„FLASHPOINT”: „BATMAN: KNIGHT OF VENGEANCE”

JAKI SYN, TAKI OJCIEC


W „Batman: Broken City” jest fantasmagoryczny moment, gdy wkraczamy do umysłu Wayne’a w momencie przeżywania przezeń koszmarów. W rzeczonej chwili miliarder po raz enty doświadcza śmierci swoich rodziców, tym razem zastanawiając się, jak ta tragedia mogłaby się inaczej potoczyć. W trakcie snu dochodzi w pewnym momencie do wniosku, że lepiej dla niego samego byłoby, gdyby umarł tamtej nocy z swoimi najbliższymi. Nawet odważa się przyznać, że uczyniłoby go to szczęśliwym i spełnionym. Siedem lat po „Rozbitym mieście” Azzarello spełnia niejako zachcianki Bruce’a. Chociaż…

Miniseria „Knight of Vengeance” narodziła się przypadkiem. Właściwie na lajcie. Do Azzarello dzwonią kolejno Eddie Berganza (redaktor DC Comics), następnie Geoff Johns, przekonując autora „100 naboi” do wzięcia udziału w pracach nad „Flashpoint” – kolejnym ultra-mega-wielkim crossoverze czasoprzestrzennym, po którym żółwie będą latać, a uniwersum superbohaterów rozpocznie swe przygody od zera. Naciskają scenarzystę, by zajął się jedną z postaci w ramach eventu.

Azzarello powątpiewa w inicjatywę kolegów, by nie rzec, że jest poirytowany całą sytuacją. W końcu nie ma zwyczaju uczestniczyć w takich przedsięwzięciach. Uważa je za nonsens. I gdy w sumie ma już zakończyć rozmowę, od niechcenia zadaje pytanie: „Kto zajmuje się Batmanem?”. Jak się okazało – nikt. Nie było nawet rozbudowanych planów wobec Mrocznego Rycerza w związku z tym eventem. Niczego, nie licząc faktu, że we „Flashpoint” rolę Batmana miał sprawować Thomas Wayne, ojciec Bruce’a.

Nie czekając ani chwili dłużej, Brian Azzarello zarezerwował sobie prawo do pracy nad nietoperzastym spin-offem do „Flashpoint”. Do pomocy sprowadził w międzyczasie kolegów ze „100 naboi” – Eduarda Risso i Dave’a Johnsona. Od dawna chciał z nimi ponownie współpracować. W dodatku uznał, że przed „Spacemanem” (najnowszy projekt dla Vertigo ekipy od „100 kulek”) przydałaby się solidna rozgrzewka. Jednak tym, co zadecydowało o powołaniu do życia „Knight of Vengeance”, była genialna w swojej prostocie idea Azzarello. Scenarzysta bowiem zadał proste pytanie: „Jeżeli tamtej tragicznej nocy nie wszystko potoczyłoby się swoim torem, co by się stało potem?”. Redaktorzy byli zszokowani i zaintrygowani. Natomiast czytelnicy… oniemieli.

Już dawno temu Krzysztof Lipka-Chudzik narzekał na łamach KZ, że „Broken City” było komiksem poniżej możliwości Azzarello. I trudno się z nim nie zgodzić. Zarówno w tym komiksie, jak i przyszłych o Batmanie (chociażby gazetowe shorty do „Wednesday Comics”, „Joker” czy jego pulpowa interpretacja w „First Wave”) miało się wrażenie, że scenarzystę „Loveless” uwiera redaktorski kaftan bezpieczeństwa. Nie mógł przekroczyć pewnego progu kreatywności, który pozwoliłby mu poczuć się swobodnie w tym uniwersum. Gdy zaś dostał okazję zrobienia historii nawiązującej do tradycji „Elseworld”, gdzie mógł wywrócić cały świat do góry nogami bez żadnych konsekwencji i bawić się bez ograniczeń konceptami znanych postaci, postanowił nie ograniczać się. Puścił wodzę fantazji i zrobił komiks, którego lektura dla niego samego (fana pulpowych kryminałów i mrocznych klimatów) byłaby frajdą. Jazdą bez trzymanki.

Wreszcie – o czym jest ten komiks? Wyobraźcie sobie, że tamtej feralnej nocy Bruce Wayne umarł. Jego tragiczna śmierć ma swoje reperkusje – ojciec targany rozpaczą, poczuciem winy i żalem, rzuca swoją karierę lekarską dla kariery właściciela kasyn, który nocami w stroju Batmana morduje najgorsze kanalie i bandytów. Martha natomiast, matka Bruce’a, popada w głęboką depresję doprowadzającą ją w pewnym momencie do szaleństwa. Maligny, której już nigdy nie odpędzi i która pozostawi trwały ślad na jej psychice.

Dla każdego zapalonego fana Mrocznego Rycerza lektura „Rycerza zemsty” będzie niezwykle krótką, ale ekscytującą i kompletną uciechą. Myśli pokroju: „Co się tu, do cholery, dzieje?!”, „Że co…?”, „Ale jak to…?” będą się przewijały ciągle, nawet przy następnym przekartkowaniu komiksu. Aby było jeszcze zabawniej, Azzarello tak skonstruował Thomasa jako Batmana, że jest on w pewnych aspektach bardziej naturalny i wiarygodniejszy od Bruce’a. Gdy wkraczamy w akcję komiksu, Thomas jest starszym człowiekiem, zmęczonym życiem i swoją rolą. Nie popada jednak w tę samą paranoję, co jego podstarzały syn z „Powrotu Mrocznego Rycerza”. On nie chce być Batmanem. Nie chce zajmować się psychopatami, zabijać ich oraz inwigilować gangsterów zjeżdżających do jego kasyn. Jego misja jest bezprzedmiotowa, bo pewnego dnia pozwolił swoim demonom zaprowadzić się do takiego punktu w swoim życiu, dla którego nie ma alternatywy. Dlatego też stał się rozgoryczonym brutalem. Marudą niedopuszczającym się do żadnej satysfakcji. Obraz smutny, deprymujący i niezwykle intrygujący.

W komiksie pojawiają się starzy znajomi, ale odgrywają zupełnie inne role od tych, do których się przyzwyczailiśmy. Pingwin zostaje sługusem Thomasa w kasynie, tak jak Gordon w policji. Szkoda mówić o ich rolach, bo każdy szczegół w tej historii jest niezwykle ważny i ujawnienie mogłoby popsuć wrażenia z lektury. Zamiast więc spoilować, przechodzę szybko do rysunków. Risso wraz z kolorystką Patricią Mulvihill tworzą na kartach „Knight of Vengeance” swoje Gotham City, które jak na razie plasuje się w moim osobistym rankingu najbardziej świeżych i oryginalnych ostatniego czasu wizji tego miejsca. Wizualnie Gotham to wyblakłe miasto, przypominające nieco Las Vegas po latach swojej świetności (zupełnie jak w czasach obecnych). To moloch bez jakiegokolwiek życia, odarty z nadziei, bez perspektyw na przyszłość. W symbiozie z niesamowitym prowadzeniem postaci przez Risso, ich mową ciała, ekspresją, daje to niesamowity rezultat. Tego komiksu się nie czyta. Pochłania się go. Z pasją.

„Knight of Vengeance” był sporym zaskoczeniem na rynku amerykańskim. Jak to jednak możliwe, żeby seria poboczna eventu była nie tyle lepsza od samego eventu, co nawet możliwa do czytania bez jego znajomości? I jak doszło do tego, że w klasyfikacjach zagranicznych recenzentów taka historia jest obecnie mocnym kandydatem do komiksu superbohaterskeigo roku 2011? Coś nieprawdopodobnego. A jednak się stało.

Rzecz jasna bardzo polecam najnowszego Batmana duetu Azzarello i Risso. To nie tylko uczta dla fanów Mrocznego Rycerza, ale również dla wielbicieli dobrze skonstruowanych i poprowadzonych komiksów. I do tego finał ocierający się o geniusz „Zabójczego żartu”… To zdecydowanie pozycja, która powinna zostać zawarta w kanonie komiksów o Batmanie jako jedna z najlepszych nie tyle w „Elseworldach”, ale w opowieściach o Mrocznym Rycerzu w ogóle. Jazda obowiązkowa, choć horrendalnie krótka.

Michał Chudoliński

„Flashpoint”: „Batman: Knight of Vengeance” #1-3
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Kolorysytka: Patricia Mulvihill
Litery: Clam Robins
Okładki: Dave Johnson
Wydawca: DC Comics
Stron: 3 x 32 strony
Cena: 3 x $2,99