TYTUS, ROMEK i A’TOMEK. WYSPY NONSENSU (SŁUCHOWISKO)

CO TAM U TYTUSA SŁYCHAĆ?

Za młody jestem, by być częścią pokolenia, które wychowało się na przygodach Tytusa i jego dwóch kompanów publikowanych w „Świecie młodych”. Nie przeszkodziło to jednak a’tomkowemu hufcowi stać się częścią mojego dzieciństwa. Od najmłodszych lat miałem po tacie kilka książeczek… Była to księga XIV (ta, gdzie Tytusowi zakwita fiołek na głowie), księga XVI („Tytus dziennikarzem”) i księga XI, gdzie bohaterowie spotykają ducha, który chuchaniem przenosi ich w czasie… Jeden z bardziej realistycznych pomysłów, jaki wypłyną z papciochmielowej wyobraźni. Matko i córko! Ile pięknych wspomnień! Każda lektura (nawet, gdy ktoś mi czytał, bo miałem taki okres w swoim życiu, kiedy jeszcze nie czytałem) była niczym wyprawa do niezwykłego i unikatowego świata! Historie wydawały się nie mieć końca, co zresztą można powiedzieć o wyobraźni Papcia Chmiela, a z czasem w moje rozbiegane ręce wleciały kolejne tomiska. Każdy na tyle inny, oryginalny, bogaty w humor i wydarzenia, że dzisiaj ciężko mi wskazać mój ulubiony tom. Wskakiwanie do westernu, podróże do wnętrza ziemi czy zwykłe zwiedzanie Polski, bądź odstawienie Jasełek – z bohaterami komiksu wszystko jest tak samo niezwykłe…

Wielu fanów krytykuje, że nowe księgi są coraz gorsze. Ktoś/gdzieś/kiedyś pisał, że „umuzykalnienie Tytusa” uważa za ostatnią księgę serii, a późniejsze „są już do chrzanu”. Osobiście jestem mniej wybredny. Późniejsze książeczki, faktycznie, wydają się uboższe, ale zakładanie mafii w „Tytus Gangsterem” czy podróż do piekła w „Ślubie Tytusa” niczym nie odstawały od wcześniejszych części. Tak, pomysł z postawieniem Tytusa na ślubnym kobiercu był złym ruchem ze strony Papcia, a właściwie nie tyle sam pomysł, co postać żony, jaką dla Tytusa wymajstrował. Ot – próżna, niesympatyczna lalunia, która za nic nie pasowała do reszty gromadki. Z drugiej strony ciężko, by jakaś nowa postać „od tak” wpasowała się w tytusowy światek, gdyż poza Papciem i Profesorem T. Alentem nie było tu chyba nigdy postaci, które pojawiły się więcej niż jeden raz. Nie żebym posądzał bohaterów o ksenofobię, ale jest coś w tej serii, co nie pozwala na wprowadzanie nowych postaci, które czytelnik zaakceptowałby jako stały element przedstawionego świata. Ci bohaterowie ewoluowali przez lata, powolutku zaskarbiając sobie miłość wielbicieli. Ostatnią „nową księgą” jaką czytałem był „Tytus Piernikarzem” i – nie licząc może dwóch-trzech żartów, które przyprawiły mnie o chichotanie – był on niestety najsłabszym „Tytusem” przeze mnie przeczytanym. Dobre wrażenie zrobiła na mnie tak zwana „Księga Zero”. Wbrew pozorom nie wszystkie „Tytusy” udało mi się przeczytać. W moje ręce nie wpadły jeszcze między innymi przygody Tytusa jako żołnierza. Jest również parę komiksów, z których nie jestem specjalnie zadowolony, bo są to wersje „narysowane na nowo”, z pewnymi modyfikacjami – a zatem: nie ten klimat. Nie chcę Tytusa wskakującego do metra, chcę tego PRL-owskiego, co wskakiwał do tramwaju…

No, ale dosyć tych rozwlekłych wspominek, bo długo by tak można! Oto rzecz niby nowa, a jednocześnie znajoma – słuchowisko zatytułowane „Tytus, Romek i A’tomek”, oparte na przygodach Tytusa. Choć komiksu nie miałem od paru lat w dłoni, coś na dzień dobry przyciągnęło moją uwagę – cytat samego Papcia: „Całe życie miałem ich głosy w głowie, a dzięki temu słuchowisku te głosy usłyszą też fani Tytusa.” Adaptacja Tytusa, którą sam Papcio jest uszczęśliwiony? Musiałem to zobaczyć… a właściwie usłyszeć.

Fabuła słuchowiska opiera się na pierwszej wyprawie a’tomkowego zastępu na wyspy Nonsensu. Wybór trafiony! Wiele „Tytusów” ciężko byłoby wiernie przenieść na taśmę filmową, bo pełno w nich tak zwanego „łamania czwartej ściany” (rzekłbym nawet „łamania czwartej ściany” do potęgi dziesiątej). Bohaterowie są świadomi, że świat który ich otacza to komiks, a autor interweniuje w ich przygody niczym dobry Pan Bóg. Sporo żartów opiera się na zabawie konwencją – raz Tytus dosłownie wyskakuje z kadru, by uniknąć zagrożenia, innym razem, gdy próbują spalić go na stosie, okazuje się być odporny na ogień, jednocześnie spokojnie wyjaśniając, że jest bohaterem pozytywnym, więc nie może umrzeć. Wszystko ładnie, ale tego typu żartów nie da się po prostu przedstawić w słuchowisku (czy nawet w filmie). „Wyprawa na wysypy nonsensu” jest na szczęście wolna od podobnych motywów. Być może była to świadoma decyzja Papcia, kiedy pisał tę konkretną książeczkę. Wysłani przez Profesora T. Alenta, bohaterowie badają cudaczne wyspy, zamieszkane przez cywilizacje zdominowane przez jakiś inny absurd życia codziennego. Mamy więc wyspę biurokratów, wyspę palaczy czy nawet wyspę maniaków motoryzacji. Romek, A’tom i Tytus muszą zatem grać rolę jedynych normalnych. Nie wytykają jednak mieszkańcom wspomnianych absurdów, przebieg opowieści robi to za nich.

To, co na dzień dobry rzuca się w oczy: do płyty została załączona niewielka książeczka. W pierwszej chwili pomyślałem, że może to komiks, ale okazała się zbyt cienka i innego formatu. Jest to bardziej „making off” słuchowiska, w którym autor przedsięwzięcia (Tomasz Kin) opowiada o początkach projektu. Ponadto przeczytamy kilka ogólnych informacji o postaciach, aktorach i ilustracji. Słusznie, bo choć komiks może być niekiedy równie wartościowy co książka, dołączenie pierwowzoru w tym wypadku mijałoby się z ideą słuchowiska. W końcu im mniej pokażemy odbiorcy, tym większe pole do popisu będzie miała jego wyobraźnia.

Słucha się przyjemnie. Już na początku narrator (Ksawery Jasieński) wita nas słowami: „Nie tak dawno temu, w czasach głębokiego socrealizmu”. Jest to znak, że twórcy wiedzą za co się biorą i nadają wszystkiemu właściwego klimatu. Po niedługim wprowadzeniu („who is who”) reszta nagrania niezwykle wiernie trzyma się komiksu. Twórcy bardzo rzadko pomijają jakiś dialog (być może łącznie dziesięć zdań zostało wyciętych), jednocześnie rozbudowując wszystko o zupełnie nowe kwestie. Zachowują one ducha tych autorstwa Papcia Chmiela. Momentami nasi ulubieni harcerze używają zwrotów typu „O Jezu”, „Zamknij się!” czy „Ja pierdykam”, ale dzięki nim wydają się chyba bardziej naturalnymi postaciami. Słuchowisku nie można zarzucić nachalnych ugrzecznień, na które ponarzekałem trochę recenzując „Wśród Złodziei Marzeń”. Bohaterowie nie są dziećmi i nie ukrywają tego.

Przejdźmy do tego, czego wszyscy są najbardziej ciekawi – do głosów. Autor naszych bohaterów nie bawi się w „false advertising”. Aktorzy dobrani są idealnie! Arkadiusz Jakubik robi równie świetną robotę jako Tytus, co Marek Kondrat w filmie Leszka Gałysza. Rafał Mohr świetnie ożywia postać cwaniakowatego Romaka. Jedyne zastrzeżenia mam do Bartka Topa jako A’tomka, który – choć pierwsze wrażenie zrobił na mnie dobre – im dalej, tym więcej miał momentów, w których mamrotał, jakby był zaspany. Co najważniejsze, słuchając dialogów tej trójki miałem ich postacie przed oczami. Jest jeszcze Krzysztof Globisz w roli Profesora T.Alenta – nie ma zbyt wielu kwestii, ale wdaje się w rolę jak ulał. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, chwilami czuć nadmiar udzielającego się narratora. W kilku momentach opisuje coś, co spokojnie można było wygrać samym dialogiem i dźwiękami.

W jednym momencie mamy naprawiony błąd merytoryczny: oto padający z głodu A’tomek sugeruje kompanom, by udali się w poszukiwaniu jakieś restauracji. No tak, ale przecież na początku historii profesor zaopatrzył harcerzy w suchy prowiant na wyprawę. Tu Romek wytyka niedopatrzenie w logice A’tomka i zniknięcie żywności zostaje wyjaśnione. Podobny manewr zastosowano kiedyś w słuchowisku na podstawie jednego z „Asteriksów”, prostując błąd historyczny w scenie, kiedy Asteriks obiera ziemniaki (wyjaśniono skąd się owo – sprowadzone do Europy ponad tysiąc lat później – warzywo w wiosce Galów wzięło). A propos „Asteriksa”: w pewnym momencie, gdy Tytus i jego kompani mają do czynienia z wyspą obsesyjnych biurokratów, narrator robi wzmiankę, że „poczuli się jak w domu, który czyni szalonym”. Celowy ukłon czy może określenie to było zawsze obecne w mowie potocznej, jako slang na znienawidzoną przez społeczeństwo administrację?

Muzyka pojawiająca się co jakiś czas w słuchowisku jest ok. Mimo że pasuje do klimatu tej konkretnej księgi, liczyłbym, że w kolejnych będzie już nieco bardziej urozmaicona. Tak, piszę „kolejnych”, bo chętnie usłyszałbym adaptacje pozostałych ksiąg Papcia Chmiela w wykonaniu tego samego zespołu! Wspomniałem wcześniej, że nie wszystkie przygody Tytusa dałoby się zaadaptować, ale z pewnością jeszcze kilka sprawdziłoby się równie dobrze w wersji audiobooka. Pomijając dwie napomknięte wady, jest praktycznie idealnie. Słuchowisko polecam wiernym fanom Tytusa – zarówno tym, którzy chcieliby sprawić młodszym pociechom prezent i dali poznać na czym chowali się ich rodzice, jak również tym, którzy chcieliby sobie przypomnieć za co pokochali bohaterów Papcia Chemila.

Maciek Kur

„Tytus, Romek i A’Tomek. Wyspy nonsensu” (słuchowisko)
Autor projektu: Tomasz Kin
Występują: Arkadiusz Jakubik (Tytus), Rafał Mohr (Romek), Bartłomiej Topa (A’Tomek), Krzysztof Globisz (profesor T’Alent), Ksawery Jasieński (narrator)
Wydawnictwo: Agora
Data publikacji: 2010
Nośnik: płyta CD
Oprawa: twarda
Ilość stron: 24 (książeczka)
Cena: 34,90