STAR WARS: RYCERZE STAREJ REPUBLIKI #7 – STARCIE AMBICJI

STARTE AMBICJE AUTORA I WYDAWCY


Nuda z rewelacją, nuda i nuda z tajemnicą. Tylko to mi przychodzi do głowy, kiedy kolejny raz patrzę na okładkę nowych „Rycerzy Starej Republiki”. Jednak komiks ten jest ważny, ponieważ odpowiada na pytanie, czy Dark Horse ponownie pokazał środkowy palec swoim czytelnikom.

„Starcie ambicji” to tytuł zbiorczego wydania siódmego już tomu „Rycerzy…”. John Jackson Miller przedstawia w nim trzy kolejne przygody Zayne’a Carricka i jego ekipy. W pierwszej próbują odebrać nieuczciwie zarobione kredyty niejakiemu Cipiterowi. Następna historia dotyczy zbadania zaginionego statku wycieczkowego, zaś ostatnia zdemaskowania prawdziwych intencji pewnego biznesmena, który zarabia krocie na brutalnym sporcie.

Wygląda na to, że Miller chciał pokazać czytelnikom wspomniany już środkowy palec i jednocześnie dać im nieco odpocząć po wydarzeniach z poprzedniego tomu. Stworzył więc fabularne zapychacze przed kolejnym burzącym krew w żyłach wątkiem. Celem „Handlu przyszłością”, „Wiernego wykonania” i „Starcia ambicji” jest przedstawienie czytelnikowi nowej rewelacji, która prawdopodobnie będzie ważnym elementem w następnych tomach. Niestety, żadna z historii nie niesie ze sobą niczego na tyle wartościowego, by mogło wreszcie czegoś nauczyć głównego bohatera, ale również zapadłoby w głowie czytelnika na dłużej niż dziesięć minut po odłożeniu komiksu na półkę. Z tego powodu z zeszytu na zeszyt Zayne staje się postacią coraz bardziej głupią, płaską i zbędną. Gdyby gdzieś nagle zginął w mniej lub bardziej epicki sposób, pewnie zapomniałbym o nim po pięciu albo dziesięciu stronach.

Niestety, komiksowi „Rycerze…” są po raz kolejny zbyt luźno powiązani ze swoimi multimedialnymi protoplastami. Co jakiś czas wspomina się o różnych wydarzeniach i postaciach ze słynnej serii gier „KOTOR”, ale w moim przekonaniu to stanowczo za mało. Wydaje mi się, że Jackson robi to tylko w ramach przypomnienia, iż nadal czytamy o wydarzeniach, które miały miejsce kilka tysięcy lat przed bitwą o Yavin.

Do gustu przypadła mi oprawa graficzna. Za rysunki odpowiedzialni byli Bong Dazo („Handel przyszłością”), Dean Zachary („Wierne wykonanie”) oraz Brian Ching („Starcie ambicji”). Styl każdego z nich nadaje wspomnianym historiom odpowiedni klimat. Na pochwałę zasługuje tutaj Zachary. Jego rysunki wyglądają jak bardzo szczegółowe szkice ołówkowe wzbogacone o „brudne” kolory.

Zastanawia mnie jednak, dlaczego rysownicy tak różnie widzą głównego bohatera. U Dazo Carrick wygląda na naprawdę dobrze zbudowanego, budzącego szacunek młodego Jedi. W „Wiernym wykonaniu” Zachary dał się za bardzo ponieść wyobraźni. Wyraz twarzy jego Zayne’a przypomina czasami krzyżówkę ogolonego Kyle’a Katarna i Ronna Mossa, grającego Ridge’a Forrestera w amerykańskim serialu „Moda na sukces”. Myślę, że najlepiej tę postać widzi Ching. W moim przekonaniu najprecyzyjniej z całej trójki dostosował aparycję i mimikę Carricka do jego charakteru. Wygląda jak niedojrzały młokos i mimo posiadania miecza świetlnego oraz pewnego bagażu doświadczeń nadal wywołuje uśmiech politowania. Szkoda tylko, że Ching nie pomyślał o tym, rysując pierwsze numery serii. Tam, niestety, Carrick wygląda trochę za poważnie.

Podsumowując – bardzo ciężko jest wybrać jakąś grupę docelową, której można polecić siódmy tom „Rycerzy Starej Republiki”. Na pewno nie polecam go fanom gier stanowiących jądro tej części osi historycznej. Dlaczego? Dlatego, że po przeczytaniu komiksu nadal nie dowiedzą się o metodach nauczania mistrzów Lamara, Tokare czy Lestina*. Nie poznają szerzej ich poglądów na zaogniający się konflikt z Mandalorianami ani nawet ich doświadczeń z Wielkiej Wojny Sith, która miała miejsce nieco ponad trzydzieści lat wcześniej. Być może będą one przedstawione później, ale do końca serii zostało właściwie tylko dziewięć zeszytów. Potem trwa wojna na pełną skalę, więc „później” to chyba już trochę za późno.

To, niestety, pokazuje, że scenarzysta i wydawnictwo są po prostu leniwi i za bardzo myślą portfelem. Trzydzieści lat to jednak za krótki okres, żeby zapomnieć o spustoszeniu i cierpieniu, jakie Wielka Wojna Sith pozostawiła w całej galaktyce. Zakładam, że większość ówczesnej rady Jedi, jak i pozostałych mistrzów, doskonale pamięta ten okres i na pewno nie patrzą obojętnie na coraz silniejsze ataki Mandalorian na zewnętrznych rubieżach. Pojawia się niepokój, niepewność, tłumiony strach, pozorne kontrolowanie sytuacji i po raz kolejny nieunikniona konfrontacja nowego pokolenia rycerzy z kodeksem Jedi w czasie wojny. Jestem pewien, że wywiad Republiki jest najlepszy w znanym gwiezdnowojennym wszechświecie i jestem jeszcze bardziej pewien, że dzięki niemu Jedi doskonale zdają sobie sprawę, iż do prawdziwej tragedii może dojść w każdej chwili. Tymczasem czytelnik od początku całej serii nie dowiaduje się prawie niczego o wyżej wymienionych problemach, a pod marką „Rycerzy Starej Republiki” dostaje do ręki historię, gdzie główny bohater bada zaginiony statek wycieczkowy. Czy komuś w ogóle zależy na tym statku? Przypuszczam, że nie. Tego nawet nie da się zakwalifikować jako retardacji. Potworna nuda.

Z drugiej strony, mogę z czystym sumieniem polecić ten komiks z jednego, aczkolwiek kluczowego, powodu nie tylko zwykłym fanom wybiórczo sięgającym po pozycje z uniwersum Gwiezdnych Wojen, ale i apologetom „Starej trylogii”. Na ani jednym rysunku nie ma praprapra(…)dziadka Hana Solo, co uważam za absolutną wyrozumiałość ze strony scenarzysty, wydawcy oraz samego „flanelowca” Lucasa. Siódmy tom „Rycerzy…” nie przysłania blasku i nie niszczy mitu najlepszego przemytnika galaktyki.

Grzegorz Sikora

*Vrook Lamar, Vandar Tokare i Zahr Lestin byli mistrzami Jedi i zarządzali Akademią Jedi na Dantooine w trakcie wydarzeń z pierwszej części gry „Knights of the Old Republic”. Zastanawiali się wówczas, czy to przypadkiem nie ich mało elastyczne nauki spowodowały, że wielu młodych Jedi poszło na wojnę, a później odwróciło się od Zakonu.

Star Wars: Rycerze Starej Republiki #7: Starcie ambicji
Scenariusz: John Jackson Miller
Rysunki: Bong Dazo, Dean Zachary, Brian Ching
Wydawca: Egmont
Data wydania: luty 2012 r.
Liczba stron: 144
Format: 150×228 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 39,99 zł