BAŚNIE tom 8: WILKI


W społeczności Baśniowców odnajdujemy wiele pierwszoplanowych postaci. Od czasu do czasu ktoś inny gra pierwsze skrzypce, wokół kogoś innego zawiązuje się główny wątek opowieści, lecz tak naprawdę akcję „Baśni” napędzają losy kilku bohaterów. Najnowszy tom serii skupia się na powrocie najważniejszej z nich wszystkich.

Bigby Wilk bynajmniej nie jest bohaterem kryształowym. Sam fakt, że mamy do czynienia z ciemiężycielem Trzech Świnek stawia go raczej w niekorzystnym świetle. Do tego należy dopisać raczej odpychający sposób bycia, wątpliwe maniery czy skłonność do picia alkoholu, który zresztą i tak na niego nie działa. A jednak to były szeryf Baśniogrodu w zasadzie od samego początku serii jest jej protagonistą, choć często bywa nieobecny. Niestety postać wykreowana przez Willinghama za bardzo przypomina mi – nie tylko z wyglądu, choć nie ukrywam, że mam na myśli przede wszystkim uderzające podobieństwo – Wolverine’a. Wcielający się w niniejszym tomie w rolę komandosa, wykonującego szczególnie niebezpieczną i szalenie ważną misję, Bigby jawi się jako niepokonany członek drużyny mutantów Charlesa Xaviera. Brakuje mu tylko odpowiedniego kombinezonu. Mam wątpliwości, czy tego właśnie oczekuję – kopii dobrze znanego mi herosa.

Wydaje mi się to niesamowite, jak wiele różnych fajnych pomysłów Bill Willingham potrafi wykorzystać jedynie połowicznie, „serwując” wygłodniałemu jak wilk czytelnikowi niedosyt wrażeń i pozostawiając wzbudzane oczekiwania niespełnionymi. Źródła, z których czerpie są wręcz niewyczerpalne, mnogość baśni zapewni jego autorskiej serii koncepty na długie lata. Dlaczego zatem nie czuć w tym wszystkim magii spajania ze sobą kolejnych elementów ogromnej układanki? Śmiem twierdzić, że o wiele łatwiej jest wykorzystać jakiś wątek z dobrze znanej wszystkim bajki, połączyć go z innym dobrze znanym wątkiem z innej bajki i zaskoczyć tym miło czytelnika, niż zbudować wokół tego naprawdę ciekawą opowieść. Operując konkretami z omawianego tomu, doceniam pomysł na wielowymiarową strukturę łodygi magicznej fasoli, podoba mi się zabieg z wprowadzeniem do fabuły Królestwa w Chmurach, ale dlaczego to wszystko jest takie płytkie, a przede wszystkim, dlaczego jest takie bezbarwne, przewidywalne, opowiedziane na szybko, jak gdyby scenariusz miał ograniczoną liczbę plansz, kadrów i dymków? Czyżby Willinghama nie było stać na budowanie niezwykłego klimatu opowieści, a interesowała go jedynie produkcja kolejnych – o dziwo – nagradzanych zeszytów? Naprawdę trudno mi wyczuć, o wzbudzenie jakich emocji chodzi autorowi. Mnie jego historie nie są w stanie porwać, mimo że za każdym razem wiele sobie po nich obiecuję i dostrzegam w nich wiele nieoszlifowanych diamencików.

Żeby tego było mało, scenarzysta pokusił się w „Wilkach” o nawiązanie do polityki światowej, konkretnie do sytuacji Izraela. Moim zdaniem niezbyt trafne zdaje się być porównanie sytuacji znajdującego się w opresji Baśniogrodu do sytuacji państwa targanego zbrojnymi konfliktami od niepamiętnych czasów. Owszem, armia Adwersarza symbolizuje od samego początku mroczne widmo utraty suwerenności, chociaż w moim odczuciu wyjawienie tożsamości wroga odarło ją ze złowrogiej tajemniczości, lecz trudno przyrównać do siebie dwie dość odmienne rzeczywistości. Wykorzystanie analogii bazującej na mechanizmie nakręcającej się spirali nienawiści to chyba za mało, by dawać czytelnikowi lekcję historii.

Koniec końców „Baśnie” to seria przygodowa i powinna być rozliczana przede wszystkim z ilości dostarczonej rozrywki. Przyznam, momentami można się przy niej nienajgorzej bawić, chwilami jest ona zbyt przewidywalna. O przesłodzonym happy endzie nie chcę nawet wspominać.

Jakub Syty

„Baśnie” tom 8: „Wilki”
Tytuł oryginału: „Fables: Wolves”
Scenariusz: Bill Willingham
Rysunki: Mark Buckingham, Shawn McManus
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 03.2011
Wydawca oryginału: Vertigo
Objętość: 128 stron
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: miękka, kartonowa
Papier: offset
Druk: kolor
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 49,99 zł