba najsłabszy. Jakoś w 2010 rodzimi wydawcy rozmijali się z moimi gustami dużo częściej niż w latach poprzednich. Dzięki temu mogłem więcej pieniędzy poświecić na nadrobienie części zaległości z lat poprzednich, które były na tyle bogate, że nie narzekam na brak lektur.

Robert Góralczyk: Biorąc pod uwagę wydane komiksy – to nie był zły rok. Najgorsza była końcówka, bardzo źle wieszcząca nadchodzącemu 2011. Miejmy nadzieję, że będzie lepiej niż się to na razie zapowiada.

Arek Królak: Muszę wspomnieć o rozczarowaniu, jakim okazał się „Fantasy Komiks”. To, że cena wzrosła do 30 PLN to sprawa naturalna – od początku mógłby tyle kosztować za tę objętość. Jednak zmniejszenie częstotliwości wydawania pisma, a szczególnie rezygnacja z publikowania trzech pełnych albumów, zapewne wkrótce zakończą żywot tego periodyku. A szkoda, bo choć publikowane w nim komiksy stanowiły straszną sieczkę, to jednak przyjemnie spędzało się przy nich czas i wypatrywało kolejnych części spekulując o możliwych nowych seriach. Teraz to już w zasadzie dogorywanie pisma.

Jakub Koisz: „Słaby to rok”. A rozwijając to w nieco więcej niż trzy słowa – na ekranie komiks króluje („Kick Ass”, Scott Pilgrim…”, „Iron Man 2”), w DC jałowo, w Marvelu jałowo, na polskim rynku – artystycznie, podziemnie, koleżeńsko. MFK bezpłciowe. „Żywe trupy” i komiksy Ellisa czytane nałogowo. Poza tym starzeję się, bo coraz mniej mnie zaskakuje. Ale są też nadzieje: ktoś próbował pompować biceps zinowy, może inni pójdą tym śladem; Czarna Materia chce cichutko stukać w mój mur wspomnień semicowych młodości – też dobrze. Mało znane wydawnictwo zabrało się za świetne wywiady z Moore’em, a Kuba pochłonął tę książkę w ciągu dwóch dni. Ale to wszystko pomysły. To wszystko w powijakach. Czekam na więcej i czekam na kolejny rok, żeby powiedzieć, iż był okey.

Damian Maksymowicz: W minionym roku kupiłem mniej komiksów, ale za to z prawie z każdego jestem więcej niż zadowolony. Nieszczęsny VAT w 2011 wpłynie znacząco na moje decyzje zakupowe, zamierzam stawiać na jakość, a nie na ilość. Trzymam kciuki za filmowe przygody Green Lanterna i czekam na drugi sezon „Walking Dead”.

Przemysław Mazur: Póki co jest co nabywać i czytać. Oby tak zostało również w przyszłym roku.

Mikołaj Ratka: Spotkałem się z wieloma opiniami, jakoby miniony rok pod względem pozycji zaserwowanych nam przed wydawców był słabszy od poprzednich. Nie wiem skąd takie wnioski, ale w żadnym wypadku się z nimi nie zgadzam – rok 2010 był bardzo dobry, a miłośnik każdego typu historii obrazkowych mógł spokojnie wybrać coś dla siebie. Był to również rok wyjątkowo obfity w imprezy komiksowe, których odbyło się najwięcej odkąd pamiętam.

Michał Siromski: Przegięcie roku 2010: 23 tysiące nakładu niezbyt komercyjnej serii (?) „Konstrukt”. Naprawdę ściskam mocno kciuki za powodzenie tego projektu, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś postanowił popełnić widowiskowe harakiri…

Piotr Skonieczny: Wydawniczo rok 2010 był nieco słabszy od poprzedniego. Z rzeczy premierowych mało było tytułów wybitnych. Cieszy wprowadzenie do kiosków „Fantasy Komiks”. Z drugiej strony martwią praktyki Empiku związane z płatnościami za sprzedane komiksy. Jeśli dodamy do tego VAT na książki i komiksy, rok 2011 może nie być tak różowy jak poprzednie. Sądzę, że obecnie czeka nas pewna stagnacja wydawnicza, a wręcz regres. Jestem jednak przekonany, że nie grozi nam już wydawnicza czarna dziura, tak jak w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku.

Jakub Syty: Było w tym roku czym nacieszyć ducha i oczy. Szkoda, że im bliżej końca roku, tym mroczniejszy cień rzucało na rynek fatum wprowadzenia VATu na książki.

Zebrał Jakub Syty