STO BATARANGÓW


Osiem lat temu świat Batmana wywróciła do góry nogami trwającą przez okrągły rok historia „Hush”. Dwanaście numerów komiksu duetu Loeb-Lee atakowało rozmachem i niespotykanym nagromadzeniem bohaterów i łotrów. Po takiej dawce emocji DC postanowiło uspokoić czytelników kameralną opowieścią, nie rezygnując jednak z głośnych nazwisk na okładce. Pomysł na „Broken City” był genialny w swojej prostocie: pisze Brian Azzarello, rysuje Eduardo Risso, a okładki robi Dave Johnson. Twórcy „100 naboi” opowiedzą po swojemu o Batmanie. Co z tego wyszło? Komiks, który wygląda jak „100 naboi” i jest w nim Batman. Mało odkrywcze? Niestety, podobnie jest z efektem pracy wspomnianej trójki.

Sama koncepcja nie jest jeszcze zła. Powiem więcej – to krok we właściwym kierunku. Mroczny miejski kryminał, bez globalnych spisków i wystrzeliwanych z każdej strony supermocy, to doskonałe realia dla Batmana. Risso wiedział jak to pokazać. Miasto, którego społeczność jest przesiąknięta zepsuciem, samo wypełnia się brudem i zniszczeniem. Co prawda, ciężko oprzeć się wrażeniu, że to kolejne plansze ze „100 naboi”, ale to właśnie z takich grafik powinien korzystać pan Nolan, kiedy ubzdurał sobie, że nakręci realistycznego Batmana. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że z dala od fantastycznego uniwersum DC Batmanowi jest dużo lepiej. Jednak nie zawsze znajduje to potwierdzenie w twórczości komiksiarzy.

Niestety, otoczeniu temu nie towarzyszy równie świetny główny bohater. Postaci po prostu nie zrozumiano. Najlepszy detektyw na świecie dla Azzarello jest mięśniakiem w pelerynie, który przemierza miasto i tłucze napotkanych przestępców (w czynności tej zbliża się niebezpiecznie do Stevena Seagala w „Nico”). Najpierw bije Killer Croca, którego podejrzewa o zrobienie sobie przekąski z siostry Angela Lupo, pomniejszego bandziora z Gotham. Okładając go po pysku, dochodzi jednak do wniosku, że to jeszcze nie rozwiązuje zagadki.Po konsultacji z dziewczyną samego Lupo, wpada na pomysł, że gangster mógł przyłożyć rękę do śmierci siostry. I tak zaczyna się wielka wycieczka po mrocznym Gotham City, w której po łbie dostają kolejniźli ludzie, a czasem kilka razy ci sami, a głównym bohaterem są pięści w czarnych rękawicach. Na wypadek gdyby pojawiły się wątpliwości, kto nimi wymachuje, pomiędzy kolejne burdy wciśnięto retrospekcję śmierci rodziców Wayne’a. Tak jakby wyłącznie ten jeden, nachalnie powtarzany wątek miał stanowić o całej istocie Batmana. Historię ratuje zaskakujący zwrot akcji w ostatnich scenach – i gdyby komiks był krótszy, być może zostawiłby po sobie lepsze wrażenie. Niestety, fabuła rozciągnięta niemiłosiernie do sześciu rozdziałów, drażni ilością zbędnych wątków pobocznych. Skrzywdzono w ten sposób m.in. Jokera, który w zamierzeniu scenarzysty musiał być duchowym spadkobiercą Hannibala Lectera, a w efekcie stał się nudnym zapychaczem.

Recenzujący ten komiks przede mną Krzysztof Lipka-Chudzik stwierdził, że Azzarello nie radzi sobie w głównym nurcie, a poza Vertigo jest niczym ryba wyciągnięta z wody. Być może jego talent nie harmonizuje się ze światem kolorowych trykotów, ale historie takie jak „For Tomorrow” czy „Banner”, nawet jeżeli nie wspięły się na wyżyny, to przynajmniej zapewniły mi, zagorzałemu miłośnikowi Marvela i DC, ciekawą lekturę. Poza tym ze wszystkich głównonurtowych bohaterów, to właśnie Batman powinien dać największe pole do popisu dla pióra przyzwyczajonego do Vertigo. Problemem „Broken City” jest to, że wydawnictwo koniecznie chciało przedstawić określoną formę, natomiast zapomniało o uzupełnieniu jej o oryginalną treść. Zespół bardzoprzyzwyczaił się do „100 naboi”. Kiedy wydawnictwo ni stąd, ni zowąd kazało im zrobić Batmana, chyba nawet nie zauważyli, że pracują nad innym tytułem. Zresztą nieprzypadkowo epizodyczny występ na kartach „Broken City” zaliczył sam agent Graves.

Wydanie w twardej oprawie jest standardowe dla DC. Papier cienki, dodatków brak. Cena – dwadzieścia cztery dolary. Za podobne pieniądze Marvel sprzedaje opasłe tomiszcza, które często przekraczają pięćset stron, a palce cieszą kredowym papierem o wysokiej gramaturze. Do tego po lekturze komiksu można jeszcze poczytać dodatki. Tego typu atrakcje DC zostawia na Absolute’y, ale na takie wydanie „Broken City” nie zasługuje. I całe szczęście na razie nic o tym nie słychać.

Mateusz Albin

Batman: Broken City HC
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Okładki: Dave Johnson
Kolory: Patricia Mulvihill
Wydawca: DC Comics
Data wydania: 2004
Liczba stron: 144
Cena: 24,95$