MONSTER ON THE HILL

Każde porządne angielskie miasteczko ma swojego potwora. Angielski potwór powinien mieć klasę – straszyć porządnie, ale z umiarem, niszczyć mienie w pięknym stylu i, oczywiście, ryczeć tak, żeby na skórze pojawiła się gęsia skórka.

Niestety, mieszkańcy Stoker-on-Avon o swoim potworze wolą nie wspominać – tak, jak nie mówi się o kłopotliwym wujku, który zawsze przynosi wstyd na imprezach rodzinnych. Ich potwór głośno wzdycha, melancholijnie gapi się w niebo i generalnie jest… no… nieodpowiedni. Z takim potworem turystyka kuleje, a i plama na honorze miasteczka jest coraz większa.

Ojcowie założyciele miasteczka uradzają, co by potwora naprawić. W tym celu wysyłają do niego doktora Charlesa Wilkiego (który również ma nieco podejrzaną reputację jako naukowiec), by potwora naprostował, bo to przecież wstyd, że on taki niemrawy. Razem z doktorem zabiera się sprytny ulicznik, Timothy. Zrobią wszystko, co w ich mocy, by spotworzyć potwora, który, jak się okazuje, ma na imię Rayburn i lubi dobrą angielską herbatkę, a na potworzeniu nie zna się wcale.

Przed nami opowiastka niezwykła, z pogranicza komiksu i graphic novel, ujmująca prostymi, pięknymi rysunkami i przyjemną historią. Czytając „Monster on the Hill”, czułam się, jakbym wróciła w czasy lektury „Scen z życia smoków” Beaty Krupskiej czy opowieści o Baltazarze Gąbce i Smoku Wawelskim, tyle że doprawionych dojrzałą fantastyką.

Nie jest to w żadnym wypadku bajeczka dla dzieci, a raczej lektura dla osób w każdym wieku. Warunek jest jeden – trzeba być otwartym na magię i wzruszenia. Podróż Rayburna, potwora bez talentu, jego spotkanie z przyjacielem z dzieciństwa – Tentaculorem (zwanym pieszczotliwie Makaronem z powodu wijących się macek), skok „na bombę”, a wreszcie walka z potworem, który zagroził rodzinnemu miasteczku – to wszystko składa się na rewelacyjną, ciepłą opowieść o tym, jak ważna jest przyjaźń i wiara w siebie.

Uwielbiam mocną, zdecydowaną kreskę, a styl Roba Harnella zachwyca mocnymi krawędziami, ostrymi, wyrywającymi się z kadru detalami. Spokojna, stonowana kolorystyka nadaje opowieści tajemniczy klimat – tak, jakbyśmy odkrywali historię ukrytą w starych fotografiach. Potwory wyglądają jak oswojone wersje dziecięcych koszmarów – tu jakaś macka, tam ostre zęby, przymrużone oczy – ale generalnie ma się ochotę je przytulić. Tak po przyjacielsku.

Podczas lektury bawiłam się świetnie. Podobał mi się subtelny humor, ujęły mnie pomysły autora (historia z grzybem, przepraszam, kszybem [tłumaczenie prywatne], rządzi), aż faktycznie człowiek zaczyna żałować, że w jego rodzinnym mieście nie ma straszydła.

Polecam wszystkim, którzy lubią dobrze narysowane i opowiedziane historie. Wiecie, takie… potwornie fajne.

Dziękujemy wydawnictwu Top Shelf za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Joanna „Szyszka” P.-R.

Monster on the Hill
Tytuł oryginału: Monster on the Hill
Scenariusz: Rob Harnell
Rysunki: Rob Harnell
Liternictwo: Rob Harnell
Kolorystyka: Rob Harnell
Wydawca oryginału: Top Shelf Publishers
Data wydania oryginału: lipiec 2013
Objętość:190
Format: 230×185
Oprawa: SC ze skrzydełkami
Papier: offsetowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena: 19,95 USD