CARLOS GARDEL: GŁOS ARGENTYNY

 

(należy czytać, słuchając tanga – najlepiej: „Por una cabeza”)

Kiedy rok temu pisałem w „Nowościach z Francji” (klik), że na tamtejszym rynku nakładem Futuropolis ukazał się drugi tom dzieła José Muñoza i Carlosa Sampayo, poświęconego życiu wybitnego argentyńskiego śpiewaka, to nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak szybko przeczytamy ten komiks w całości po polsku.

Istotnie – jest to zaskakujące. Choćby dlatego, że w dorobku tych dwóch gigantów, także pochodzących z Argentyny, najważniejszą pozycją jest niewątpliwie cykl o przygodach detektywa Alacka Sinnera, który, nawiasem mówiąc, gorąco polecam. Jest to komiks znacznie przystępniejszy, o burzliwej akcji, świetnym tle obyczajowym i ogólnie niesamowitym klimacie.

„Carlos Gardel” to bardzo dziwny wybór wydawcy. O ile w Argentynie jest to postać absolutnie kultowa, to w Polsce król tanga jest znany w zasadzie jedynie w kręgach specjalistów, choć przyznajmy – jego głos nawet dziś brzmi niesamowicie. Wydać nad Wisłą komiks o Gardelu to trochę tak, jakby wydać w Paragwaju komiks o Norwidzie. Oczywiście same nazwiska twórców mogą przyciągnąć rzesze nabywców. Problem w tym, że jak dotąd obaj panowie artyści byli u nas zupełnie nieznani (znów – poza wąskim gronem koneserów). O ile we Francji, gdzie Muñoz i Sampayo mają status zbliżony do Hugo Pratta czy Jacquesa Tardiego, mogą oni wykorzystać swoją popularność, aby promować pamięć o wielkim rodaku, o tyle u nas wygląda to trochę tak, jakby mało znany pieśniarz z lat trzydziestych miał zachęcić czytelników do sięgnięcia po dzieło zupełnie nieznanych autorów. Przyznam, że nie do końca rozumiem tę koncepcję, ale życzę inicjatywie powodzenia, bo wielce poważam tę parę twórców.

Kim był Carlos Gardel? Najwybitniejszym wykonawcą pieśni tango, po części wręcz twórcą gatunku, ponieważ, jak dowiadujemy się z posłowia, Gardel był pierwszym, który dodał do tanga słowa – wcześniej były to utwory instrumentalne. Dodajmy, że tango, wbrew temu co się może kojarzyć np. z wykonania Mieczysława Fogga (klik), to nie są utwory będące synonimem obciachu, tylko pieśni ulicy opisujące ciężkie życie w conventillos (wielorodzinnych domach dla biedoty) na przedmieściach Buenos Aires. Opowiadają nierzadko o złodziejach, żebrakach i hazardzistach. Tango w Argentynie to bardzo męska muzyka, przesiąknięta duchem przyjaźni, dymu papierosowego i brzękiem butelek, wypełniona sentymentem do innego życia, przeszywająca nostalgią przywodzącą na myśl „Ojca chrzestnego”. Posłuchajcie! Dziedzictwo Gardela jest obecne w kulturze do dziś, czasem w formie nieco przetworzonej – jego pieśń „Volver” przerobiona na flamenco przez Estrelle Morente (klik), została wykorzystana w filmie Pedro Almodovara – film wziął od niej tytuł.

Po tym nieco długim, lecz jakże koniecznym wprowadzeniu, przejdźmy do samego komiksu. Jest on dość trudny w odbiorze już choćby przez dość złożoną formę, zabiegi narracyjne i wreszcie egzotyczny kontekst kulturowy. Spróbujmy trochę to rozjaśnić, ale przyznaję – będzie ciężko.

Komiks nie ma dźwięku – to dość banalne stwierdzenie staje się nader kluczowe w dziele, które siłą rzeczy poświęcone jest muzyce. Wyobrażacie sobie np. „Blues Brothers” bez dzwięku? Głupie, prawda? No właśnie.

Autorzy robią co mogą, aby przywołać czytelnikowi wyjątkowy klimat rozbrzmiewających tangiem kawiarni, klubów i ulic, ale te dźwięki muszą się narodzić w naszej wyobraźni. Temu służą występujące ciągle w tle fragmenty tekstów piosenek, bardzo często uzupełnione o przypis z tytułem, aby wędrując przez komiks, każdy mógł zanucić właściwą melodię. Aby to w ogóle mogło się udać, takty tanga musiałyby być zasiane i obecne w umyśle każdego czytelnika. I nie wątpię, że w Argentynie tak właśnie jest. My, Polacy, jeśli nie jesteśmy wielbicielami tych brzmień, najlepiej wspomóżmy się podczas lektury podkładem dźwiękowym z płyty lub komputera.

Biografia Gardela pełna jest niejasności, co wielokrotnie wspomniano na kartach albumu. Dlatego sama historia nie zmierza płynnie z jednego punktu do drugiego, a raczej lawiruje onirycznymi meandrami, koncentrując się bardziej na chwilach, obrazach, symbolach niż jakiejkolwiek nadrzędnej fabule.

Postać pieśniarza jest w Argentynie i wielu innych krajach latynoskich przedmiotem nabożnej czci na granicy mistycyzmu. Powoduje to dodatkowo, że jakakolwiek ingerencja w powszechnie pielęgnowany wizerunek artysty, naraziłaby komiks na głęboki ostracyzm. Jest to rzecz o tyle kłopotliwa, że każdy w Ameryce Południowej ma własną wizję Gardela i obrazy te są często nie do pogodzenia. Jak postąpić, by nikogo nie urazić? Autorzy zdecydowali tak wszystko zamotać, żeby nikt do końca nie wiedział, co właściwie chcą napisać.

Akcja toczy się na trzech płaszczyznach czasowych. Najstarsza to ostatnia dekada XIX wieku – na te lata przypadło dzieciństwo Gardela. Był to okres, kiedy bogata Argentyna (była wtedy w dziesiątce najbogatszych krajów świata) musiała stawić czoła Długiej Depresji, znanej też w Londynie jako Panika 18901. Długotrwała dekoniunktura połączona z oszustwami wyborczymi Narodowej Partii Autonomicznej, doprowadziła do do tzw. Rewolucji Parkowej – nazwa wzięła się od zdobycia Parku Artylerii2 Buenos Aires – i w konsekwencji rezygnacji prezydenta Juareza Celmana. Trzeba też dodać, że był to okres, kiedy klasa robotnicza nie miała żadnego przedstawiciela w parlamencie, a ochrona prawna ubogiej warstwy społeczeństwa zasadniczo nie istniała. W tym burzliwym czasie autorzy komiksu ukazują młodego Carlosa jako rozrabiakę bez grosza przy duszy, próbującego używać ulicznego sprytu do radzenia sobie z szarą codziennością. Dość znaczące jest spotkanie z przedstawicielem walczącego proletariatu (domyślamy się, że to sympatyk Unii Obywatelskiej – partii radykalnych liberałów odpowiedzialnych za wybuch rewolucji3). W mocno spolaryzowanym politycznie państwie, Gardel będzie musiał zręcznie lawirować miedzy walczącymi socjalistami i konserwatystami, stając się bohaterem narodowym całego społeczeństwa.

Ponownie dojrzałego już Gardela spotykamy w latach trzydziestych XX w. Ale raz jeszcze, żeby było trudniej, śledzimy na zmianę losy bohatera i zupełnie nieistotnego sobowtóra – naśladowcy, Romualdo Mervala. Znów zacznijmy od umiejscowienia opowieści w kontekście historycznym, aby lepiej wyczuć jej klimat, jako że akcja toczy się w dość egzotycznym dla nas kraju i nie każdy czytelnik będzie miał te informacje w pamięci. Argentyna jest już innym państwem4, pierwszy przedstawiciel socjalistów w parlamencie (Alfredo Palacios) pomógł uchwalić prawa pracowników, a wkrótce potem Partia Narodowa na swoją zgubę doprowadziła do powszechnych, wolnych wyborów, które przegrała na rzecz radykałów z Unii Obywatelskiej. Rządzący socjaliści zyskali przychylność buntujących się wojskowych, zezwalając na tłumienie zamieszek, w wyniku których zginęło tysiąc pięćset osób (porównajmy to z naszym rodzimym stanem wojennym, aby ocenić skalę konfliktu jaki powstał między radykalną lewicą a siłami reprezentującymi stary porządek). Jednocześnie zaczęły pojawiać się ruchy wzorowane na Czarnych Koszulach Mussoliniego, a prawoskrzydłowi intelektualiści wzywali do narzucenia dyktatury wojskowej. Pomimo tego, że w 1929 roku Argentyna była w przeliczeniu na mieszkańca czwartym najbogatszym krajem świata, wybuch Wielkiej Depresji i ataki bombowe anarchistów doprowadziły do zamachu stanu, a w następstwie do okresu zwanego Niesławną Dekadą, charakteryzującą się oszustwami wyborczymi, korupcją, prześladowaniem opozycji i lokalnym kryzysem gospodarczym. W tym właśnie niespokojnym okresie toczy się główna linia fabularna komiksu.

Widzimy Gardela jak z jednej strony kokietuje konserwatywnego polityka Castello, zyskującego wpływy dzięki defraudacjom i przemocy, z drugiej zaś spotyka się z tym samym Alfredo Palaciosem, który reprezentował w parlamencie klasę robotniczą przed zwycięstwem socjalistów. Obserwujemy jego obojętny stosunek do kobiet i wielkie przywiązanie do matki. I przede wszystkim śledzimy poczynania Mervala, który od pierwszego spotkania z Gardelem będzie kroczył po jego śladach aż do śmierci. Byłby to może świetny wątek budujący napięcie, mamy tu nawet kobietę szpiega – poznaną na wyścigach konnych Marię Esther („Por una cabeza de un noble potrillo5”), która spotyka się z nimi obydwoma, ale autorzy porzucają wszystkie wątki. Nie starają się nawet zbudować z kolejnych scen jakiejś ciągłej i spójnej narracji i wszystko rozmywa się w przemieszanych retrospekcjach, słowach piosenek i sennych zjawach, w których ludzie na drugim planie przybierają formę postaci z kreskówek. Wraz ze śmiercią głównego bohatera rozpoczyna się długa sekwencja majaczeń, jakie przebiegają mu przez głowę w ostatnich sekundach życia. Występuje tu wiele osobistości znanych z kart komiksu.

Ostatnią płaszczyzną czasową jest współczesność – rok 2000. Zorganizowano debatę poświęconą Gardelowi – „ideałowi Argentyńczyka”. Biorą w niej udział eksperci, a w TV przysłuchuje się temu postarzały Merval i cała Argentyna. Autorzy wykorzystali formę dyskusji między drugoplanowymi postaciami, aby podkreślić trudności pojawiające się przy omawianiu biografii artysty, ale ten zabieg jest trochę zbyt toporny, podobnie jak amnezja w grach komputerowych. Kiedy prowadzący program zwraca się do widzów słowami: „Nikt nie chciał obrazić naszych urugwajskich braci6. Pragnę, droga publiczności, by było jasne, że wypowiedzi odzwierciedlają jedynie poglądy ich autorów.”, to mam wrażenie, że scenarzysta zwraca się do czytelnika, bezpośrednio burząc „czwartą ścianę”. Jest to tak nienaturalne, że rujnuje rytm komiksu (który choć rwany i nieoczywisty, to jednak jest w tej historii obecny).

Jeśli chodzi o grafikę – Muñoz jest komiksowym geniuszem i czołowym przedstawicielem „powieściowego” nurtu w komiksie. Jego dorobek był jednym z kamieni milowych legendarnego magazynu „À Suivre” – w albumie wspomnieniowym periodyku autoportret z Sampayo znalazł się na odwrotnej stronie karty tytułowej. Długo można by mówic o zasługach rzeczonego – jego styl mieści się gdzieś pomiędzy Prattem, Comesem i Baudoinem, ale ciężko mi rozprawiać o tym szerzej, skoro w Polsce znany jest tylko ten pierwszy, a nawet nazwisko Tardiego kojarzymy tylko z jednego (znakomitego) wydanego przez Egmont albumu. Rysunki – podobnie jak sam scenariusz – potęgują wrażenie obcości, tajemniczości i tymczasowości. Graficznie jest to ścisła czołówka serii „Zebra” – stawiam album na równi z „Ibicusem” Rabate (o właśnie – tego skojarzenia też nie sposób uniknąć). Kreska Muñoza w „Carlosie Gardelu” jest inna niż we wcześniejszych komiksach – bardziej swobodna, pozornie niedbała, ale przez to też nieco trudniejsza dla odbiorcy. Wciąż zastanawiam się, czemu wybór wydawcy padł właśnie na ten album i być może chodziło o wydanie czegoś świeżego, co nie budziłoby podejrzeń o bycie odgrzewanym starociem. A być może po prostu jesteśmy świadkami prekursorskiego, pozytywistycznego okresu w dziejach naszego rynku komiksowego, kiedy wydawcy pozwalają sobie na artystyczne eksperymenty (podobnie jak za pionierskich czasów Polsatu, na antenie stacji można było zobaczyć teledyski Pixies). Strasznie jestem ciekaw odbioru tego komiksu, ale mówiąc szczerze – nie mam złudzeń.

Odnoszę też wrażenie, że gdybym znał dobrze teksty pieśni Gardela, odkryłbym w opowieści szereg nowych znaczeń – to wszystko gdzieś tam musi być…

Arek Królak

PS Jeśli jeszcze macie wątpliwości, czy tango to muzyka dla prawdziwych twardzieli – obejrzyjcie tę scenę z filmu „Zapach kobiety” (klik). Kto pierwszy rozpozna, jaka to melodia?

 

Inne opinie

Argentyńscy mistrzowie komiksu opowiadają o biografii argentyńskiej legendy w rytm argentyńskiego tanga. Rzecz niewątpliwie wartościowa, jednak mocno hermetyczna zarówno ze względu na formę (przenikające się różne płaszczyzny fabularne) jak i treść (ani temat argentyńskiej muzyki ani tym bardziej argentyńskiej tożsamości narodowej nie jest zbyt intrygujący dla polskiego czytelnika). Raczej więc dla koneserów.

Michał Siromski

Wytrawne danie komiksowego jadłospisu. Przed konsumpcją należy zadbać o gabinetowe warunki i odpowiedni nastrój. Gwarantowana prawdziwa uczta dla zmysłów, o ile tylko damy się ponieść halucynogennej narracji. Opowieść równie egzotyczna, co tytułowa postać. Rysunek pomimo klasycznego, czarno-białego charakteru, pełen słońca, barw i dynamiki. Całość niewątpliwie ma w sobie coś z entuzjazmu ostatniej chwili przed śmiercią, kiedy to podobno przed oczami przemyka całe życie. Radość płynąca z lektury mącą dwie wpadki wydawcy. Komiks wydrukowano na zbyt cienkim papierze, w wyniku czego przebija się zawartość rewersu kartki, zakłócając czytelność planszy. Zabrakło też przypisów z przetłumaczonymi tekstami piosenek, których fragmenty pojawiają sie w dymkach. Załapała się jedynie niewielka ich część, a zabiegiem translatorskim powinny być potraktowane wszystkie.

Michał Mucha

1 Nie mylić z Wielką Depresją lat trzydzistych XX w., bardziej popularną w Polsce, jako że w XIX w. mieliśmy, jak wiadomo, inne problemy niż kryzysy światowe.
2 Tabor wojskowy, do którego należą także warsztaty remontowe.
3 Ruchy komunistyczno-anarchistyczne w Argentynie pojawiły się dopiero 30 lat później.
4 Neutralność podczas I wojny światowej zaowocowała szybkim wzrostem gospodarczym i dużym znaczeniem na arenie międzynarodowej (rząd przekazał 5 milionów peso pomocy dla Związku Radzieckiego, pomimo tzw. Kordonu Sanitarnego ustanowionego przez Francję).
5 „Losing by a head of a noble horse” – słowa tanga opowiadają o nałogowym hazardziście, porównującym swoje uzależnienie od wyścigów do fascynacji kobietami. Główny motyw melodii jest zaczerpnięty z koncertu skrzypcowego Mozarta (klik – od 4:00).
6Nie ma pewności, czy Gardel urodził się we Francji czy w Urugwaju.

„Carlos Gardel: Głos Argentyny”
Scenariusz: Carlos Sampayo
Rysunki: José Muñoz
Wydawca: Egmont
Data wydania: 06.2011
Liczba stron: 120
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 49,99 zł