BEZ KOŃCA


222x300

Paweł Garwoł i Roman Lipczyński to dwugłowy polski Thomas Ott, ze wszystkimi tego faktu (tezy?) konsekwencjami. Z jednej strony ich wizja świata ma w sobie niesamowity, urzekający klimat, z drugiej – brak tu jednostajnie opowiedzianej historii, co sprawia, że zaraz po zakończeniu lektury trudno powiedzieć, z czym właściwie mieliśmy sposobność obcować

„Bez końca” to zbiór komiksowych opowiadań. Często spotykamy takie zbiory w literaturze, znacznie rzadziej w filmie. Kino karmi się opowieścią, nawet pozornie niezwiązane ze sobą wątki lubią się splatać w wielkim finale. Literatura hołubi krótkie formy i czytelnicy także cenią je wysoko. A jak jest z opowieściami obrazkowymi?

Komiks jako medium, które nie osiągnęło jeszcze takiego poziomu kulturowej dojrzałości, po krótkie formy sięga często z konieczności – jego długość bywa ograniczona ilością miejsca w danej publikacji lub dostępnym czasem twórców. Jednak „Bez końca” sprawia wrażenie, jakby od początku autorzy chcieli przemawiać do czytelnika przy pomocy sugestywnych obrazów i niedokończonych wątków (stąd zapewne tytuł zbioru), a nie wciągającej w przygody bohaterów opowieści.

Jest to zabieg ryzykowny. Porównanie do autora „Exit”, którym posłużyłem się na początku recenzji, wynika z bardzo podobnego odbioru tego rodzaju twórczości. Najpierw oszałamia nas wizja graficzna – bardzo szczegółowy, utrzymany w ciemnych tonacjach rysunek (dla porządku zaznaczę, że Ott do uzyskania tego efektu stosuje bardziej niecodzienną technikę). Nakłada się na to często ponury i zagadkowy scenariusz krótkich historii, który często pozostawia wiele niewyjaśnionych kwestii do mniej lub bardziej swobodnej interpretacji czytelnika. A na końcu pozostawia nas z wątpliwością, w jakiego rodzaju seansie uczestniczyliśmy.

Bardzo łatwo o wątpliwość – czy za tego rodzaju fasadą tajemniczości i swobody interpretacji nie kryje się czasem brak pomysłu autorów. Dotyczy to nawet tak uznanych i cenionych twórców jak David Lynch czy Jim Jarmusch. Niedawno w stosunku do ich filmów („Inland Empire”, „The Limits of Control”) bardzo poważni recenzenci otwarcie poddawali pod wątpliwość sens ukryty w wymienionych produkcjach. Ale pomimo mnogości wątków i postaci oba wspomniane filmy opowiadają jednak historię, a wielu widzów potrafi wskazać treści, jakie dzieła te w ich przekonaniu przekazują. Sztuka nie istnieje sama w sobie, a rodzi się dzięki relacji między artystą a odbiorcą – jeśli więc tej relacji nie ma, nie możemy mówić o w pełni wartościowym projekcie artystycznym. Nie każdy autor nawiąże tego rodzaju relację z każdym odbiorcą, a twórcy niezależni (jakich zawsze promowała Kultura Gniewu) z założenia nie starają się trafić w gusta publiczności masowej. O sukcesie bądź porażce takiej twórczości zadecyduje więc odbiór wśród tego wąskiego grona publiczności, które niszowe, niezależne produkcje jest w stanie zrozumieć i docenić.

Do czego zmierzam? Czytelnikom recenzji należy się jakaś rekomendacja, wskazówka, czy omawiane dzieło jest warte ich czasu i pieniędzy, czy wizja artystyczna przedstawiona w komiksie wnosi coś do gatunku, czy zagwarantuje nam kilka miłych chwil spędzonych z książka w dłoniach. Otóż na tego rodzaju pytania nie potrafię podać jednoznacznej odpowiedzi. Z pewnością komiks Garwola i Lipczyńskiego jest intrygującą pozycją, którą można odczytywać na wiele sposobów, jak pisze Marceli Szpak we wstępie. Czy jednak po lekturze pozostanie nam w pamięci coś więcej niż kilka niezwiązanych ze sobą wizji?

Moje osobiste odczucia były dość pozytywne – jest to komiks dojrzały, sprawnie opowiedziany, nietendencyjny i nie zawiera niepotrzebnych, wymuszonych puent. Jednak kiedy po kilku dniach próbowałem przypomnieć sobie choć jedną historię, musiałem sam przed sobą przyznać się do klęski – w mojej starej głowie nie zostało zupełnie nic. Być może jest to zresztą efekt zamierzony.

Jak zwykle za doskonałe wydanie należy pochwalić Kulturę Gniewu. Komiks obraca się wokół motywu zaokrąglonego prostokąta – od okładki (po rozłożeniu) przez stronę tytułową, ilustracje przed każdą nowelą, aż po poszczególne plansze komiksowe. Edytor poszedł za ciosem i w analogiczny sposób zaokrąglił rogi komiksu, co wraz z tytułem buduje wspólną wizję zawartości i konstrukcji samej książki. Wiąże się to też z tym, że numery stron są umieszczone od strony klejenia, więc trudniej je znaleźć.

Jedną z opowieści można obejrzeć tutaj.

Arek Królak

„Bez Końca”
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Data wydania: luty 2012
Liczba stron: 140
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Wydanie: I
Cena z okładki: 44,90 zł